Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

niedziela, 23 kwietnia 2017

Od Tori "Porzucona" cz.1 (Cd. Chętny)

 Sierpień 2019 r.
Czułam na sobie wzrok dziewczyny. Przyglądała mi się z niechęcią, prawie pogardą. Była na mnie zła, zawsze. Nigdy nie wiedziałam z jakiego powodu. Kiedy słyszałam jak krzyczy, podkulałam ogon i uciekałam z dala od niej. Przerażała mnie. Teraz, pod samym jej spojrzeniem miałam ochotę się skulić. Jednak starałam się nie okazywać strachu, tak jak kazał mi Piotrek. Chłopiec zawsze wiedział co mówi, jest mądry i dobry. 
- Tori, idziemy. - powiedziała. Wyczułam w jej głosie, postawie, że ból, który tak głęboko skrywała, wzmocnił się. Wstałam cicho i zamerdałam ogonem. Podeszłam do Anny i pozwoliłam, by przypięła do mojej obroży smycz. Spacer - to z pewnością dobrze jej zrobi.
Wyszłyśmy z małego mieszkania. Dziewczyna zamknęła drzwi i zbiegła ze schodów. Mieszkanie było wysoko, co mnie zawsze przerażało. Nie miałam jednak wyjścia. Musiałam biec razem z nią. Po paru minutach byłyśmy już na dworze. Prawie czułam, jak żar bije z nieba. Było tak gorąco... 
Anna skierowała swoje długie kroki w stronę cmentarza. Wiedziałam dokładnie co to za miejsce. Anna lubiła tam chodzić. Lubiła tam płakać i mówić tam do Piotrka, mamy i taty. Chociaż ich tam nie było. Moim zdaniem to nie było zbyt fajne miejsce. Pachniało tam smutkiem i czymś rozkładającym się. Nie rozumiałam, co Annie tak podoba się w tym miejscu. Jednak byłam grzecznym psem, zawsze posłusznie truchtałam przy jej nodze. Na cmentarzu siedziałam i czekałam, aż dziewczyna zabierze mnie z tego strasznego miejsca. Czasem nawet bardzo długo.
Teraz jednak cieszyłam się samym spacerem. Wyczuwałam wokół siebie tyle ciekawych woni, że ledwie zdążyłam się powstrzymać, żeby nie stawać co chwilę i szukać ich źródeł. W końcu doszłyśmy do bramy cmentarza. Nie myśląc o tym długo skierowałam swoje kroki w tamtą stronę. Anna jednak szła w inną stronę. Pociągnęłam ją w odpowiednim kierunku. Może się zamyśliła?
- Tori, nie. Nie dzisiaj. - powiedziała i pociągnęła mnie w inną stronę. Co miałam zrobić? Poszłam tam, gdzie mi kazała. W końcu była... była moją... nową panią. Na wspomnienie tego poczułam łzy zbierające się w oczach. Tor, nie myśl o nim. Nie będziesz płakać. Nie teraz. Nie.
Spojrzałam w dół, na swoje łapy. Szłam bez namysłu tam, gdzie prowadziła mnie Anna. Straciłam ochotę na rozglądanie się i poznawanie świata. Nawet nie zdałam sobie sprawy, ale weszłyśmy do lasu. Tego zakazanego, nawiedzonego - jak zwykł mówić Pio... Nie, stop. 
Nie wiedziałam dlaczego tutaj idziemy, nie powinnyśmy tu być. Ten las jest podobno niebezpieczny. Nie wolno do niego wchodzić, a my w nim jesteśmy. Czułam jak strach formuje w moim brzuchu wielką kulę. Bałam się, tak bardzo się bałam. W pewnym momencie Anna się zatrzymała i kucnęła obok jakiegoś drzewa. 
- Idziemy? Proszę, powiedz, że wracamy! - powiedziałam. Dziewczyna spojrzała w moją stronę, jakby zrozumiała co powiedziałam. Wiedziałam jednak, że to niemożliwe. Ludzie mnie nie słyszą. Zaczęłam się dokładniej przyglądać jej poczynaniom. Właśnie wyciągała ze swojej wielkiej torby moją miskę, torebeczkę z karmą i butelkę wody. Ciekawe po co jej to? Anna, wcale się mną nie przejmując postawiła miskę, napełniła karmą i wodą. Następnie obróciła się w moją stronę i złapała mój pysk w dłoń. Zmusiła mnie, bym patrzyła się jej w oczy.
- Tori, Torance... Mała, to nie tak. Ja nie mogę cię dłużej trzymać, nie mogę cię oddać. Piotrek byłby na mnie zły. Kochany braciszek... On by nie zrozumiał. Muszę to zrobić. Przepraszam cię, psinko... - mówiła, a w jej głosie pobrzmiewał smutek i poczucie winy. Puściła mój pysk, a ja polizałam ją po dłoni. Nic z tego nie rozumiałam, nie darzyłam Anny wielką miłością, jednak zrobiło mi się jej szkoda. 
Nagle dziewczyna wstała i pobiegła w stronę, z której przyszłyśmy. Beze mnie. Próbowałam biec za nią, jednak coś pociagnęło mnie  z powrotem. Smycz. Była mocno przywiązana do drzewa, a wraz z nią i ja. Anna tymczasem znikła za drzewami. Nie było jej. Chciałam wierzyć, że wróci po mnie, jednak gdzieś głęboko słyszałam jak coś mówi "A co jeśli nie? Co jeśli cię tutaj zostawiła?" 
Nie wiedziałam co robić. Wiedziałam, że się nie uwolnię. Zaczęłam skomleć i wyć. "Anno, wróć..." Położyłam się na mchu i czekałam piszcząc. Nic innego mi chyba nie zostało...
***
Nie wiem, kiedy zasnęłam. Obudziło mnie uczucie, że jestem obserwowana. Może to Anna! Szybko wstałam i się otrzepałam. Zaczęłam się rozglądać wokoło i wąchać. Nie wyczułam jednak jej zapachu. Jej, ani żadnego ludzkiego. Za to bardzo dobrze wyczuwałam coś innego, dzikiego, a jednak podobnego do mnie. 
- Yy... - zająknęłam się wystraszona. - Kim jesteś? Co tu robisz? 
Zza krzaków wyszła jakaś postać. Większa ode mnie, psowata, podobna. A jednak nie do końca. Czułam jak jakieś wspomnienie, urywek informacji, próbuje przypomnieć mi o sobie. Bezskutecznie, aż w końcu mnie olśniło. To musiał być wilk, magiczny wilk...
<Ktoś chętny?>
Uwagi: Brakuje daty!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz