Podążałam powoli przez tereny stada. Nie miałam co z sobą zrobić. Moje ostatnie tygodnie były ciężkie, byłam osłabiona a moje łapy ledwo unosiły moje wychudzone ciało. Choroba zmogła mnie i toczyła jak czerw toczy suche drzewo.
Podniosłam wzrok, moim oczom ukazał się mglisty las. Usiadłam ze zrezygnowaniem i wpatrzyłam się w pustkę.
Mój oddech przeszywał cichy szelest moich zmęczonych płuc. Zaległam na ciepłej trawie i zagłębiłam się w moich myślach.
Już tak dawno nie szukałam nawet najmniejszego kontaktu z żadnym wilkiem, trwałam w bezczynnym, stabilnym, moim zamglonym świecie. Wśród obcych działałam jak zepsuty automat wydając z siebie tylko potaknięcia i zaprzeczenia. Tylko tyle mogłam z siebie dać ? Byłam sama na siebie zła ale nie miałam siły nawet się teraz podnieść.
Moje ciało było zmęczone, zmęczone chorobą, pogodą i samą mną.
Nie mogłam jeść, nie mogłam nawet się zmusić by wziąć coś do pyska a co mówić o upolowaniu czegoś, nie miałam szans nawet znaleźć zepsutej padliny.
Zwinęłam się w kłębek i zanurzyłam się w moich myślach. Wypominałam sobie cały czas to, że gdy miałam siłę i mogłam żyć bez strachu nie robiłam tego. Teraz wiedziałam już, że to błąd.
Choroba mnie wykańczała, skurcze brzucha przeszywały mnie tworząc dreszcze na moim karku, moja klatka piersiowa podnosiła się w miarowym, płytkim, świszczącym oddechu a łapy zmęczone nawet unoszeniem mojego ciężaru przechodził chłodny ból.
Skrzywiłam się i przyjęłam kolejny atak choroby ze zrezygnowaniem.
Nie miałam już siły jej stawiać oporu, próbowałam wszystkiego, wszystkich leków, ziół. Zrezygnowałam, poddałam się.
Czy tak się to skończy? - zapytałam sama siebie w myślach.
To dość żałosny koniec, ale czy koniec może być żałosny, czy może być straszny, zasłużony. Koniec to koniec, koniec tego świata, koniec nas, koniec naszych zmysłów, koniec cierpienia, radości, miłości, bólu.
A więc czy koniec może mieć jakiś oddźwięk, czy może być pozytywny lub negatywny ? Jeżeli zakańczają się nasze dobre i złe przeżycia, dobre i złe uczucia, emocje to koniec jest neutralny, obojętny, nie opowiadający się za żadną z naszych wyimaginowanych stron.
Kolejny atak bólu przeszył moja klatkę piersiową jak zatruta strzała. Otworzyłam oczy i przechyliłam głowę tak by móc zobaczyć pokryty mgłą las.
Jasny opar mgły otulał wszystko co znajdowało się w lesie sprawiając wrażenie bezpieczeństwa i osłonięcia przed całym światem. Niedługo zostanę tu na zawsze by liście wzięły moje ciało a mgła przykryła moje mizerne resztki.
Nagle do moich uszu doszedł dźwięk kroków, drgnęłam, nie miałam siły uciekać, poddałam się. Dźwięk łap uderzających o leśne podszycie wzbierał a na tle mgły zaczęła rysować się sylwetka wilka. Zamknęłam oczy nie chciałam już wiedzieć, nie chciałam widzieć, zamknęłam się w sobie i czekałam.
<Jakiś basior?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz