Czerwiec 2021
Kilka uderzeń skrzydeł z wiatru wystarczyło, żeby dotrzeć na "polanę animatorów" w mgnieniu oka. Wylądowałam miękko na trawie i rozgoniłam wicher. Z cichym westchnięciem odgarnęłam posklejaną grzywkę na bok. Podczas lotu zdążyłam już zapomnieć o panującym upale. Słońce dopiero niedawno wstało, a jednak grzało jak rzadko kiedy.
Tym razem przy swoim stanowisku siedział tylko Joel. Pewnie Navri miała jeszcze lekcje, a Danny może został wezwany do pomocy jako technik. Podeszłam do samotnego animatora i skinęłam głową.
- Cześć, Jo.
- Hej, Lind - przywitał mnie, uśmiechając się szeroko. - Jak tam życie?
- Po staremu - odparłam. - Dobrze kojarzę, że teraz ty odpowiadasz za konkurencję ze skokiem do wody?
- Tak - przeciągnął się. - Będę wydawać za to karty aż do końca festynu.
- Chciałabym w takim razie zdobyć kilka - oznajmiłam, poprawiając torbę.
Animatorowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Od razu wstał i skierował się w stronę Jeziora. Podążyłam za nim szybkim krokiem. Minęliśmy Wodospad, gdzie przesiadywała Torance i jej przyjaciel Asgrim. Dyskutowali żywo o swoich sprawach, a przynajmniej tak było, dopóki As nie wepchnął towarzyszki pod kaskadę ciepłej wody. Później przechodziliśmy z Joelem przez Szczenięcą Polankę. Tym razem nie było tu nikogo; ani szczeniąt, ani nauczycieli. Ciszę rozbijał tylko szum strumienia i szelest trawy pod naszymi łapami.
Kiedy dotarliśmy już nad Jezioro, dostrzegłam kilka znajomych i nieznajomych wilków. Oczywiście wszyscy przybyli tutaj w jednym celu: ochłodzenia się w zbiorniku zimnej wody.
Zrzuciłam torbę i złapałam jedną z dłuższych lian w pysk, po czym wleciałam na gruby konar drzewa. Postanowiłam znów wykorzystać swój niezawodny sposób na tę konkurencję. Skoro działa, to dlaczego nie?
Kilka obserwujących mnie wilków odsunęło się na bok, zrozumiawszy co zamierzam. Zeskoczyłam z gałęzi i nie wypuszczając z pyska pnącza, poszybowałam w stronę Jeziora. W odpowiednim momencie puściłam lianę i zacisnęłam oczy, a następnie z głośnym pluskiem wpadłam do wody. Tak, przy takiej temperaturze to był dobry wybór konkurencji. Wspaniałe orzeźwienie. Wypłynęłam na powierzchnię i nabrałam znów powietrza. Bez szczególnego pośpiechu wróciłam na brzeg, żeby odebrać swoje karty od Joela.
***
Pod koniec naszej krótkiej rozmowy Valk stwierdził, że potrzebuje pomocy z czymś jeszcze, jednak nie sprecyzował, o co konkretnie chodziło. Oznajmił, że w tej sprawie spotka się ze mną później, po czym poszedł szukać Gai. "Ciekawe, czy jeszcze dziś na siebie wpadniemy", zastanowiłam się. Ten postawny albinos jest znacznie milszym osobnikiem, niż wygląda. Chyba kiepskie wrażenie zrobiło na mnie jego spojrzenie bladoniebieskich oczu. Chociaż... Hm... Sama nie wiem. Dopiero co dołączył, jeszcze zobaczymy, jaki jest naprawdę.
Przysiadłam na trawie i spojrzałam na rozległą scenę Amfiteatru. Przypomniałam sobie, że już wkrótce ja też na niej wystąpię. Przygotowania mojego pokazu były blisko zakończenia.
Wstałam i skierowałam się do swojego lokum. Po drodze myślałam, że powinnam sobie znaleźć jakieś zajęcie na resztę dnia. Minęłam Wilczy Szpital, Jaskinię Alf, kilka innych nor należących do członków watahy i dotarłam wreszcie do tej, którą nazywam własną. Przeszłam bez słowa obok Strażnika Wichury siedzącego na moim posłaniu. Nadal był zajęty papierowym piekłem-niebem i nawet nie zauważył, że wróciłam. W rogu swojego lokum dostrzegłam stado papierowych szpaków. Można powiedzieć, że są gotowe do odlotu. Właśnie one będą sercem mojego występu festynowego. Znów ujrzałam oczami wyobraźni ich akrobacje nad sceną i głowami wilków. Najchętniej zaprezentowałabym to jeszcze dziś...
Westchnęłam cicho. Cierpliwości, trochę więcej cierpliwości. Figurki są skończone, jednak ruch sceniczny jeszcze nie jest gotowy. Jeszcze nie.
Całe szczęście, że Bona zgodziła się pójść do miasta po zakup niezbędnych materiałów. No i oczywiście dobrze, że znalazłam w Bibliotece akurat tamtą, a nie inną książkę o origami.
Odnalazłam wzrokiem wspomniany tom. Pod nim leżały jeszcze dwa inne wydania, o których zupełnie zapomniałam. Oba przeczytałam już dawno, może warto by było odłożyć je do Biblioteki? Używając swojego żywiołu, przełożyłam niepotrzebne mi już książki do torby. Znów przeszłam obok nieobecnego Odmieńca i wyszłam na zewnątrz. Tam przywołałam skrzydła z wiatru i mijając kilka dzikich ptaków, poszybowałam w stronę Biblioteki Barwnej Duszy. Lecąc nad Magicznym Ogrodem, zauważyłam galopujący klan koni z Sho. Składał się z kilku osobników o tym samym, kasztanowym odcieniu sierści. Dawno już nie widziałam takiej grupy Sigm.
Wylądowałam przed wejściem do Biblioteki i pchnęłam drzwi. Zdjęłam torbę, po czym ułożyłam przyniesione książki obok wydania pod tytułem "Wiosny i Lata". Miałam nadzieję, że według "alfabetycznego ułożenia" powinny być tutaj. Ich nazwy też zaczynają się na "W", to powinno wystarczyć. Już zbierałam się do wyjścia, kiedy zauważyłam jakiś tom wystający spod regału. Wysunęłam go stamtąd i pochyliłam się nad okładką. Napisano na niej "Nauka i natura", jednak ktoś dopisał pod spodem "Poznaj swój żywioł". Wydało mi się to dosyć interesujące, żeby zapakować tę grubą książkę do torby i zabrać ze sobą.
Narzuciwszy z powrotem torbę, wyszłam z Biblioteki i o mało nie wpadłam na jakiegoś wilka. W ostatniej chwili odskoczyłam, uderzając mocno miednicą w półotwarte drzwi. Syknęłam, po czym spojrzałam na stojacego przede mną osobnika. To był nie kto inny, a Crane
- W porządku, Lind? - zapytał brązowoszary samiec, widząc mój grymas bólu.
- Tak, tak - odparłam, kiwając głową.
- To dobrze - westchnął. - Co cię sprowadziło do Biblioteki? - uśmiechnął się.
- Odkładałam przeczytane książki - wyjaśniłam. - A ty co tu robisz?
- Przechodziłem tylko obok, nie planowałem wchodzić do środka - popatrzył na drzwi. - Chociaż może powinienem w końcu coś stąd przeczytać - spojrzał znów na mnie.
Nasze spojrzenia na moment się spotkały. Starałam się przede wszystkim nie patrzeć na jego plamę na tęczowce.
- Jeśli chcesz, mogłabym znaleźć coś dla ciebie - zaoferowałam.
- Dobry pomysł - oznajmił. - Tylko już nie teraz. Muszę iść do Mrocznego Lasu.
- W porządku. To przy następnej okazji - poprawiłam torbę.
- Oczywiście. Do zobaczenia, Lind - mrugnął do mnie okiem i poszedł w swoja stronę.
- Do zobaczenia.
Przywołałam z powrotem swoje skrzydła wiatru i poleciałam na południe. Wracałam do jaskini, nowo wypożyczona książka nie należała do najlżejszych, więc nie planowałam taszczyć jej ze sobą cały dzień.
Wylądowałam już w okolicach Wilczego Szpitala. Na tym terenie było znacznie łatwiej wymanewrować bez kołowania, czy (przy dużych prędkosciach) zbędnego hamowania. Kiedy mój ciężar oparł się znów na łapach, rozgoniłam wiatr i ruszyłam przed siebie pieszo. Wtem usłyszałam głos poznanego dzisiaj basiora - Valka.
- Cześć! - krzyknął z daleka. Odpowiedziałam mu ciepłym uśmiechem. Kiedy wreszcie biały wilk do mnie dobiegł, mówił dalej:
- Tak się zastanawiałem, czy nie poszlibyśmy gdzieś ma spacer? Wiesz, nie mam tu nikogo znajomego, a ty wydajesz się naprawdę sympatyczna. Chciałabyś może pokazać mi, jak to wszystko tutaj działa? Poźniej miglibyśmy pójść na koncert Brunatnych Lilii, lub do baru, czy restauracji. Co ty na to?
Nie zastanawiałam się zbyt długo nad odpowiedzią:
- Może być. I tak nie miałam żadnych szczególnych planów na dziś - odparłam, chociaż basior trochę mnie onieśmielił. Prosił o pomoc, ale też zapraszał na wspólne spotkanie. Tylko po to, żeby się zaprzyjaźnić, czy może...?
- Świetnie - Valk zareagował szczerym uśmiechem. Ta jego blizna się nie liczy.
- Pozwolisz, że odłożę torbę, zanim pójdziemy? - zapytałam, przypominając sobie o niewygodnym balaście. - To zajmie dosłownie chwilę.
- Yhym, poczekam tutaj - oznajmił.
Skinęłam głową i pobiegłam do swojej jaskini. Dziwnie się czułam. Jak reagować? Żaden basior mnie jeszcze nigdzie nie zapraszał. Pewnie najlepiej zachowywać się naturalnie...
Dobiegłam do swojego lokum i rzuciłam torbę na posłanie obok Tinga. Strażnik podniósł nieznacznie wzrok.
- Dokąd znowu pędzisz? - nagle się mną przejął.
- Oprowadzę nowego wilka - odpowiedziałam. - Wrócę pewnie wieczorem.
- Okej. Jak się zgubisz i tak nie będę cię szukać - wrócił do zabawy papierową wycinanką.
- Dobrze wiedzieć. Możesz w międzyczasie wyłapać mi komary z jaskini.
Na odchodnym smagnęłam go lekko w głowę wiatrem. Wyszłam na zewnątrz i wróciłam szybko do Valka.
- Myślę, że najlepiej zacząć od pokazania ci najważniejszych miejsc w watasze - oznajmiłam. - Wiesz, miejsce zebrań, szpital i tak dalej - ruszyłam przed siebie.
Zaczęłam od zaprowadzenia nowego członka watahy do Wilczego Szpitala, skoro już byliśmy w pobliżu. Jeżeli będzie potrzebował kiedykolwiek specjalistycznej pomocy medycznej, niech wie, dokąd się udać. Przy okazji przedstawiłam go naszemu lekarzowi Alvaerg'owi i często asystującej mu młodej Fallith.
Później poszliśmy do Zielonego Lasu, gdzie mogłam też dokładniej objaśnić nowemu znajomemu działanie festynu; jak dokładnie działa zbieranie kart i reszta atrakcji. Kiedy przechodziliśmy obok stanowisk animatorów okazało się, że Valk nawet widział mój dzisiejszy skok do Jeziora. Następnie pokazałam białemu basiorowi gdzie jest Pomarańczowe Drzewo, Wodopój, Wodospad, a także Most Nieskończoności, czy Jezioro Zapomnienia i wiele innych.
Dokładnie opisywałam wszystkie odwiedzane przez nas tereny, ich funkcje, a także związane z niektórymi niebezpieczeństwa. Valk słuchał moich słów z wyjątkową uwagą i zadawał sporo pytań. Podczas rozmowy patrzył mi prosto w oczy. Jego spojrzenie sprawiało, że czułam się... jakoś inaczej. Nasza wędrówka po terytorium watahy trwała bardzo długo. Po zwiedzeniu wschodniej części terenów, wróciliśmy do centrum - Zielonego Lasu. Tam okazało się, że restauracja jest już otwarta i pojawili się pierwsi klienci.
- Może zjemy wcześniejszą kolację? - zaproponował Valk.
- Dobry pomysł - odparłam. Faktycznie byłam już głodna.
Podeszliśmy do najbliższego wolnego stolika i usiedliśmy naprzeciwko siebie. Biały basior otworzył pysk, żeby zacząć rozmowę, jednak nie pozwoliła mu na to Yuki.
- Co podać? - zapytała, zjawiając się nagle obok.
- Dla mnie będzie stek krwisty - powiedziałam od razu.
Wybór nie był dla mnie problemem. Postanowiłam, że na razie będę stronić od tych dziwniejszych potraw serwowanych w restauracji. Przedwczoraj zamówiłam "naleśnika" i to coś strasznie podrażniło mi wtedy żołądek.
- Poproszę to samo - mruknął Valk.
- Coś do picia? - dopytała kelnerka, utrzymując swój pozbawiony wyrazu ton.
- Dla mnie mrożona herbata - oznajmiłam. - A ty coś bierzesz Valk?
- Nie, ja nic - odparł wilk.
Zanim skończył mówić, Yuki odwróciła się i poszła do innego stolika. Spojrzałam na swojego nowego znajomego.
- Jak coś, nie musisz za nic płacić. Mam Kamień Bonusowy - poinformowałam. - Wszystko w restauracji mam za darmo.
- Dobrze wiedzieć - basior znów się do mnie uśmiechnął.
Zauważyłam, że nadal jestem nieco spięta w jego towarzystwie. Miał w sobie coś niezwykłego, szczególnie w spojrzeniu tych bladoniebieskich oczu. Chyba nigdy dotąd nikt nie patrzył na mnie w ten sposób. Oparłam się o stolik i znów dyskretnie zmierzyłam białego wilka wzrokiem.
- Lind - zaczął Valk. - Długo już jesteś w tej watasze?
- Przeszło rok - odpowiedziałam.
- I jak tutaj trafiłaś? - ciągnął dalej basior o długiej sierści.
- Całkiem przypadkiem. Spadłam z góry prosto na te tereny - zaśmiałam się pod nosem.
- Heh. To ciekawe.
- Tak, miałam dużo szczęścia - spojrzałam na wazon ze świeżo zebranymi kwiatami.
- No a gdzie mieszkałaś, zanim znalazłaś się w pobliżu? Byłaś częścią jakiejś watahy?
- Nie, to nie była wataha. Raptem kilka wilków żyjących na uboczu. Mieszkaliśmy nad zakolem rzeki, w sumie nie aż tak daleko stąd.
Spojrzałam na wilka. Dalej słuchał mnie z uwagą, więc kontynuowałam:
- Nie znałam innego miejsca. Pamiętam tylko dom mojej Babci i okolicę.
- Wychowywała cię babcia, jak rozumiem? - spytał Valk.
- Znaczy... to nie jest moja prawdziwa babcia - sprecyzowałam. - Przygarnęła mnie, nie wiadomo co się stało z moją własną rodziną, ani nawet kim byli moi rodzice.
- Rozumiem - pokiwał głową.
Wtedy wróciła Yuki z naszym zamówieniem. Postawiła dwa steki i kubek herbaty na naszym stoliku i odeszła bez słowa.
- Smacznego - powiedział basior, uśmiechając się.
Odpowiedziałam mu tak samo i zabrałam się za swoją porcję. Valk też zaczął jeść ze smakiem.
- Byłaś tam szczęśliwa? - po jakimś czasie zaczął kontynuować rozmowę.
- Tak myślę - westchnęłam. - Nie było mi wcale źle, ale czułam, że to nie moje miejsce. Brakowało tam czegoś.
- Aham... - basior spojrzał gdzieś w dal.
- No a jak było z tobą, Valk? - zapytałam. - Rozgadałam się, może teraz ty chciałbyś opowiedzieć, jak tu trafiłeś? - zachęciłam go uśmiechem i odgarnęłam grzywkę, przysłaniającą mi oczy.
<Valkoinen?>
Wygrane karty: brązowe: Wodopój, Bibliotekarz; srebrne: Beta, Smok.
Uwagi: "Powierzchnia" piszemy przez "rz". Literówki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz