Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

sobota, 12 maja 2018

Od Magnusa "Renowacja" cz. 2 (C.D. Joel)

 Listopad 2020
W końcu musiał nadejść moment, w którym zatrzymam się, na chwilę zejdę z drogi wiecznie pędzącego życia watahy i zastanowię się. Tak też stało się pewnego mglistego popołudnia, gdy stwierdziłem, że zwyczajnie mam dość. Nie chodziło o napięty grafik, czy nawet życie w środowisku tak odmiennym od znanego mi, ludzkiego życia, za którym tęskniłem coraz bardziej. Nie o to, a dręczący mnie już co noc sen, z przeraźliwie wręcz szczęśliwą kobietą. Najzwyczajniej w świecie bałem się. Próbowałem wmówić sobie, że to tylko koszmar i nie ma większego znaczenia. A jednak, jak dziecko bojące się potwora spod łóżka, nie wytrzymałem.
Wybiegłem truchtem z jaskini, nie szczędząc przy tym wściekłego powarkiwania. Dwie wadery, akurat przechodzące obok, posłały mi zaskoczone spojrzenia. Przystanąłem na chwilę i przymknąłem oczy, próbując się uspokoić. Wziąłem głęboki wdech, przez chwilę stałem nieruchomo. Mimowolnie spojrzałem na wilczyce, coś szepczące między sobą i rzucające mi ukradkowe spojrzenia. W takich momentach jak ten, naprawdę żałowałem, że nie mogę zabijać wzrokiem. Już w pełnym cwale, popędziłem w stronę Zielonego Lasu.
Niemalże wskakując do wody, ruszyłem dalej. Czas, swoim starym zwyczajem, płynął dalej, a emocje stopniowo przygasały. Zalała mnie fala ogłupienia, gdy zdałem sobie sprawę ze swojego położenia. Nieruchoma, szara woda otaczała mnie z każdej strony, a zapach wilgoci był wręcz nie do zniesienia. Wyklinając pod nosem cały świat, rozejrzałem się, próbując zorientować się w swoim położeniu.
Rdzawoszare, pozbawione liści pnie drzew rzucały smętne cienie na nieruchomą, czarną toń. Mlecznobiała mgła była tak gęsta, że można by kroić ją nożem. Wodę wokół moich łap co jakiś czas przecinała srebrzysta ławica drobnych, smukłych ryb, poszukujących pożywienia wśród kamieni na dnie.
Udało mi się mniej więcej określić punkt, w którym się znajdowałem. Postanowiłem znaleźć spokojne, odosobnione miejsce, w którym trochę odpocznę i spokojnie poddam analizie własne emocje. Padło na Park.
Po dłuższym marszu dotarłem na miejsce. Przemiana w człowieka przyszła mi dużo łatwiej niż kilka tygodni temu, co bardzo mnie usatysfakcjonowało. Los jednak okazał się być wyjątkowo złośliwym kompanem. Poślizgnąłem się na schodach, ledwo łapiąc równowagę. Z rezygnacją spojrzałem na swoje buty, ubrudzone we wszechobecnym błocie. Po raz kolejny zatęskniłem za swoim starym mieszkaniem i wszystkimi znajdującymi się tam ubraniami, które prawdopodobnie były już poza moim zasięgiem. Wszystko dzieje się tak szybko... Ani się obejrzę, a uznają mnie za zmarłego...
– Dzień dobry! – rozmyślania przerwał mi niski, męski głos.
Zaskoczony spojrzałem w stronę, z której dochodził dźwięk. Dostrzegłem brązowowłosego mężczyznę, siedzącego na kamieniu koło wejścia do Parku. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to wręcz komiczny strój, wyglądający tak, jakby nie miał styczności ze środkami czystości od co najmniej miesiąca. Szybko skarciłem się za tą myśl. W taką pogodę to przecież normalne. Ze strojem praktycznie wizytowym, to ja tu wyglądam jak idiota.
– Dzień dobry... – odparłem z wahaniem.
Nieznacznie przyspieszając, oddaliłem się trochę. Przez pierwsze minuty żywiłem cichą nadzieję, że nieznajomy opuści to miejsce, ale w dalszym ciągu czułem na sobie jego wzrok. Coraz bardziej zirytowany, miałem już zamiar opuścić skwer, gdy po raz kolejny usłyszałem głos obcego.
– Masz jakiś problem? Wyglądasz jakbyś wolał, by to miejsce było puste, bo nadaje się do rozważań.
W pierwszej chwili nie zrozumiałem, co miał na myśli. Raptownie odwróciłem się w jego kierunku, próbując zrozumieć, co miał na myśli.
– Wybacz, nie miałem na myśli nic złego. Po prostu... niektóre osoby mają jakieś kłopoty, ale brakuje im kogoś do wygadania się. Może i się nie znamy, ale zapewniam, że i tak nie miałbym co z tymi informacjami zrobić.
W tamtym momencie coś się we mnie przełamało. Nie mogłem wiecznie odsuwać od siebie myśli, że trzeba zatrzymać ten niezdrowy proces, w jaki się wpakowałem. Ciągła praca nie była tym, po co tu przybyłem. W głębi duszy wiedziałem, że pragnę i potrzebuję ambicji, ale nie chciałem o tym myśleć. Dlaczego? Nie chciałem pogodzić się ze stratą wszystkiego, co i tak zniknęło z mojego życia. Podświadomie dalej żywiłem nadzieję, że to wszystko tylko koszmar, senna mara, która prędzej musi się skończyć.
– Tak, mam problem. – odparłem, sam siebie zaskakując.
– Zatem... Jeśli chcesz o tym komuś opowiedzieć, to słucham.
Odniosłem wrażenie, że w przeszłości nie byłem bardziej towarzyski, niż w tamtym czasie. Z początku ciężko było mi mówić o sobie i o swoich problemach, pomijając nawet fakt, że niepotrzebnie obarczałem nimi, choćby w tak pośredni sposób, kogoś innego, niż siebie. Jednak, poznawszy wcześniej imię swojego rozmówcy, z każdym słowem czułem się coraz lepiej.
Wkrótce przeszliśmy na nieco luźniejsze tematy, co nawet mi odpowiadało. Zaskoczyła mnie wiadomość, że Joel również pochodzi z Miasta, a nawet z tej samej okolicy, co ja. Przynajmniej nie siedzę w tym bagnie sam.
Około czterdziestu minut później postanowiliśmy ruszyć się sprzed bramy. Usiadłem na ławce koło okazałego krzewu rododendronu, uważnie obserwując poczynania wróbla, siedzącego na jednej z uschniętych gałązek. Jedna z jej nóg niebezpiecznie skrzypnęła i zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować, już siedziałem w błocie.
– Cholera... – mruknąłem, podnosząc się z ziemi.
<Joel?>

Uwagi: Brak daty!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz