Lipiec 2021r
Wyszedłem z Jaskini Alf po zdaniu raportu i od razu dostrzegłem sylwetkę mojej przyjaciółki. Siedziała kawałek od wejścia i spoglądała na inne jaskinie oraz przechodzące co jakiś czas wilki.
- Czekałaś na mnie? - spytałem z uśmiechem. Tori obróciła pysk zaskoczona i zrobiła minę, która przypominała mi zawstydzonego szczeniaczka. Urocze.
- Nie słyszałam cię. Brawo – powiedziała, nie odnosząc się do mojego pytania. W jej głosie brzmiało zmieszanie oraz podziw.
- A dziękuję, dziękuję – skłoniłem się delikatnie – Zawsze wiedziałem, że niesamowicie szybko się uczę. Ogółem jestem taki idealny...
- Chciałbyś – przewróciła oczami wadera.
- Czemu mam chcieć czegoś, co już mam? - spytałem, przekręcając łeb. Gdy wilczyca nie odpowiedziała, postanowiłem jej wypomnieć rzecz okropną – Zepsułaś moje plany. To ja miałem pójść po ciebie.
- Ach tak?
- Tak. Kiedy basior i wadera spotykają się, to samiec powinien przyjść po swoją... przyjaciółkę – skończyłem po chwili zawahania – Przez ciebie wyszedłem na kogoś niekulturalnego.
- Jakby było to coś nowego – mruknęła, wstając. Przewróciłem oczami i wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu.
- Ranisz me uczucia! Przecież ja zawsze odznaczam się nienagannymi manierami! - zawołałem dramatycznym tonem. Tori w odpowiedzi jedynie pokręciła łbem z pobłażaniem i ruszyła w stronę Zielonego Lasu. Potruchtałem za nią.
Szliśmy w ciszy. Każde z nas było oddane swoim własnym myślom i widocznie nie miało zamiaru dzielić się nimi z drugą osobą. Byłem ciekaw, co takiego tak zaprząta kudłaty łeb mojej przyjaciółki, ale nie zebrałem się na odwagę, by zapytać. Szedłem więc i zastanawiałem się nad pewną rzeczą, którą odpychałem zdecydowanie zbyt wiele razy od siebie. A była to, jakżeby inaczej, myśl o mojej kochanej przyjaciółce.
Wilczyca ta była dla mnie ważna. Musiałem w końcu to przyznać. Była moją najlepszą przyjaciółką i choć nie pamiętałem zbyt wiele z czasów naszego dzieciństwa, to właśnie tej rzeczy byłem pewien. W końcu dowiedziałem się tego znacznie wcześniej, niż własnego imienia, a to coś oznaczało.
Podobały mi się nasze relacje. Lubiłem spędzać z nią czas, ale to było coś całkiem innego, niż z innymi samicami. Ten mały rudzielec był moją piękną ostoją. Jej obecność dawała mi poczucie bezpieczeństwa i sprawiała ogromną przyjemność.
Od kilku miesięcy po mojej głowie chodziły myśli, które tak często odpychałem. Pytania zrodzone przez przypadek. Przez głupi przypadek i jeszcze głupszego i irytującego samca o białej sierści i bladoniebieskich oczach. Oczywiście, że ten idiota musiał mnie wypytywać o mój brak życia miłosnego. No nie mogło być inaczej. Zapchlony kretyn.
W każdym razie przez jedną głupią rozmowę i kilka zwykłych pytań zostałem zmuszony do przemyśleń, który nawet mój świetnie rozwinięty mózg nie potrafił szybko przetrawić.
Aż w końcu przyszło do mnie objawienie. A właściwie przyszło już kilka dni temu, ale dopiero teraz potrafiłem się do tego przyznać. Tori była dla mnie ważna, była moją najlepszą przyjaciółką, ale... To nie było to. Lubiłem ją, kochałem ją irytować, jednak nasze relacje zmieniały się. I bałem się tego, do czego może nas to zaprowadzić. Nie chciałem, żeby jedno głupie uczucie zepsuło wszystko. A jednak wiedziałem, że ten mały rudzielec zauroczył mnie do tego stopnia, że już nie było dla mnie ratunku. To było coś innego niż z każdą inną wilczycą, którą poznałem. I wszystko zdawało się dążyć do tego momentu, aż zdam sobie z tego sprawę.
Nienawidziłem siebie za to.
Nienawidziłbym siebie jeszcze bardziej, gdybym wszystko zepsuł jednym głupim wyznaniem. A patrząc na jej podejście... Nie miałem szans. I to mnie bolało. Bardzo mocno.
- As? - usłyszałem głos wilczycy, która tak zaprzątała mój umysł. Lekko otumaniony podniosłem na nią wzrok – Co się dzieje?
Poczułem, jak skręca mnie w żołądku. Czemu ona musiała nieświadomie wyczuwać emocje? Czemu musiała się zainteresować? Czemu, czemu, czemu?
- Nic - odparłem. Mój głos zabrzmiał trochę nienaturalnie, więc szybko odchrząknąłem. Nie chciałem wszystkiego zepsuć, a już szczególnie tego wieczoru... - Dlaczego pytasz?
- Kłamiesz – stwierdziła cicho. Nie odpowiedziałem na tak jawne oskarżenie – As, czuję, że coś cię dręczy. Możesz mi powiedzieć. Jesteśmy przyjaciółmi – posłała mi uśmiech, a ja stłumiłem jęknięcie.
Właśnie. Przyjaciółmi. I z tego powodu nie mogę ci powiedzieć... - pomyślałem, wzdychając cicho.
- Nie chcę o tym mówić – mruknąłem, na co wilczyca posłała mi zmartwione spojrzenie.
- Poczekam, aż zechcesz.
- A co jeśli nie zechcę? - spytałem, zanim ugryzłem się w język. Wadera nie przerywając marszu, wzruszyła delikatnie ramionami.
- Będę dalej czekać.
Stłumiłem westchnięcie. Jej też nienawidziłem. Za to, że była sobą, małą, włochatą kulką rudej sierści i musiała być tak wspaniałą – choć czasem irytującą – przyjaciółką.
Pokręciłem pyskiem i rozejrzałem się. Znajdowaliśmy się od jakiegoś czasu w Zielonym Lesie i teraz już prawie doszliśmy do miejsca, które było całkiem przejęte przez naszą wilczą restaurację. Jak przystało na późny, letni wieczór, słońce już niemal zaszło. Słoiki ze świetlikami oświetlały leśną polanę swoim delikatnym światłem. Nadawało to wszystkiemu wokół pięknego, trochę eterycznego wyglądu. Poczułem żal, gdy przypomniałem sobie, że już ponad połowa festynu była za nami. Ten widok był zbyt piękny, żeby od tak go porzucać.
- To gdzie siadamy? - zapytała Tori, gdy znaleźliśmy się przy pierwszym z konarów drzew, które miały nam służyć za stoliki. Uśmiechnąłem się delikatnie i pokazałem łapą jeden z nich. Znajdował się na uboczu, ale mi wydał się idealny. Chciałem spędzić czas z moją przyjaciółką. Nikim innym.
Wilczyca skinęła łbem i ruszyła w odpowiednią stronę. Już po chwili siedzieliśmy na niewielkich pniach drzew, a ja mogłem obserwować, jak w oczach Tori odbija się blask świetlików. Był to całkiem ładny widok.
- Tor, mam nadzieję, że kiedy będziemy zamawiać, grzecznie pozwolisz mi za siebie zapłacić – powiedziałem w pewnej chwili. Samica podniosła na mnie zszokowane spojrzenie.
- Ee... Nie?
- Jak to „nie”? - zmrużyłem oczy. Nie to, że się tego nie spodziewałem, ale... - Jesteś waderą.
- Owszem, jestem. Co to ma do rzeczy?
- To, że... - westchnąłem przeciągle. Już wiedziałem, że ta rozmowa może być trochę męcząca – Skoro basior i wadera są razem na kolacji, to samiec powinien zapłacić za swoją towarzyszkę.
- No i...?
- No i to, że masz się nie kłócić. Już i tak nadszarpnęłaś moją męską dumę, ponieważ to ja powinienem po ciebie przyjść, nie na odwrót.
Torance westchnęła teatralnie i wzruszyła lekko ramionami.
- Jak mi przykro... - powiedziała współczującym tonem. Uśmiech na jej pysku wskazywał jednak na coś całkiem innego. Już chciałem się odezwać, gdy wilczyca ponownie podniosła głos. Tym razem brzmiała stanowczo – Mam własne oszczędności. I o ile sobie przypominam, to właśnie ty nie masz zbyt wiele gwiazdek.
- Mała - jęknąłem. Wilczyca odpowiedziała mi szerokim uśmiechem – To nie powinno cię interesować. Pozwól mi się zachować jak porządny basior.
- Przepraszam, kto?
- Basior.
- Że ty?
- Że ja.
- Coś zamawiacie?
Czyiś głos wtrącił się w naszą kłótnię, na co oboje drgnęliśmy zaskoczeni.
- Yuko! - Tori zerwała się ze swojego siedzenia i przytuliła do czarnej samicy. Chwila... Co? Jak to przytuliła? Do niej?
Wadera była widocznie podobnie skołowana co ja, bo jej sylwetka się napięła, a na pysku widniał wyraz szczerego szoku. Czekałem, aż odsunie się od mojej przyjaciółki i zgromi ją morderczym spojrzeniem. Może nawet postanowi ją zaatakować? W końcu wilczyca podniosła łapy i... Opatuliła nimi małą sylwetkę Tori?!
Obserwowałem całkiem zdezorientowany i mocno zaniepokojony, rozgrywającą się tuż przede mną scenę. Moje myśli zdawały się zatrzymać, a pysk otworzył się w najszczerszym zdziwieniu.
Co. Tu. Się. Działo?
- Ktoś mi wytłumaczy, co się właśnie stało? - zapytałem, gdy wilczyce przestały się przytulać. Tori podniosła na mnie rozentuzjazmowany wzrok, a Yuko zmierzyła mnie standardowym dla niej, lodowatym spojrzeniem.
- Co masz na myśli? - w głosie mojej przyjaciółki było słychać radość oraz małą niepewność, która – jak przypuszczałem – odnosiła się do mojego pytania.
- Nieważne – mruknąłem nadal skołowany.
Tori nic sobie nie robiła z mojego stanu i zwróciła się do czarnej wilczycy.
- Nic mi nie mówiłaś, że pracujesz na festynie.
- Od kiedy mam obowiązek ci się spowiadać? - spytała groźnie czarna samica. Jednak dostrzegłem, że jej głos był nieznacznie łagodniejszy niż zwykle. A może jedynie mi się wydawało? Sam już nie wiedziałem.
- Hm, pomyślmy... Może odkąd, kiedy stałam się dojrzałą waderą i mogłabym w końcu ci pomóc?
Czekaj... CO?! - miałem ochotę zawołać.
- Dojrzałą? - powtórzyła z powątpiewaniem Yuki.
- Tak – słysząc słowa Tori, ledwo powstrzymałem jęknięcie. A gdy czarna posłała Małej groźne spojrzenie, już myślałem, że ta zaraz umrze.
- Tori...? - spytałem, czując, jak robi mi się słabo. Wilczyca posłała mi jedynie krótkie spojrzenie i już po chwili jej uwaga wróciła do Yuko. Postanowiłem jednak to przerwać i ponownie się odezwałem, bardziej stanowczo: – Tori.
- Co?
- Przestań, proszę...
- Ale przecież ja nic... - zaczęła, jednak przerwał jej zimny głos kelnerki.
- Posłuchaj swojego... Kolegi – ostatnio słowo zabrzmiało odrobinę jak przekleństwo, ale postanowiłem to olać. Nie było mi tak spieszno, żeby umierać z łap czarnej samicy.
Tori w odpowiedzi westchnęła przeciągle i posłała mi i Yuko niezadowolone spojrzenia. Oboje udawaliśmy, że nic nie zauważyliśmy.
- Zamawiacie coś czy nie?
- Zamawiamy – burknęła nadal niezadowolona Tor. Gdy Yuko posłała jej groźne spojrzenie, wilczyca powtórzyła, tylko tym razem głośniej i wyraźniej – Jaki mamy wybór?
Yuki mruknęła coś pod nosem i zaczęła przedstawiać kartę dań. Jej głos był teraz o wiele bardziej zabarwiony niechęcią niż zwykle.
Czemu właściwie taka osoba jak ona pcha się do stanowisk, przy których trzeba pracować z wilkami? To nie ma sensu... - pomyślałem.
- Poproszę naleśniki z konfiturą – odezwałem się. Brzmiały chyba najbardziej niespotykanie i najsmaczniej z tego wszystkiego, co przedstawiła nam kelnerka. Yuki skinęła sztywno głową i zwróciła łeb w stronę mojej przyjaciółki.
- A ja ciasteczka. Czekoladowe – uśmiechnęła się Tori. Nie podobał mi się ten uśmiech. Znaczy się... Był taki ładny jak zwykle, czyli bardzo ładny, ale... Coś knuła. Widziałem to po niej.
- Pracujesz na festynie czy siedzisz i jesteś równie bezużyteczna, co zwykle? - Yuki posłała Tori beznamiętne spojrzenie.
- Jestem sprzedawczynią, więc tak, pracuję.
- To będzie w takim razie cztery za wilcze łapki i siedem za naleśniki.
Skinąłem łbem, zszedłem na ziemię i zacząłem się zmieniać w człowieka. Gwiazdki powinny znaleźć się w kieszeni moich spodni. Przechowywanie w ten sposób rzeczy było dość przydatne. Już dawno zauważyłem, że wówczas nie znikały.
Już po chwili wyciągałem rękę z wilczą walutą w stronę Yuki. Ta miała już w niewielkiej torbie kilka gwiazdek, a pełen zadowolenia uśmiech Tori uświadomił mnie, skąd się wzięły.
Kelnerka wybrała z mojej dłoni odpowiednią kwotę i odeszła w stronę kuchni. Wyciągnąłem pozostałe gwiazdki na stół i zacząłem się na powrót zmieniać w wilka.
Gdy było po wszystkim, zwróciłem pysk w stronę mojej przyjaciółki. Jej uśmiech nie zbladł ani na moment.
- Musiałaś?
- Tak – ucięła krótko i na tym temat się skończył. Nie miałem pomysłu, co mógłbym jeszcze jej powiedzieć, a ona widocznie nie miała najmniejszej ochoty go kontynuować.
C.D.N.
Uwagi: Brak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz