Nie mogłem przestać o tym myśleć przez cały tydzień. W końcu odważyłem się. Rano, gdy tylko słońce wstało, a ja odzyskałem swoją prawowitą postać, pierwsze co zrobiłem to prędko pobiegłem do Valixy.
Jeszcze słodko spała, kiedy ja wpadłem do jej jaskini, ślizgając się na kamiennej płycie i wbijając się w twardą ścianę. Przy tym łomocie wadera niezadowolona przez nagłą pobudkę uniosła zaspany łeb i mruknęła:
- Co się stało, Leonardzie, że tak wcześnie mnie odwiedzasz?
- Eee... N-nic. - jąkałem się zakłopotany nadal leżąc na ziemi.
- Czyścisz mi podłogę? - zgadywała.
- Nie... - podniosłem się i wziąłem głęboki oddech, żeby w końcu jej to powiedzieć prosto w twarz, czego obawiałem się od kilku tygodni: - Czy chciałabyś iść ze mną na spacer?
<Valixy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz