Listopad 2019r
Czarna wadera odchrząknęła starając zwrócić na siebie uwagę. Suzanna podniosła na nią wzrok.
- Foolishness, mogłabyś jeszcze raz opowiedzieć swoją wersję wydarzeń? - w głosie samicy Alfa pobrzmiewał raczej rozkaz, niż prośba.
Czarna wilczyca wydawała się bardzo podekscytowana tym, że była w centrum zainteresowania i mogła wszystko opowiedzieć. Jej cała postawa wydawała się krzyczeć: „Ha! To najpierw ja wszystko opowiem! To ode mnie wszystko zależy!”.
- Nie wiem od czego zacząć... - powiedziała udając zagubienie. Fermitate słysząc jej słowa posłał jej spojrzenie spod przymrużonych oczu. Wilczyca czym prędzej zreflektowała się i ponownie odchrząknęła. - Znaczy się... Bardzo dobrze wiem. Bardzo, bardzo dobrze.
- Do rzeczy – przerwała jej zniecierpliwiona Suzanna.
- Byłam właśnie na codziennym patrolu, kiedy zauważyłam z daleka sylwetki trzech szczeniaków. Poruszały się wolno, a na grzbiecie jednego z nich coś się znajdowało. Najpierw pomyślałem, że może te bachory w końcu się na coś przydają i upolowały coś dla watahy. Zaciekawiona podeszłam do nich i dostrzegłam, że nieśli kolejnego szczeniaka. Wszyscy byli wymęczeni i brudni. Ich sierść pokrywała zaschnięta krew. Jednak mała wadera, którą nieśli... Ona była w najgorszym stanie. Od razu stwierdziłam, że to do niej należy krew, a jej pozostała trójka nie znalazła się tam przypadkowo. Szli od strony gór, więc przypuszczam, że próbowali zepchnąć wilczycę w przepaść. Prawdopodobnie im się to nie udało – może wysokość była zbyt niewielka niż przypuszczali – i wadera nadal żyła. Nie wiedząc jak mogliby zgonić winę na przypadek, postanowili nie kończyć tego, co zaczęli, a przytargać do watahy. Jak na moje oko tym szczeniakom nie wolno ufać. Wszyscy powinni zostać wygnani bądź zabici za tak haniebny czyn jakim jest próba morderstwa. Mój brat, Fort, z pewnością mógłby się nimi odpowiednio zająć.
Musiałam przyznać, że wilczyca była świetną aktorką. Modelowała głos w taki sposób, żeby pobrzmiewały w nim emocje, które miały dodać dynamizmu jej opowieści. Żeby ta wywarła odpowiedni skutek.
Z każdym jej słowem, czułam jak wypełnia mnie coraz większe przerażenie. Najgorsze było to, że nie kłamała. Mówiła dokładnie to, co myślała. Sytuacja przedstawiona jej oczami brzmiała bardzo prawdopodobnie, bo niby jak inaczej mogło to wyglądać, jeśli nie na próbę morderstwa?
Tymczasem para Alf pokiwała pyskami w zamyśleniu.
- Dziękuję ci, Foolishness. Teraz, jeśli nie masz nic przeciwko, chciałabym porozmawiać ze szczeniakami. Na osobności.
Suzanna bynajmniej nie prosiła waderę o zgodę, jednak ta gorliwie przytaknęła. Nie ruszyła się jednak z miejsca, jakby czekała, że to właśnie samica Alfa wyjdzie z jaskini zamiast niej.
- Możesz wyjść – podpowiedziała Alfa.
- Och, tak. Oczywiście. Już idę. Do widzenia, Fermitate. Do widzenia, Suzanno – pokiwała głową z szacunkiem - moim zdaniem odrobinę przesadnie – i wyszła.
Słyszałam jej oddalające się kroki, jednak to nie one zaprzątały moje myśli. Miałam wrażenie, że z każdą chwilą przybliża się nasz koniec w tej watasze. Zostaniemy zabici przez brata Foolishness lub wygnani na zawsze. Byłam tutaj od bardzo niedawna, zaledwie jedną porę roku, a koniec już się zbliżał szybkimi krokami. Może takimi jak oddalającej się wadery z Watahy Czarnego Kruka?
Fermitate uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Moglibyście teraz wy opowiedzieć jak było? - poprosił.
Wymieniłam spojrzenia z resztą szczeniaków. Znałam ich już wystarczająco dobrze, żeby umieć odczytać, co chcą mi przekazać.
Nie dam rady nic powiedzieć – Moone posłała nam zmartwione spojrzenie.
Ja mogłabym... - zaproponowałam.
Nie. Siedź cicho, Torance. To ja jestem z naszej trójki wilkiem oraz basiorem – Shen uśmiechnął się z wyższością.
Co to ma do rzeczy? - nie zrozumiała Moone.
Bardzo wiele. Po prostu siedźcie cicho i postarajcie nie narobić pod siebie ze strachu, dobra? - zapytał samiec.
Pokiwałyśmy pyskami na znak zgody. Shen był z nas najstarszy i w tej chwili najbardziej opanowany. Niby mógłby wówczas zatuszować swoją winę, ale wiedziałam, że tego nie zrobi. Wiele można było powiedzieć o tym basiorze, ale na pewno nie to, że jest kłamcą. Tak, zdecydowanie to on powinien mówić.
Para Alfa udawała, że nie zauważyła naszej rozmowy bez słów. Lepiej dla nas.
Shen odchrząknął i rozpoczął opowieść. Opowiedział Alfom o wepchnięciu mnie, Aoki i Moone do jeziora oraz o krótkiej walce, która się niedługo potem rozpętała. Gdy przeszedł do gonitwy w stronę Gór, poczułam jak moje serce podchodzi do gardła. Na skrzydlatym samcu snuta przez niego samego historia zdawała nie robić wielkiego wrażenia. Jego głos brzmiał pewnie i spokojnie, jednak po uważniejszym wsłuchaniu się, zauważyłam skrzętnie ukrywane przerażenie, co mnie odrobinę pocieszyło. Wszyscy byliśmy równie wystraszeni.
Suzanna i Fermitate słuchali uważnie jak Shen opowiadał, w jaki sposób Aoki spadła z urwiska. Nie trzeba było być specjalnie dobrym w odgadywaniu intonacji, by dostrzec, że w jego głosie pobrzmiewała czysta skrucha, kiedy wspominał to wydarzenie. Nie zatrzymał się jednak i przedstawiał dalszą historię.
Zawahał się dopiero w momencie, w którym miał przedstawić naszą rozmowę z dzisiejszego ranka. Spojrzał wówczas w naszą stronę i kontynuował, kiedy udzieliłyśmy mu milczącej zgody na przedstawienie i tej sytuacji. Musieliśmy powiedzieć wszystko.
W końcu samiec zakończył i wycofał się do mnie oraz Moone. Natomiast przywódcy naszej watahy siedzieli w ciszy. Wpatrywali się w nas przez kilka chwil, jakby zastanawiali się w jaki sposób powinni nas ukarać. Czas wydawał się rozciągać w nieskończoność.
Po chwili wymienili ze sobą spojrzenia. Fermitate skinął głową i na powrót zwrócił pysk w naszą stronę.
- Zachowaliście się bardzo nieodpowiedzialnie – przemówiła Suzanna. - Przez wasze głupie sprzeczki Aokigahara jest ranna. Nie wykluczamy oczywiście i jej winy. Wszyscy poniesiecie konsekwencje. Począwszy od teraz, kiedy ktokolwiek będzie potrzebował pomocy, którą bylibyście w stanie zapewnić, macie obowiązek to zrobić.
Wymieniłam spojrzenia ze szczeniakami. Nie było tak źle.
- Aokigahara dołączy do was, kiedy tylko jej stan się potwierdzi – dodał Fermitate. - Możecie już iść.
Każde z nas podziękowało, skinęło łbem i pożegnawszy się, wyszło z jaskini. Niedaleko groty dostrzegliśmy sylwetkę Foolishness. Gdy ta nas zauważyła, zniknęła w dziwnym obłoku.
- Widzieliście to? - zapytałam lekko skołowana. Mój mózg nie mógł jeszcze przyswoić sobie tego nagłego zniknięcia.
Shen i Moone potaknęli.
- Jak myślicie, czego tutaj chciała? - skrzydlata samica rozejrzała się. W jej głosie pobrzmiewał niepokój.
- Mogę się założyć, że cały czas podsłuchiwała – Shen pokręcił łbem z niedowierzaniem. Słyszałam jak wymruczał coś, co zabrzmiało trochę jak przekleństwo.
Zamilkliśmy. Nie wiedziałam, o czym myśleli pozostali, ale mój umysł zaprzątała jedna myśl. Mogliśmy tutaj zostać. Żywi. Wprost nie mogłam uwierzyć w nasze szczęście.
- Chyba właśnie kończy się magia – usłyszałam głos Moone.
- Już? Tak szybko? - podniosłam łeb całkowicie zaskoczona.
Wadera miała racje. Dochodziło południe, a z nim koniec pierwszej lekcji. Zaraz miała zacząć się przerwa międzylekcyjna, a po niej czekała nas obrona. Następna była logika, więc czekała nas reszta dnia z Alfami. Super.
- Nie wiem jak wy, ja jestem bardzo głodny – oznajmił Shen. - Widzimy się na lekcji, nie?
Basior nie dał nam czasu na odpowiedź, tylko rozłożył skrzydła i odleciał. Wymieniłam spojrzenia z Moone. Czułam jak burczy mi brzuchu. Całkowicie zapomniałam, że nic dzisiaj nie jadłam. Chociaż... Pragnienie, z którego właśnie zdałam sobie sprawę, było znacznie gorsze.
- Ja idę do Wodopoju. Całkiem usycham – stwierdziłam.
- Spoko – skinęła głową Moone. - Ja chyba pójdę się wykąpać. Nie mogę znieść tego zapachu.
Uśmiechnęłam się słysząc jej słowa. Jednak Aoki ma nią znacznie większy wpływ, niż sądziłam. Wilczyca pożegnała się ze mną i podobnie jak przed chwilą Shen, odleciała. Zostałam sama.
Sama powiadasz? - usłyszałam nagle.
Z mojego gardła wydobył się głośny okrzyk przerażenia.
As! Nie strasz mnie tak! - zawołałam w myślach, kiedy uspokoiłam się na tyle, żeby rozpoznać głos.
Och, przepraszam. Coś mnie ominęło?
Tak i to całkiem sporo. Aoki jest ranna, a ja, Shen i Moone jesteśmy od dzisiaj wiernymi pomagierami każdego, kto potrzebuje pomocy – powiedziałam.
Samiec zamyślił się. O nie, to nie skończy się dobrze.
Czyli jeśli będę potrzebował pomocy z... - zaczął. Jego głos brzmiał w taki sposób, że wystraszyłam się kolejnych słów. Cokolwiek wymyślił, nie chciałam tego słuchać.
Nie. Tobie nie pomagamy – przerwałam, na co As jęknął niezadowolony.
Młoda, no ej! Z moim posłaniem jest serio coś nie tak!
Co takiego? - roześmiałam się.
Zimne takie, niewygodne. Może jednak mogłabyś mi pomóc, co?
Nie licz na to.
Pff... Jesteś okrutna – stwierdził dramatycznym tonem. Słysząc to nie mogłam powstrzymać wybuchu śmiechu – I jeszcze się ze mnie naśmiewasz. Co za wadera!
Fajna? - zapytałam niewinnym głosem.
Oczywiście. Jednak mnie i tak nikt nie dorówna – parsknął z rozbawieniem.
Możliwe. Ja na przykład cię przewyższam. I to znacznie.
Chciałabyś – prychnął.
W odpowiedzi przesłałam mu uśmiech i ruszyłam w stronę Wodopoju. Samiec jednak nie dawał się spławić i prosił o opowiedzenie mu całej historii. Na początku nieszczególnie chciałam znowu to roztrząsać, ale w końcu udało mu się mnie przekonać. As słuchał uważnie, jednak nie byłby sobą, gdyby nie komentował niemal wszystkiego.
Nieźle – podsumował, kiedy skończyłam.
Nieźle? - powtórzyłam z niedowierzaniem. Serio tylko to miał mi do powiedzenia?
No tak. „Nieźle” wydaje się być odpowiednim słowem – powiedział. Po chwili chyba wyczuł moją lekką irytację, bo dodał – Nie zrozum mnie źle, Tori. Po prostu to naprawdę długa historia. Sporo się wydarzyło i sam do końca nie wiem, co powinienem o tym myśleć. Tym bardziej, że to nie ja to wszystko przeżyłem.
Rozumiem – westchnęłam cicho, po czym postanowiłam zmienić temat. - A co ty robiłeś w tym czasie? Próbowałam się z tobą skontaktować, ale poczułam jedynie dziwną blokadę.
As od razu się ożywił.
Czyli ją wyczułaś? Według Vestar była bardzo słaba i nie powstrzymałaby nikogo, kto choć trochę potrafi czytać czyjeś myśli. Jednak dobrze wiedzieć, że jest w stanie zablokować łączę międzyumysłowe.
Zamrugałam zdezorientowana. To było specjalnie?
Basior roześmiał się. Widocznie moje nieogarnięcie go rozbawiło.
Tak! Od jakiegoś czasu uczę się tworzyć blokadę wokół swojego umysłu. Nie idzie mi na razie zbyt dobrze, ale nie jest też najgorzej. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Hm... No to gratulacje, czy coś – jak bardzo bym się nie starała, tak na końcu i tak można było usłyszeć nutę pytania.
To pytanie?
Nie.
W tej chwili dostrzegłam, że znajduje się już przy Wodopoju. Widok tego wąskiego wodospadu tak mnie podekscytował, że znalazłam w sobie siłę, żeby do niego podbiec.
To wszystko dzięki mnie. Gdybyś miała iść sama droga by ci się bardzo dłużyła – usłyszałam gdzieś w umyśle. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i zanurzyłam pysk w chłodnej, czystej wodzie. Była taka dobra... Westchnęłam z rozmarzeniem. Zawsze zapominałam, że tutejsza woda była tak pyszna.
Po chwili podniosłam łeb i skierowałam kroki w stronę Szczenięcej Polanki, gdzie jak zwykle miały odbyć się lekcje. Postanowiłam od razu po niej skończyć ogarnianie się, a po logice mogłabym w końcu iść odwiedzić Aoki.
Mogłabym zapytać Moone i Shena czy chcieliby iść ze mną – pomyślałam.
Zniosę, że idziesz odwiedzić Panią Moje-Futerko-Jest-Najważniejsze. Fajnie, że weźmiesz ze sobą Moone – ona jest jeszcze w porządku. Musisz jednak ciągnąć ze sobą tego basiora? - w głosie Asa łatwo można było wyczuć niezadowolenie.
Nie przepadał on za Shenem z powodu, który nie potrafiłam określić. Już pierwszego dnia, kiedy go zobaczyłam, ostrzegał mnie przed nim, czego nie rozumiałam. Owszem, Shen był trochę irytujący, często wredny bez powodu, ale nie aż tak jak przedstawiał to As. W każdym razie był on czasem milszy od Aokigahary. A jednak to Shen, z którym tak rzadko rozmawiałam, był znacznie gorszy od mojej koleżanki – lub przynajmniej zdaniem Asa.
Tak, muszę. Siedzimy w tym wszystkim razem. To ciebie tam nie było, a jakoś zabieram cię ze sobą.
Basior prychnął jeszcze bardziej niezadowolony.
Mogę sobie pójść i cię zablokować, nie ma problemu.
Poczułam jak zaczyna boleć mnie brzuch.
Nie! - zawołałam sama od końca nie wiedząc czemu. Nie chciałam, żeby znowu mnie zostawił. Za bardzo przyzwyczaiłam się jego obecności...
Och, będziesz tęsknić za mną?
Prychnęłam. Chciałbyś.
Czyli mogę sobie iść? - upewnił się basior.
- Jak chcesz – mruknęłam przez przypadek na głos.
Dobra, zostanę. Nie chcę, żebyś się poryczała z tęsknoty.
Tsa... I co jeszcze? - zapytałam uśmiechając się. W gruncie rzeczy cieszyłam się, że ze mną został.
C.D.N.
Uwagi: Brak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz