Marzec 2021
- Zgadza się - potwierdziła Bona.- Jak tu teraz wesoło! - ucieszyłam się.
- To jest festyn.
- Jaki festyn? - spytałam zaciekawiona.
- Z okazji piątej rocznicy założenia watahy - powiedziała z triumfem Bona.
- A po co mnie tu przyprowadziłaś?
- Ja też mam swoje obowiązki w watasze, bo jestem Deltą.
- Deltą?! Nie mówiłaś! - powiedziałam.
- Eee... Bo mi się nie chciało... - odparła Bona.
Następne kilka chwil Bona poświęciła opowiadaniu mi na czym polega festyn.
- Mówisz dodatkowe stanowiska, tak...? - zamyśliłam się - A mogłabym zająć któreś z nich?
- Oczywiście, ale najpierw muszę cię przedstawić Suzannie.
- Kto to jest? - spytałam.
- To Alfa naszej watahy. - powiedziała Bona - A jakie konkretnie stanowisko chciałabyś mieć?
- Chyba zostałabym aktorką. - postanowiłam.
Poszłyśmy razem do jaskini Suzanny, gdzie zastałyśmy ją samą, leżącą z pyskiem na łapach.
- Hej, Suza - przywitała się Bona.
- Cześć, co tu robisz?
- Muszę ci kogoś przedstawić... - powiedziała tajemniczo.
- Co? Kto to taki? - Suza spytała i podniosła głowę.
- A no ktoś... Kto chce dołączyć do watahy...
- Mhm? - Suzanna była coraz bardziej tego "ktosia", którym oczywiście, byłam ja.
- To Gaja. Jest jeszcze szczeniakiem, no i waderą, oczywiście - wytłumaczyła Bona Suzannie.
- Jest z tobą? - spytała Suza.
- Tak. Gaju, chodź tu i przedstaw się! - zawołała mnie Bona, a ja przyszłam posłusznie, lecz lekko zawstydzona...
- Hej... - powiedziałam nieśmiało.
- Cześć - odparła Suza.
Suza chciała, abym została z nią chwilę i porozmawiała w cztery oczy.
I tak się stało. Przedstawiłam się, opowiedział całą swoją historię zanim jeszcze trafiłam na Bonę, jak mieszkałam u ludzi i jak uciekłam przed strasznym pożarem. Gdy skończyłyśmy tą rozmowę Suzanna zgodziła się przyjąć mnie do watahy (no a jak by inaczej?) i już, już miałyśmy z Boną wychodzić, gdy mi się przypomniało o stanowisku.
- Suza? - zaczęła Bona.
- Mhm?
- Czy Gaja mogłaby być aktorką na czas festynu?
- Oczywiście! - zgodziła się Suzanna.
****************
- Gdzie będę mieszkać? - spytałam Bonę podczas wieczornej przechadzki koło amfiteatru.- No chyba ze mną, jak chcesz.
- Nie mogłabym mieć własnej nory? - poczułam się lekko zawiedziona. Gdy dołączyłam do watahy myślałam, że będę mieszkać sama... No cóż...
- Naprawdę chcesz? Przecież tak nie lubisz samotności! - Bona wydawała się lekko zdziwiona.
- Ale to co innego! Chcę mieć własny dom, bo jestem duża!
- Okej, jak chcesz, ale pierwszą noc musisz spędzić u mnie, ponieważ myślałam, że nie będziesz chciała własnej nory, a bez zgody Suzy nie ma na co liczyć.
- Dobrze - bąknęłam ponuro.
Nazajutrz obudziłam się w norze Bony. Tym razem wcale się nie zdziwiłam czując przy sobie wilcze futro.
- Dzień dobry... - powiedziałam, ziewając.
- Cześć... - Przywitała się sennie Bona.
- No to co..? Polowanko? - Spytałam.
- No to pa - rzuciła pospiesznie Bona i wyszła z jaskini.
- Co? A ja?! - krzyknęłam przypominając o swojej obecności.
- Ty chcesz iść na polowanie? Jesteś za mała!
- Dam radę! - upierałam się.
- Nie ma mowy! - Bona najwyraźniej też nie zamierzała szybko odpuścić.
Po chwili sprzeczki, razem postanowiłyśmy pójść na kompromis: ja pójdę z Boną, lecz będę się tylko przypatrywać.
- Obserwacja, to najlepszy sposób nauki! - powiedziała Bona.
I tak poszłyśmy na pierwsze, polowanie w mojej nowej watasze. Po drodze mijałyśmy wiele tutejszych wilków, które witały mnie gorąco. "Jest całkiem fajnie. Przynajmniej nie jestem już samotna, wręcz przeciwnie! Będę miała wielu przyjaciół w watasze... I... W szkole." Rozmyślałam podczas spaceru, a tym ostatnim, przeraziłam się strasznie. Ja nie chciałam iść do szkoły! Na pewno nie po dołączeniu, tyle tu nowych miejsc, a tu do tego jeszcze szkoła!
- Bona, czy ja będę musiała iść do szkoły?
- No tak, gdybyś wcześniej należała do watahy, to byś już dawno do niej chodziła, bo już trzy miesiące temu.
Jęknęłam. No nie, czemu..? Ale moje rozmyślania nie trwały długo, ponieważ Bona chyba coś poczuła, zaczęła węszyć z nosem przy ziemi, a po chwili szepnęła:
- Ćśśś... Coś czuję... Tylko nic nie mów, dobrze?
- Dobrze... - odpowiedziałam drżącym głosem, nie wiedząc co powinnam teraz zrobić.
- I najlepiej by było, gdybyś została tu i ukryła się w tej trawie - poleciła mi Bona, a ja zrobiłam co mi kazano.
Bona zaczęła skradać się cicho wśród traw (zapewne chciała się zamaskować, lecz mi wyszło by to o wiele lepiej) dążąc do zwierzyny. Gdy była wystarczająco blisko, z impetem rzuciła się na ofiarę. Sarna wierciła się trochę, lecz Bona nie dawała za wygraną. Po chwili przepychanki Bonie udało się upolować nasze śniadanie.
Musiałyśmy sarnę zjeść na miejscu, ponieważ była zbyt duża by przenieść ją do nory.
Po chwili obie wracałyśmy do jaskini z pełnymi brzuchami, a ja przyniosłam kawałek dla... Zumiego.
- Zumi? - zawołałam.
Nie słysząc odpowiedzi, powtórzyłam się:
- Zumi? Zumi! - tym razie w moim głosie było więcej lęku niż radości.
- O nie... - przeraziłam się, przypominając sobie, że... Zostawiłyśmy Zumiego w norze w tamtym lesie!
- Bona! Bona! - krzyczałam na cały głos.
- O co chodzi? - wydawało się, że Bona wcale nie interesowała się sprawą.
- Bo Zumi został w tamtej norze!
- Poradzi sobie. To dziki kot. - Bona nadal nie zauważała powagi sprawy.
- Och, Bona! Ja tak za nim tęsknię!
- Mówiłam ci, żebyś się do niego nie przyzwyczajała, bo nie zostanie z nami na zawsze. - to powiedziawszy, Bona wyszła z nory rzucając tylko:
- Idę skombinować dla ciebie osobną norę do Suzanny!
I wyszła. Przez to, że Bona tak mało interesowała się sprawą, nabierałam pewności, że to ona specjalnie zostawiła kotka w tamtej norze. Ale jak ona mogłaby to zrobić? Tak bardzo mnie lubi! Nie, to na pewno nie ona! Dobra, chyba naprawdę nic się nie stało... Zumi... Chyba jakoś poradzi sobie dziki? Przecież tak zręcznie zabrał tamtego ptaszka Bonie... Tak, na pewno sobie poradzi!
Wkrótce Bona przyszła i oznajmiła mi, że niestety, ale szczenięta nie mogą otrzymać własnego miejsca. Trochę mnie to przygnębiło, ale świadomość, że zamieszkam z innymi, podobnymi do mnie, trochę mnie podnosiła na duchu. Ostatecznie zaprowadziła mnie do dość dużej i przyjemnej nory, gdzie spędziłam większość dnia jedząc przynoszone przez Bonę posiłki, co obserwowała całkiem wysoka brązowa wadera, Sohara podobno. Miała się nami opiekować. Trochę bawiłam się z innymi (ciut dziwacznymi, bo z niemal jednakowym, ciemnym futerkiem) szczeniaczkami, ale szybko mnie to znudziło. Gdy wreszcie zapadł zmrok, postanowiłam wyjść.
Zrobiłam kilka kroków, przysiadłam i zawyłam. Ku mojemu zdziwieniu, po chwili latały koło mnie małe, migoczące stworzonka, które najwyraźniej chciały mnie dokądś zaprowadzić... Poszłam za nimi, lecz gdy tylko przestałam wyć, stworzonka rozleciały się na wszystkie strony. Zrozumiałam o co chodzi. Idąc wyłam nieustannie prowadzona przez owady. Tak naprawdę, to nie wiedziałam gdzie właściwie idę. To się okaże gdy dotrę do celu.
<C.D.N.>
Uwagi: Skoro to kontynuacja serii "W poszukiwaniu schronienia", to możesz zmienić tytuł, ale zachowaj numerację. Jak piszesz np. "tak...?' to stawia się trzy kropki, a nie dwie. Wciąż odbierasz postaciom charakter. Gdy kończysz akapit musisz postawić kropkę, bo to też zdanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz