Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

wtorek, 13 października 2015

Od Yuki "Próba Mroku" cz.3 (cd. Kazuma)



Siedziałam przykuta do ściany przez kilkanaście minut. Chciałam się przeteleportować, nici. Próbowałam się zbliżyć do kluczyka. Łańcuch był zbyt krótki. Kobieta stała z uśmiechem zwycięstwa. Zdenerwowałam się i warknęłam. Jeszcze bardziej się uśmiechnęła. Poczułam się bezradna. Nagle poczułam odór pleśni. „No przecież” pomyślałam i próbowałam kopnąć w podłogę, żeby się załamała i słoiczek się przekulał i mogłabym się uwolnić, lecz nici. Jej uśmiech trochę zmalał, lecz i tak bił w oczy. Zauważyłam, że ściany, do których jestem przykuta są stare i spleśniałe. Kręciłam się i próbowałam rozwalić ścianę. Za jednym szarpnięciem prawej łapy, a raczej ręki, ściana zaskrzypiała. Za dziesiątym razem pękła. Zrobiłam tak samo z lewą ręką i byłam w połowie wolna. Wstałam i szarpałam nogami, łańcuch się oderwał i byłam wolna. Podeszłam do słoiczka otworzyłam go i zabrałam zawartość i się uwolniłam. Twarz kobiety zmieniła się na zaskoczoną. Uśmiechnęłam się ironicznie.
- I co… zdałam? - Zapytałam się
- Nie - Uśmiechnęła się - To była dopiero rozgrzewka
- Co jeszcze mam zrobić?
- Przynieś mi szmaragdowy medalion - zrobiłam wielkie oczy
- A gdzie się go znajduję? - zapytałam się
- To już twój problem - powiedziała – a, i masz 23 godziny.

Poszłam szukać tego medalionu. Po chwili chodzenia usłyszałam szelest za sobą. Odwróciłam się, żeby sprawdzić co to było… Odskoczyłam z przerażenia. To coś się na mnie patrzało. Zauważyłam na jego szyi medalion. Podszedł do mnie jak zwierzę. W wersji „człowieka” byłam bezbronna. Zaczął mnie wąchać. Nagle poczułam ból. Wgryzł mi się w nogę. Poczułam, że wlewa mi się coś w nogę. Zaczęłam się szarpać. Przewróciłam się i usłyszałam bieg. Pojawiło się więcej takich istot, lecz bez medalionu. Zaczęły mnie gryźć. Byłam bezbronna, ale walczyłam. Rzucałam się w boki. Nie pozwalałam im ugryźć szyi i twarzy. Usłyszałam dziwny ryk. Istoty rozbiegły się. Ja wstałam jak najszybciej i rzuciłam się na istotę z medalionem. Zaczęła dziwnie ryczeć i się wiercić. Pociągnęłam za łańcuszek. Istota nie miała czym oddychać. Po chwili zmarła. Zabrałam medalion i schowałam go do kieszeni. Odwróciłam się. Odskoczyłam z przerażenia. Stał nade mną czarny smok. Popatrzał na mnie ognistym wzrokiem i przeszedł obok mnie. Zaczął jeść martwe ciało istoty. Nie zwracał na mnie uwagi. Popatrzałam na jego skrzydło. Było widać na nich białe kropki podobne do gwiazd łączące się liniami. Jego ogon jakby kości, był czarny. Miał ostrza ustawione jak pióropusz na grzbiecie. Z jego głowy wystawały rogi. Popatrzałam jak je istotę. Bawił się nią. Nagle przytrzymał jego ciało i wyrwał głowę. Podniósł głowę do góry. Machną skrzydłem i prawie by mnie uderzył. Upadłam na ziemie. Jęknęłam i podniosłam plecy. Nagle smok na mnie popatrzał. Podszedł do mnie i zaczął mnie obwąchiwać. Ostatnim razem, gdy coś mnie wąchało skończyło się to ugryzieniem. Nagle wsunęło głowę pod moją rękę i „rzuciło” swoim ciałem o ziemie. Zamknęło oczy i odetchnęło. Pewnie to dziwnie wyglądało. Czarny smok z głową na kolanach nastolatki. Otworzył oczy i tak jak by chciał mi powiedzieć „Ufasz mi?”
- Tak - odpowiedziałam. Podniosłam rękę i zaczęłam go głaskać. Głaskałam go gdzieś pół godziny, aż nagle przypomniało mi się, że muszę znaleźć medalion w dwadzieścia trzy godziny. Smok się nagle zerwał i podniósł mnie za top. Podrzucił mnie i wylądowałam na jego szyi pomiędzy kolcami. Poczułam jak on wystartował. Leciał tak parę minut aż nagle zobaczyłam chatę tamtej kobiety.


<Kazuma?>


Uwagi: "Nagle poczułam pleśń." - w jakim sensie poczuła? Nie lepiej to jakoś uwzględnić? "Odkluczyć" czy "przekulać" nie są poprawnymi słowami. To pierwsze można zastąpić inaczej, niestety do drugiego nie mogłam znaleźć pasującego synonimu. Jeśli wypowiedź jest pytająca lub gdy postać krzyczy, należy podkreślić to używając właściwego znaku interpunkcyjnego. "Podeszedł"? "Ugryźnięciem"? "Jakby" piszemy razem. "Rzuciło" piszemy przez "rz". Um... Posłańcy Mroku są więksi od typowych smoków. Uznajmy więc, że ten spotkany przez Yuko był jeszcze młody. Posłańcy Mroku z prawdziwego zdarzenia są duzi jak... Hm... W każdym razie, gdyby taka Yuko położyła się na jego głowie, jeszcze miałaby sporo miejsca (czyli logiczne, że gdyby z kolei on położył łeb na jej kolanach nie dość, że by to się nie udało, a jeśli nawet, to połamałby jej kości). Jeden taki smok może mieć do dwustu metrów długości. Tymczasem ten, o którym pisałaś był wyraźnie kilkakrotnie mniejszy.

poniedziałek, 12 października 2015

Od Mizuki "Samotna wadera" cz.3 (cd. Valka)

Gdy wadera usłyszała mój głos, natychmiast rzuciła się do ucieczki, a ja w pewnym momencie straciłam ją z oczu. Powoli godziłam się z myślą, że po raz kolejny udało jej się uciec, lecz gdy tylko zrobiłam jeden krok usłyszałam strzał. Natychmiast zrozumiałam, co się stało i pobiegłam w kierunku odgłosu. W mojej głowie układały się najgorsze scenariusze, które niestety potwierdziły się. Gdy tylko dobiegłam do płotu, ujrzałam Valke leżącą we własnej krwi. Szybkim ruchem przeskoczyłam płot i podbiegłam do wadery,
- Valka! Valka! Nic ci nie jest? - krzyczałam bezmyślnie, było to niemal oczywiste, że jest. Leżała bowiem w ogromnej kałuży krwi.
Użyłam swojej mocy i częściowo zamroziłam jej krew. Po chwili ujrzałam biegnących w naszą stronę ludzi. Wzięłam Valke na grzbiet i przeskoczyłam przez płot. Już miałam zamiar uciekać do watahy, lecz stwierdziłam że to bardzo głupi pomysł, bo ściągnę ludzi do watahy. Używając resztek energii schowałam się za kamień i stworzyłam mojego "lodowego klona" by odwrócił uwagę ludzi. Poczekałam aż wszyscy pobiegli za drugą wersją mnie i powolnym truchtem pobiegłam w stronę watahy. Dobiegłam do Zielonego Lasu i poczułam, że odzyskuje przytomność. Zatrzymałam się i delikatnie położyłam ją na trawie. Wyglądała na zdezorientowaną, więc postanowiłam wytłumaczyć jej co się stało. Moje słowa nie docierały do Valki. Zaczęła się kręcić, było to dla niej bardzo niebezpieczne, bo ponownie mogła otworzyć ranę. Przygwoździłam wilczycę do ziemi i ponownie wyjaśniałam, co miało miejsce raptem pięć minut temu. Gdy wadera usłyszała, że zamroziłam jej krew, niemal natychmiast straciła przytomność. Po chwili podbiegł do nas wezwany chwilę wcześniej prze zemnie zespół medyczny. Natychmiast zabrał ją do wilczego szpitala. Poczułam silne wyrzuty sumienia, gdyż była to moja wina. Pobiegłam do wilczego szpitala. Jednak mimo moich próśb zostałam wyproszona z jaskini. Moja osoba ponoć "przeszkadza im w pracy". Nie chcąc robić scen, wróciłam do swojej jaskini. Z samego rana poszłam w odwiedziny do Valki, jednak już przy samym wejściu zastałam poinformowana, że nie jest to najlepszy wybór, ze względu na charakter wilczycy.
- Muszę z nią porozmawiać, choćby nie wiem co! - powiedziałam, podnosząc ton.
- Jej stan jest naprawdę zły, może przyjdź później.
- Proszę tylko o dziesięć minut.
Wilk popatrzył do wnętrza jaskini i odrzekł:
- Niech będzie, ale jeśli pacjentka sobie tego zażyczy, natychmiast stąd wyjdziesz.
- Dobrze.
Bezgłośnym krokiem weszłam do jaskini. Valka leżała na jednej z półek skalnych ciężko oddychając. Jej bok był w całości zabandażowany i wysmarowany jakąś mazią.
Gdy podeszłam bliżej wadera otworzyła oczy i chyba chciała coś oznajmić, jednak powiedziałam pierwsza:
- Valka... Przepraszam.

<Valka? Wybacz że takie krótkie i nudne, ale nie mam weny> 

Uwagi: Popracuj nad przecinkami. Wypowiedzi i narracja jak normalne zdania wymagają na końcu kropki.

sobota, 10 października 2015

Od Takashi "Jak rozpętałam II wojnę międzyświatową" cz.1 (cd. chętny)

Zimno. Buro. Ponuro.
Byłam głodna. Brakowało jedzenia. Miałam ochotę osobiście pójść i ochrzanić tych od polowań za niedopilnowanie obowiązków. Bo jak to inaczej nazwać? Ale już się nie odzywałam, bo to nie moja w tym dola.
I to właśnie głód wyrwał mnie ze snu. Z cichym jękiem przewróciłam się na drugi bok, po czym usiadłam. Nie było sensu dalej próbować wpaść w letarg. Nie mogłam, zważając na burczący brzuch. Jedyne wyjście? Iść samej sprawdzić, czy cokolwiek się uchowało. I tak zrobiłam. Wyszłam na lekki mróz, który szczerze mówiąc, był ledwie wyczuwalny dzięki grubej, aczkolwiek kolorowiastej, sierści. Wszędzie było biało.
Kilka wilków także postanowiło wyjść ze swoich jaskiń. Wśród nich była Astrid, jeżeli się nie mylę, to też Dante i chyba przewinęła się Lithium Vane.
Ostatnia postać, czyli Lithium - dla mnie była zagadką. Z tego, co się dowiedziałam, pracuje w bibliotece i zajmuje się młodymi. Dosyć miła i tak dalej, ale i tajemnicza. Ktoś mi powiedział - nie pamiętam już, kto - że jest córką Wilka Śmierci. Hej, to coś jak ja. Powiem jeszcze coś - on prawdopodobnie był jej ojcem.
Istna kotłownia myśli. Porzuciłam te jakże głębokie rozważania i zeszłam na dół. Tak jak większość, ku mojemu zaskoczeniu, wilków. Po chwili chyba byli wszyscy. Co się tutaj dzieje? Jako, że stałam w samym środku, po prostu się przedarłam, przepychałam się na chama na zewnątrz. Z kimś się zderzyłam. I nagle coś trzasnęło.
Jakby strzał. Rozległy się krzyki. Coś błysnęło. Kiedy wstałam, ogarnęłam, że wpadłam na Lithium. A jakieś dwa metry od nad otworzył się portal. Rozległy się kolejne strzały. Nagle wypadł z niego jakiś mały krasnal, a za nim taka chmara ludzików tego samego gatunku. Każdy z kijaszkiem, z których tryskała magia. Na początku się śmiałam, potem zdębiałam. Z portalu wkulkował się ogromny potwór, takie połączenie Frankensteina, wilka, feniksa i dementora z sagi "Harry Potter".
- Potępieni, do boju! - wrzasnął krasnal, rozwijając czarno - niebieski sztandar z narysowanym mieczem. Bo to był miecz, prawda? - Potępieni z Otchłani, ogłaszam wojnę z Ziemskim Wymiarem!
- Wojna! - krzyknęło stadko i Franken-feni-wilk-dementor.
- Co się dzieje!? - rozpoznałam głos Astrid.
- Zostało otwarte przejście do Otchłani! - krzyknęła Lithium, pomagając wstać jednemu z wilków. - Potępieni to walczący o prawa, których tak na prawdę wywalczyć się nie da. Dlatego szukają okazji, aby przedrzeć się do naszego świata. I widzą w nim okazję na to, aby wywołać wojnę. Chcą zasiedlić tereny.
Przeraziło mnie to, co powiedziała czarna wadera. Złapałam się za łeb i wytrzeszczyłam gały. Z mojego pyska wyrwała się pewna sentencja.
- O rany Julek... Znowu nawarzyłam bigosu.

<ktoś chętny? Potem można dać albo do Lithium, albo do Takashi - bez różnicy! :D> 

Uwagi: brak

Od Shayle "Nowa ja" cz. 1 (cd. Kazuma)

Doszłam właśnie do podnóża góry. Zaczęłam się rozglądać, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Powinnam teraz kogoś poszukać... Tylko kogo? Jedno jest pewne: z dala od różowych wilków... Nie mam nic do nich, po prostu źle kojarzy mi się ten kolor. Jak jakaś tęcza, miłość... Ugh... Ja chciałabym być twarda, bezlitosna... A nie jakaś zniewieściała waderka. Poszłam więc przed siebie. Nie widziałam żadnego wilka, który sprostałby moim "oczekiwaniom". Szłam w tej chwili po lesie. Czułam zimną ziemię pod łapami. Postanowiłam wejść na drzewo. Wdrapałam się na najniższe w okolicy i zaczęłam skakać na kolejne gałęzie. Trochę to było męczące. Po dłuższej chwili zeszłam i zobaczyłam granicę ciemnego, czarnego lasu.
"Idealnie..." - Pomyślałam. Z nieco podkulonym ogonem weszłam do Mrocznego Lasu i zaczęłam się rozglądać za jakąkolwiek żywą duszą. Wyglądało na to, że nikogo w tym lesie nie ma. Wszystko tu wyglądało na takie... Martwe. Coraz bardziej się bałam.
"Nie Shayle... Masz być twarda! Dasz radę... Ty się nie boisz..."
Stawiałam kolejne, niepewne kroki. Bałam się, że coś wyskoczy zza krzaków i się na mnie rzuci. Nagle zauważyłam ogon. Byłam pewna, że był to ogon wilka. Pobiegłam więc w tamtą stronę. Przez własną nieuwagę, wpadłam na właściciela owego ogona. Była to szaro-zielono-fioletowa wadera, zdaje się, że z drutem w ogonie. Już sam jej wygląd mi zaimponował. Ona odwróciła się w moją stronę i warknęła:
- Patrz gdzie leziesz, durny szczeniaku!
- Przepraszam... Szukałam tylko kogoś, kto może mi pomóc...
- Pomóc? - prychnęła. - To nie do mnie... Ja nie pomagam.
Wstałam z ziemi z nadzieją, że może ktoś w końcu pomoże mi się zmienić, chociaż w tym przypadku były to marne szanse.
- Ale nie... Nie o taką pomoc chodzi.
Szara wadera odwróciła się w moją stronę.
- A jaką? Przeczytać ci bajkę na dobranoc? - warknęła z pogardą. Przewróciłam oczami.
- Naucz mnie być taka jak ty - popatrzyłam na nią z nutą nadziei.
- W jakim sensie? - zapytała zdziwiona.
- No taka jak ty... Nie boisz się, i w ogóle... Proszę, ktoś musi mi pomóc...
<Kazuma?>

Uwagi: Przecinkiiiii... Mroczny Las to nazwa. "W ogóle" piszemy osobno.