Gdy na niebie zabłysły pierwsze promienie Słońca, wyszłam ze swojego
prowizorycznego schronienia złożonego z kilku gałęzi i żywicy i
podeszłam do małego źródła płynącego niedaleko.
- Dzisiaj mija Twój
trzeci rok, starzejesz się Des. - mruknęłam wpatrując się w swoje
wykrzywione odbicie.
- No jubilatko, uczcijmy to królikiem. - zaczęłam
węszyć w powietrzu, w poszukiwaniu smacznego kłapoucha. W końcu woń
zwierzęcia zetknęła się z moim nosem i już po chwili w moim pysku
zagościło niewielkie stworzenie z drgawkami pośmiertnymi. Po tym posiłku
złożyłam swój "dom " i chwyciłam w szczękę dwie linki, które trzymały
patyki. Ruszyłam w nieznanym kierunku.
Po kilku godzinach spokojnego
kłusu moje nozdrza zadrżały.
- Wataha? - szepnęłam i natychmiast
skręciłam. Nie mogłam trafić na stado, akurat dzisiejszej nocy. To było
zbyt niebezpieczne. Ale cóż, szłam dalej starając się zachować
odpowiednią odległość...
- Na dłuższą metę dawno nie widziałam żadnego
wilka, który nie był moją ofiarą. Może zatrzymam się u nich, chociaż na
kilka nocy... - myślałam nad tym. W stanie zamyślenia szłam szybko, by
przypadkiem nie natrafić na jakiegoś psowatego.
Wtedy znów poczułam
obecność innego wilka. Moje oczy zabłysły złotym kolorem i stałam się
niewidzialna. Cofnęłam się w krzaki. Biało-różowa samica zatrzymała się w
miejscu, w którym byłam i pociągnęła nosem, rozglądając się. Szybko ją
przeskoczyłam i cwałem pobiegłam przed siebie, a moja sierść wróciła do
normy. Wilczyca rozpoczęła pościg. Z bagażem na grzbiecie nie mogłam
osiągnąć dużej prędkości więc zatrzymałam się, zrzuciłam gałęzie i
najeżyłam sierść, a wadera zahamowała. Rzuciłam w jej kierunku kulę
zmaterializowanej energii, jednak ona uniknęła pocisku.
- Nie bój się,
nic Ci nie zrobię. - powiedziała przyglądając się wypalonej trawie w
miejscu, gdzie trafiła biała mana.
- Więc czemu mnie gonisz? - pokazałam
długie, białe kły.
- Wyczułam coś, chciałam sprawdzić co to jest i tym
czymś okazałaś się Ty. - rzekła biała.
- Trafiłam tu przypadkiem, już
idę. - chwyciłam w pysk linki i ruszyłam powoli, dysząc ciężko, nie tyle
ze zmęczenia, co ze zdenerwowania. W końcu zbliżał się wieczór, coraz
bliżej do mojego spotkania z Nim.
- Zaraz zapadnie zmrok, a jeśli tu
trafiłaś, to może zostaniesz, chociaż na jedną noc?
Już chciałam się
wykręcić, ale moje oczy zaczęły zmieniać kolor na czerwony.
- Dobrze. -
wzięłam swój ekwipunek i poszłam za waderą.
- Co się dzieje z Twoimi
oczami? - spytała. Serce mi zabiło.
- Emm... pyłki? - rzuciłam. Samica
wzruszyła barkami i odprowadziła mnie do małej jaskini.
- Odpowiada Ci? -
uśmiechnęła się życzliwie.
- Przytulna. Dzięki. - nie odwzajemniłam
uśmiechu. Od dwóch lat się nie uśmiechałam.
- Nie ma za co... Jak coś,
nazywam się Kiiyuko. - wilczyca wyszła, a ja zrzuciłam gałęzie z
grzbietu i sprawdzając czy nikogo nie ma w okolicy, zaczęłam medytację. W
samą porę, gdyż Słońce schowało się za koronami drzew, a bezgwiezdna
noc dodawała jeszcze więcej mrocznej atmosfery.
Moim umysłem zawładnął
On... Najpierw pokazał mi umierającą matkę. Jej krzyk spowodował, że z
moich ślepi popłynęły łzy. Potem mój krzyk. Ten, który wydałam, kiedy
wyrywał mi skrzydła. Potem przepowiednia. Myślałam, że to już koniec.
Ale nagle zobaczyłam jego krwiste, czerwone oczy.
- Pamiętaj Desari...
To się zbliża... - przez moje ciało przeszły jakby tysiące igieł.
Wrzasnęłam z bólu... I zemdlałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz