Marzec 2021 r.
Idź na południe. Znajdź
Tori. To twoja przyjaciółka.
Otworzyłem szeroko oczy,
budząc się. Jasne, poranne słońce niemal od razu poraziło moje
oczy. Jednak to mnie w tej chwili ani trochę nie obchodziło.
Ważniejszy był głos, który mnie przebudził. Był jak z koszmaru,
niski, zachrypnięty lecz kobiecy. Mówił cicho, prawie szeptem, ale
równie dobrze mógł krzyczeć. To nie głośność się liczyła,
ale moc. A głos był obdarzony ogromną mocą. Musiałem go
posłuchać, nie mogłem inaczej. Cokolwiek on mi rozkaże, musiałem
to zrobić. Wiedziałem to. Nie, więcej... Czułem to. Równie
dobrze, co ten kamień wbijający mi się w szyję. Durny kamień.
Gdy tylko moje oczy
przyzwyczaiły się do otaczającej mnie jasności, wstałem jak
oparzony. Niemal od razu spojrzałem na niebo, które kryło się za
ciemnymi gałęziami licznych drzew. Musiałem znajdować się w
jakimś lesie.
- Las? Czemu las? -
wyszeptałem. Miałem przeczucie, że nie powinienem tutaj być. To
nie było moje stałe miejsce, zaledwie jakieś przejściowe. Jak
podczas podróży, w której chyba byłem. Nie wiem, nie pamiętam.
N-nie pamiętam? Jak to
nie pamiętam?
Otworzyłem szeroko oczy
ze zdziwienia. Przecież takich rzeczy jak podróż się nie
zapomina. Miałem wrażenie, że jeszcze wczoraj bym wiedział.
Jednak teraz? Pustka. Kompletna pustka. Nie pamiętałem nic, totalne
zero. Moje wspomnienia kończyły się na głosie i kilku mglistych
wrażeniach, które nie mówiły mi nic szczególnego. Ot, echo z
przeszłości.
- Dobra, spróbujmy czegoś
prostego... - zacząłem i skamieniałem. Mój głos... Zapomniałem,
że taki był. A był dość wysoki. Musiałem przejść już
mutację, bo nie brzmiałem jak dzieciak. Jeśli jednak mam mieć
taki do końca życia, to... Jęknąłem cicho. Nie mógłbym mieć
takiego niskiego, bardzo męskiego? On nie pasuje do tych pokładów
męskości, które ze mnie emanują!
- Dobra, spokój. Po
kolei, postaraj przypomnieć sobie najprostsze informacje, te które
zna każdy – powiedziałem cicho.
Skierowałem wzrok na
swoje łapy i spróbowałem sobie przypomnieć najprostsze co może
być, rzecz, którą każdy wilk o sobie wie. Zawsze.
- Jakie jest twoje imię,
idioto? - zapytałem sam siebie uśmiechając się krzywo.
Kiedy odpowiedź nie
nadeszła od razu, poczułem jak moje serce zaczyna szybciej bić, a
oczy rozszerzają się ze strachu. Nie wiedziałem...
Gorączkowo próbowałem
przeszukać pamięć, ale jak można przeszukiwać coś co się
utraciło? Wiem, powinienem już ogarnąć, że nic tam nie ma,
ale... Ale to chyba do mnie wtedy nie dotarło. Dopiero stracenie
czegoś tak oczywistego jak własne imię, uświadomiło mi to, co
się stało. Nie pamiętałem nic...
Czy naprawdę utraciłem
siebie? Wszystkie wspomnienia? To nie mogła być prawda. Nie,
błagam, nie. Nie zgadzałem się na to, nigdy. Co takiego zrobiłem,
że nie pamiętałem nic?
Idź na południe. Znajdź
Tori. To twoja przyjaciółka. - słowa tajemniczego głosu
powróciły, gdy tylko usiadłem na ziemi będąc bliski załamania.
- Tori... - powiedziałem.
Imię przeszło przez mój pysk z zaskakującą łatwością.
Musiałem zwracać się do jej nosicielki wielokrotnie. Według głosu
była moją przyjaciółką i to chyba była prawda. Czułem, że z
tą postacią wiąże wiele utraconych wspomnień. Może ona będzie
wiedzieć co się wydarzyło? Może zdoła mi pomóc?
Wstałem z ziemi i
otrzepałem się. Miałem cel, który musiałem wykonać. Spojrzałem
na niebo i kiedy dostrzegłem bezlistne korony drzew, skierowałem
kroki w – jak miałem nadzieję – odpowiednią stronę.
Nie miałem pojęcia jak
długo zajmie mi podróż i szczerze mówiąc martwiło mnie to.
Bałem się, że nie napotkam po drodze wody zdatnej do picia i
przeczuwałem problemy ze znalezieniem jedzenia. Oby miejsce, w
którym przebywała ta cała Tori nie było daleko...
Chwila, chwila... Jak
właściwie miałem ją odnaleźć? Znałem tylko stronę, w którą
powinienem się udać i jej imię. Nie wiedziałem czy jest
samotniczką, czy należy do jakiejś watahy, a jak tak to jakiej.
Chciałem krzyknąć do właścicielki głosu, że to za mało
informacji, ale czułem, że ta nawet gdyby mogła mnie usłyszeć,
nie odezwałaby się więcej.
- Trudno – westchnąłem
cicho – Będę pytać o nią każdego, kogo spotkam. Kiedyś musi
mi się udać, prawda?
Jakby na potwierdzenie
moich słów jakiś ptak cicho zaśpiewał. Poczułem jak na mój
pysk wkrada się lekki uśmiech. Może naprawdę nie będzie tak źle?
- Mam dość – jęknąłem
dosłownie rzucając się na ziemię. Szybko jednak pożałowałem
tej decyzji, bo moje biedne obolałe ciało spotkało się z twardą
ziemią wydając przy tym głośne „łup” i – jeśli to możliwe
– zaczęło boleć jeszcze bardziej.
Od kilku dni szedłem
przez różne tereny licząc, że niedługo natrafię na jakiekolwiek
siedlisko wilków lub innych stworzeń, z którymi umiałbym się
porozumieć. Jednak nadaremnie – jedyne co widziałem to zwykłe
zwierzęta, z których nie było żadnego pożytku.
Poczułem jak na myśl o
zwierzętach, burczy mi w brzuchu. Nie jadłem od tak dawna... Nic
dziwnego, że byłem głodny. Rośliny dopiero puszczały pąki, więc
nie mogłem z nich korzystać, a te małe irytujące stworzenia
nęciły mnie coraz bardziej. Przez tereny, którymi szedłem,
chodziło tyle zwierząt, że dostawałem szału próbując ignorować
ich wonie. Jednak byłem posiadaczem bardzo silnej woli i nie
upolowałem żadnego ze zwierząt.
Kogo ja próbuję oszukać?
Prawda jest taka, że już
pierwszego dnia szarawy zając przemknął mi tuż przed nosem.
Czując z tak bliska jego zapach nie mogłem powstrzymać się, by
nie rzucić się w pogoń za nim. Jednak szybko okazało się, że
mam cztery lewe łapy do polowania i nici z jedzenia. Potknąłem się
o wystający kamień i wyciągnąłem jak długi na ziemi. W locie
starałem się dosięgnąć zwierzątko, ale nadaremnie. Zając
uciekł. Potem próbowałem jeszcze kilka razy, ale wszystkie
zwierzęta wyczuwały mnie zdecydowanie zbyt szybko i udawało im się
uciec... Takim sposobem próbując coś upolować, by nie stracić
sił, straciłem ich niepotrzebnie o wiele więcej.
- Błagam niech to będzie
niedaleko... - wyszeptałem, zamykając oczy.
- Wstawaj – stanowcze
warknięcie zbudziło mnie ze snu. Wstałem jak oparzony niemal nie
trafiając głową w pysk niskiego basiora. Otumaniony snem nie
skojarzyłem, gdzie byłem i co się stało. Przez chwilę wydawało
mi się, że znajdowałem się w...
- Auu! - syknąłem czując
jak ból zaczyna rozsadzać mi czaszkę. Cholera, a byłem tak
blisko, już prawie sobie przypomniałem...
Wilk zmierzył mnie
przeciągłym spojrzeniem chyba spodziewając się, że ból był
spowodowany jakimiś uszkodzeniami ciała. W odpowiedzi na jego
spojrzenie wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się szeroko.
Lepiej nie podpadać pierwszej napotkanej osobie. Przynajmniej od
razu.
- Kim jesteś i czego tu
szukasz? - zapytał samiec. To niesamowite jak pocieszyło mnie, że
miał równie wysoki głos co ja. Z tą różnicą, że jego brzmiał
poważnie. Coś było w jego tonie, co sprawiało, że dało się
wyczuć porażającą powagę, która nawiasem pasowała idealnie do
jego postawy. Nie musiałem używać mojej wrodzonej ogromnej
spostrzegawczości, by to zauważyć.
Basior cierpliwie czekał
na moją odpowiedź jednocześnie nie spuszczając ze mnie spojrzenia
szarych oczu.
Odchrząknąłem. Czas na
pokaz elokwencji.
- Eee... No właśnie jest
taka sprawa, że nie do końca wiem, kim jestem. Tak jakby straciłem
pamięć, a jakiś dziwny głos kazał mi iść na południe i
znaleźć jakąś Tori, która chyba wie o mnie więcej niż
aktualnie ja sam o sobie. Także ten... Znasz może takową?
Samiec znowu zmierzył
mnie spojrzeniem. Co on się na mnie tak gapi? Spodziewam się, że
jestem przystojny, ale bez przesady. Przykro mi, stary, wolę wadery.
Nie masz szans.
Następnie wilk – tak
dla odmiany – westchnął.
- Zaprowadzę cię do
naszej Alfy i ona oceni twoje słowa, dobra?
- Może być.
Basior wskazał mi łapą
kierunek i zaczekał, aż ruszę w tę stronę. Chyba miał zamiar
mnie pilnować. Poważny wilk poważnie traktujący swoje obowiązki.
Idealnie.
Schodziliśmy z góry, na
której się znajdowaliśmy. Wilkowi, który szedł za mną nie szło
to zbyt dobrze – co jakiś czas się potykał i bałem się, że w
końcu spadnie na mnie i zboczymy się po stromym zboczu na dół. Na
szczęście tak się nie stało. Oczywiście moja wrodzona gracja
unikała mnie przed podobnymi wypadkami. A tak serio, to lubiłem
góry. Już jakiś czas temu zauważyłem, że na wyżynach czułem
się znacznie swobodniej niż na otwartej przestrzeni.
Ciemnoszary basior nie
odezwał się do mnie przez całą drogę, a ja nie czułem potrzeby
z nim rozmawiać. Zresztą i tak by mi dużo nie powiedział. Chyba
wolał swoje własne towarzystwo.
<C.D.N>
Uwagi: Brak daty!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz