Sierpień 2019 r.
Czułam na sobie wzrok dziewczyny. Przyglądała mi się
z niechęcią, prawie pogardą. Była na mnie zła, zawsze. Nigdy nie
wiedziałam z jakiego powodu. Kiedy słyszałam jak krzyczy, podkulałam
ogon i uciekałam z dala od niej. Przerażała mnie. Teraz, pod samym jej
spojrzeniem miałam ochotę się skulić. Jednak starałam się nie okazywać
strachu, tak jak kazał mi Piotrek. Chłopiec zawsze wiedział co mówi,
jest mądry i dobry.
- Tori, idziemy. - powiedziała. Wyczułam w
jej głosie, postawie, że ból, który tak głęboko skrywała, wzmocnił się.
Wstałam cicho i zamerdałam ogonem. Podeszłam do Anny i pozwoliłam, by
przypięła do mojej obroży smycz. Spacer - to z pewnością dobrze jej
zrobi.
Wyszłyśmy z małego mieszkania. Dziewczyna zamknęła
drzwi i zbiegła ze schodów. Mieszkanie było wysoko, co mnie zawsze
przerażało. Nie miałam jednak wyjścia. Musiałam biec razem z nią. Po
paru minutach byłyśmy już na dworze. Prawie czułam, jak żar bije z
nieba. Było tak gorąco...
Anna skierowała swoje długie kroki w
stronę cmentarza. Wiedziałam dokładnie co to za miejsce. Anna lubiła
tam chodzić. Lubiła tam płakać i mówić tam do Piotrka, mamy i taty.
Chociaż ich tam nie było. Moim zdaniem to nie było zbyt fajne miejsce.
Pachniało tam smutkiem i czymś rozkładającym się. Nie rozumiałam, co
Annie tak podoba się w tym miejscu. Jednak byłam grzecznym psem, zawsze
posłusznie truchtałam przy jej nodze. Na cmentarzu siedziałam i
czekałam, aż dziewczyna zabierze mnie z tego strasznego miejsca. Czasem
nawet bardzo długo.
Teraz jednak cieszyłam się samym spacerem.
Wyczuwałam wokół siebie tyle ciekawych woni, że ledwie zdążyłam się
powstrzymać, żeby nie stawać co chwilę i szukać ich źródeł. W końcu
doszłyśmy do bramy cmentarza. Nie myśląc o tym długo skierowałam swoje
kroki w tamtą stronę. Anna jednak szła w inną stronę. Pociągnęłam ją w
odpowiednim kierunku. Może się zamyśliła?
- Tori, nie. Nie
dzisiaj. - powiedziała i pociągnęła mnie w inną stronę. Co miałam
zrobić? Poszłam tam, gdzie mi kazała. W końcu była... była moją... nową
panią. Na wspomnienie tego poczułam łzy zbierające się w oczach. Tor,
nie myśl o nim. Nie będziesz płakać. Nie teraz. Nie.
Spojrzałam
w dół, na swoje łapy. Szłam bez namysłu tam, gdzie prowadziła mnie
Anna. Straciłam ochotę na rozglądanie się i poznawanie świata. Nawet nie
zdałam sobie sprawy, ale weszłyśmy do lasu. Tego zakazanego,
nawiedzonego - jak zwykł mówić Pio... Nie, stop.
Nie
wiedziałam dlaczego tutaj idziemy, nie powinnyśmy tu być. Ten las jest
podobno niebezpieczny. Nie wolno do niego wchodzić, a my w nim jesteśmy.
Czułam jak strach formuje w moim brzuchu wielką kulę. Bałam się, tak
bardzo się bałam. W pewnym momencie Anna się zatrzymała i kucnęła obok
jakiegoś drzewa.
- Idziemy? Proszę, powiedz, że wracamy! -
powiedziałam. Dziewczyna spojrzała w moją stronę, jakby zrozumiała co
powiedziałam. Wiedziałam jednak, że to niemożliwe. Ludzie mnie nie
słyszą. Zaczęłam się dokładniej przyglądać jej poczynaniom. Właśnie
wyciągała ze swojej wielkiej torby moją miskę, torebeczkę z karmą i
butelkę wody. Ciekawe po co jej to? Anna, wcale się mną nie przejmując
postawiła miskę, napełniła karmą i wodą. Następnie obróciła się w moją
stronę i złapała mój pysk w dłoń. Zmusiła mnie, bym patrzyła się jej w
oczy.
- Tori, Torance... Mała, to nie tak. Ja nie mogę cię
dłużej trzymać, nie mogę cię oddać. Piotrek byłby na mnie zły. Kochany
braciszek... On by nie zrozumiał. Muszę to zrobić. Przepraszam cię,
psinko... - mówiła, a w jej głosie pobrzmiewał smutek i poczucie winy.
Puściła mój pysk, a ja polizałam ją po dłoni. Nic z tego nie rozumiałam,
nie darzyłam Anny wielką miłością, jednak zrobiło mi się jej szkoda.
Nagle
dziewczyna wstała i pobiegła w stronę, z której przyszłyśmy. Beze mnie.
Próbowałam biec za nią, jednak coś pociagnęło mnie z powrotem. Smycz.
Była mocno przywiązana do drzewa, a wraz z nią i ja. Anna tymczasem
znikła za drzewami. Nie było jej. Chciałam wierzyć, że wróci po mnie,
jednak gdzieś głęboko słyszałam jak coś mówi "A co jeśli nie? Co jeśli
cię tutaj zostawiła?"
Nie wiedziałam co robić. Wiedziałam, że
się nie uwolnię. Zaczęłam skomleć i wyć. "Anno, wróć..." Położyłam się
na mchu i czekałam piszcząc. Nic innego mi chyba nie zostało...
***
Nie
wiem, kiedy zasnęłam. Obudziło mnie uczucie, że jestem obserwowana.
Może to Anna! Szybko wstałam i się otrzepałam. Zaczęłam się rozglądać
wokoło i wąchać. Nie wyczułam jednak jej zapachu. Jej, ani żadnego
ludzkiego. Za to bardzo dobrze wyczuwałam coś innego, dzikiego, a jednak
podobnego do mnie.
- Yy... - zająknęłam się wystraszona. - Kim jesteś? Co tu robisz?
Zza
krzaków wyszła jakaś postać. Większa ode mnie, psowata, podobna. A
jednak nie do końca. Czułam jak jakieś wspomnienie, urywek informacji,
próbuje przypomnieć mi o sobie. Bezskutecznie, aż w końcu mnie olśniło.
To musiał być wilk, magiczny wilk...
<Ktoś chętny?>
Uwagi: Brakuje daty!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz