Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

sobota, 9 czerwca 2018

Od Asgrima "Utracone wspomnienia" cz. 1

 Marzec 2021 r.
Idź na południe. Znajdź Tori. To twoja przyjaciółka.
Otworzyłem szeroko oczy, budząc się. Jasne, poranne słońce niemal od razu poraziło moje oczy. Jednak to mnie w tej chwili ani trochę nie obchodziło. Ważniejszy był głos, który mnie przebudził. Był jak z koszmaru, niski, zachrypnięty lecz kobiecy. Mówił cicho, prawie szeptem, ale równie dobrze mógł krzyczeć. To nie głośność się liczyła, ale moc. A głos był obdarzony ogromną mocą. Musiałem go posłuchać, nie mogłem inaczej. Cokolwiek on mi rozkaże, musiałem to zrobić. Wiedziałem to. Nie, więcej... Czułem to. Równie dobrze, co ten kamień wbijający mi się w szyję. Durny kamień.
Gdy tylko moje oczy przyzwyczaiły się do otaczającej mnie jasności, wstałem jak oparzony. Niemal od razu spojrzałem na niebo, które kryło się za ciemnymi gałęziami licznych drzew. Musiałem znajdować się w jakimś lesie.
- Las? Czemu las? - wyszeptałem. Miałem przeczucie, że nie powinienem tutaj być. To nie było moje stałe miejsce, zaledwie jakieś przejściowe. Jak podczas podróży, w której chyba byłem. Nie wiem, nie pamiętam.
N-nie pamiętam? Jak to nie pamiętam?
Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia. Przecież takich rzeczy jak podróż się nie zapomina. Miałem wrażenie, że jeszcze wczoraj bym wiedział. Jednak teraz? Pustka. Kompletna pustka. Nie pamiętałem nic, totalne zero. Moje wspomnienia kończyły się na głosie i kilku mglistych wrażeniach, które nie mówiły mi nic szczególnego. Ot, echo z przeszłości.
- Dobra, spróbujmy czegoś prostego... - zacząłem i skamieniałem. Mój głos... Zapomniałem, że taki był. A był dość wysoki. Musiałem przejść już mutację, bo nie brzmiałem jak dzieciak. Jeśli jednak mam mieć taki do końca życia, to... Jęknąłem cicho. Nie mógłbym mieć takiego niskiego, bardzo męskiego? On nie pasuje do tych pokładów męskości, które ze mnie emanują!
- Dobra, spokój. Po kolei, postaraj przypomnieć sobie najprostsze informacje, te które zna każdy – powiedziałem cicho.
Skierowałem wzrok na swoje łapy i spróbowałem sobie przypomnieć najprostsze co może być, rzecz, którą każdy wilk o sobie wie. Zawsze.
- Jakie jest twoje imię, idioto? - zapytałem sam siebie uśmiechając się krzywo.
Kiedy odpowiedź nie nadeszła od razu, poczułem jak moje serce zaczyna szybciej bić, a oczy rozszerzają się ze strachu. Nie wiedziałem...
Gorączkowo próbowałem przeszukać pamięć, ale jak można przeszukiwać coś co się utraciło? Wiem, powinienem już ogarnąć, że nic tam nie ma, ale... Ale to chyba do mnie wtedy nie dotarło. Dopiero stracenie czegoś tak oczywistego jak własne imię, uświadomiło mi to, co się stało. Nie pamiętałem nic...
Czy naprawdę utraciłem siebie? Wszystkie wspomnienia? To nie mogła być prawda. Nie, błagam, nie. Nie zgadzałem się na to, nigdy. Co takiego zrobiłem, że nie pamiętałem nic?
Idź na południe. Znajdź Tori. To twoja przyjaciółka. - słowa tajemniczego głosu powróciły, gdy tylko usiadłem na ziemi będąc bliski załamania.
- Tori... - powiedziałem. Imię przeszło przez mój pysk z zaskakującą łatwością. Musiałem zwracać się do jej nosicielki wielokrotnie. Według głosu była moją przyjaciółką i to chyba była prawda. Czułem, że z tą postacią wiąże wiele utraconych wspomnień. Może ona będzie wiedzieć co się wydarzyło? Może zdoła mi pomóc?
Wstałem z ziemi i otrzepałem się. Miałem cel, który musiałem wykonać. Spojrzałem na niebo i kiedy dostrzegłem bezlistne korony drzew, skierowałem kroki w – jak miałem nadzieję – odpowiednią stronę.
Nie miałem pojęcia jak długo zajmie mi podróż i szczerze mówiąc martwiło mnie to. Bałem się, że nie napotkam po drodze wody zdatnej do picia i przeczuwałem problemy ze znalezieniem jedzenia. Oby miejsce, w którym przebywała ta cała Tori nie było daleko...
Chwila, chwila... Jak właściwie miałem ją odnaleźć? Znałem tylko stronę, w którą powinienem się udać i jej imię. Nie wiedziałem czy jest samotniczką, czy należy do jakiejś watahy, a jak tak to jakiej. Chciałem krzyknąć do właścicielki głosu, że to za mało informacji, ale czułem, że ta nawet gdyby mogła mnie usłyszeć, nie odezwałaby się więcej.
- Trudno – westchnąłem cicho – Będę pytać o nią każdego, kogo spotkam. Kiedyś musi mi się udać, prawda?
Jakby na potwierdzenie moich słów jakiś ptak cicho zaśpiewał. Poczułem jak na mój pysk wkrada się lekki uśmiech. Może naprawdę nie będzie tak źle?

- Mam dość – jęknąłem dosłownie rzucając się na ziemię. Szybko jednak pożałowałem tej decyzji, bo moje biedne obolałe ciało spotkało się z twardą ziemią wydając przy tym głośne „łup” i – jeśli to możliwe – zaczęło boleć jeszcze bardziej.
Od kilku dni szedłem przez różne tereny licząc, że niedługo natrafię na jakiekolwiek siedlisko wilków lub innych stworzeń, z którymi umiałbym się porozumieć. Jednak nadaremnie – jedyne co widziałem to zwykłe zwierzęta, z których nie było żadnego pożytku.
Poczułem jak na myśl o zwierzętach, burczy mi w brzuchu. Nie jadłem od tak dawna... Nic dziwnego, że byłem głodny. Rośliny dopiero puszczały pąki, więc nie mogłem z nich korzystać, a te małe irytujące stworzenia nęciły mnie coraz bardziej. Przez tereny, którymi szedłem, chodziło tyle zwierząt, że dostawałem szału próbując ignorować ich wonie. Jednak byłem posiadaczem bardzo silnej woli i nie upolowałem żadnego ze zwierząt.
Kogo ja próbuję oszukać?
Prawda jest taka, że już pierwszego dnia szarawy zając przemknął mi tuż przed nosem. Czując z tak bliska jego zapach nie mogłem powstrzymać się, by nie rzucić się w pogoń za nim. Jednak szybko okazało się, że mam cztery lewe łapy do polowania i nici z jedzenia. Potknąłem się o wystający kamień i wyciągnąłem jak długi na ziemi. W locie starałem się dosięgnąć zwierzątko, ale nadaremnie. Zając uciekł. Potem próbowałem jeszcze kilka razy, ale wszystkie zwierzęta wyczuwały mnie zdecydowanie zbyt szybko i udawało im się uciec... Takim sposobem próbując coś upolować, by nie stracić sił, straciłem ich niepotrzebnie o wiele więcej.
- Błagam niech to będzie niedaleko... - wyszeptałem, zamykając oczy.

- Wstawaj – stanowcze warknięcie zbudziło mnie ze snu. Wstałem jak oparzony niemal nie trafiając głową w pysk niskiego basiora. Otumaniony snem nie skojarzyłem, gdzie byłem i co się stało. Przez chwilę wydawało mi się, że znajdowałem się w...
- Auu! - syknąłem czując jak ból zaczyna rozsadzać mi czaszkę. Cholera, a byłem tak blisko, już prawie sobie przypomniałem...
Wilk zmierzył mnie przeciągłym spojrzeniem chyba spodziewając się, że ból był spowodowany jakimiś uszkodzeniami ciała. W odpowiedzi na jego spojrzenie wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się szeroko. Lepiej nie podpadać pierwszej napotkanej osobie. Przynajmniej od razu.
- Kim jesteś i czego tu szukasz? - zapytał samiec. To niesamowite jak pocieszyło mnie, że miał równie wysoki głos co ja. Z tą różnicą, że jego brzmiał poważnie. Coś było w jego tonie, co sprawiało, że dało się wyczuć porażającą powagę, która nawiasem pasowała idealnie do jego postawy. Nie musiałem używać mojej wrodzonej ogromnej spostrzegawczości, by to zauważyć.
Basior cierpliwie czekał na moją odpowiedź jednocześnie nie spuszczając ze mnie spojrzenia szarych oczu.
Odchrząknąłem. Czas na pokaz elokwencji.
- Eee... No właśnie jest taka sprawa, że nie do końca wiem, kim jestem. Tak jakby straciłem pamięć, a jakiś dziwny głos kazał mi iść na południe i znaleźć jakąś Tori, która chyba wie o mnie więcej niż aktualnie ja sam o sobie. Także ten... Znasz może takową?
Samiec znowu zmierzył mnie spojrzeniem. Co on się na mnie tak gapi? Spodziewam się, że jestem przystojny, ale bez przesady. Przykro mi, stary, wolę wadery. Nie masz szans.
Następnie wilk – tak dla odmiany – westchnął.
- Zaprowadzę cię do naszej Alfy i ona oceni twoje słowa, dobra?
- Może być.
Basior wskazał mi łapą kierunek i zaczekał, aż ruszę w tę stronę. Chyba miał zamiar mnie pilnować. Poważny wilk poważnie traktujący swoje obowiązki. Idealnie.
Schodziliśmy z góry, na której się znajdowaliśmy. Wilkowi, który szedł za mną nie szło to zbyt dobrze – co jakiś czas się potykał i bałem się, że w końcu spadnie na mnie i zboczymy się po stromym zboczu na dół. Na szczęście tak się nie stało. Oczywiście moja wrodzona gracja unikała mnie przed podobnymi wypadkami. A tak serio, to lubiłem góry. Już jakiś czas temu zauważyłem, że na wyżynach czułem się znacznie swobodniej niż na otwartej przestrzeni.
Ciemnoszary basior nie odezwał się do mnie przez całą drogę, a ja nie czułem potrzeby z nim rozmawiać. Zresztą i tak by mi dużo nie powiedział. Chyba wolał swoje własne towarzystwo.

<C.D.N> 

Uwagi: Brak daty!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz