Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

sobota, 15 lipca 2017

Od Lind "Spadłam z nieba, a właściwie ze szczytu góry" cz. 1

 Kwiecień 2020
Pamiętam jak długo leciałam. Spadłam z bardzo wysoka, to cud, że przeżyłam upadek. Paskudne zaklęcia Górskich Gnolli, gdybym mogła użyć wtedy mojej ukochanej mocy. Pierwszy raz byłam bezbronna w powietrzu, z dala od gruntu. Spadałam jak kamień, coraz szybciej, bez kontroli nad własnym ciałem. To pozostawi na mnie ślad, nie idzie tego zapomnieć tak po prostu. Być może wszystko potoczyłoby się inaczej gdyby był ze mną Ting, ale po co mi w ogóle gdybać. Nic nie zmieni faktu, że szedł po drugiej stronie doliny. Byłam sama, ale nie jak na początku podróży, byłam  c a ł k i e m sama.  Bez bursztynowego naszyjnika Babci nie czułam obecności naszej więzi. Tym bardziej dotknęło mnie uczucie pustki bez wiecznie mędrkującego Tinga, który po prostu znów uratowałby mój tyłek. Ciekawe czy skoro spadłam na drugą stronę łańcucha górskiego, w  ogóle go jeszcze zobaczę. Mieliśmy się spotkać na końcu skalnego łuku, skąd on będzie wiedział gdzie jestem? 
Nie pamiętam momentu zetknięcia z ziemią, pamiętam teraz tylko ból rozchodzący się po całym ciele i mrok przed oczami. Słyszałam jakieś wilki, niepewne kim jestem i co się stało. Niewykluczone, że zostałam uznana za szpiega, może chcieli mnie na początku zabić, nie wiem. Ocknęłam się w jakiejś jaskini, w powietrzu czułam mocny zapach ziół. Nade mną siedziała wadera, przez mroczki tańczące mi na polu widzenia nie wiedziałam nawet jak wygląda.  Byłam strasznie otępiała. Skierowałam wzrok na moje łapy, tu i tam zawinięte bandażami, gdzie indziej były okłady z roślin. 
- Powiedzieli mi, że się niedługo obudzisz. Jak ci na imię? - nie mam pojęcia jak brzmiał ton głosu, te słowa odbijały się echem w moich uszach. Mieszały z nieprzyjemnym dzwonieniem.
- Ja... jestem.. - złapałam się za głowę. - Lind - wykrztusiłam.
- Więc, Lind. Kim jesteś?
- Ja tylko przechodziłam górą. Gnolle mnie zrzu... ciły - zakręciło mi się w głowie. 
- A, więc to tak...
- Gdzie jestem? - mrugałam oczami chcąc rozgonić nieistniejącą mgłę, którą widziałam.
- W szpitalu - odparła rozmówczyni. - Byłaś nieprzytomna dwa dni.
- Dwa dni?! - zerwałam się i o mało nie spotkałam z kamienną posadzką. Złapały mnie łapy obcej wilczycy.
- Leż - nakazała.
- Nie mogę - upierałam się, chociaż byłam jak ślepa i na wpół głucha. - Mój... - zabrakło mi słowa jak określić Tinga. - Towarzysz drogi na mnie czeka!
- Kocha to poczeka - mruknęła z rezygnacją wadera. - W takim stanie nie przejdziesz nawet stu metrów.
- Ale... - spróbowałam mimo wszystko stanąć o własnych siłach, ale moje łapy przeszyła błyskawica bólu. Jęknęłam cicho.
- Sama widzisz jak jest.
Nie widzę, ale czuję w kościach. Trochę jeszcze próbowałam się kłócić, ale w końcu dałam spokój i zgodziłam położyć się z powrotem. Pal sześć Ting, ale on ma mój artefakt, za który oddałam mu naszyjnik Babci!  Wadera odeszła gdzieś a ja patrzyłam załamana na sufit (który i tak ledwo co widziałam). Czułam się winna, gdyby nie ja w ogóle nie rozdzielilibyśmy się. Westchnęłam cicho, ogarnęła mnie senność. Nie miałam ochoty walczyć z tym, sen wydał się teraz dobrą ucieczką od wszechobecnego bólu. O rozwiązaniu sytuacji będę myśleć później. Może Ting poczeka ten tydzień... dwa... Gdzie ma pójść, nie jest właścicielem artefaktu. Zamknęłam oczy.
***
Zacisnął pazury na mojej szyi. Z czarnych oczodołów patrzyły na  mnie jego złote, wściekłe oczy. Próbowałam się wyrwać, obok szalały wielkie ściany ognia pochłaniające wszystko. 
Zerwałam się oddychając ciężko. Koszmar. 
Dobre tyle, że widziałam otoczenie i słyszałam lepiej niż poprzednio.  Przez okna w skalistych ścianach wpadały jasne promienie słoneczne, na zewnątrz śpiewały ptaki przy akompaniamencie szumu liści. Chłodne powietrze delikatnie muskało mi futro. Znów nie byłam sama, stała przy mnie wilczyca, być może ta sama co wtedy.
- Lepiej?
- Tak myślę - przyznałam szczerze. 
- To chodź, muszę cię zaprowadzić do Alfy.
 
Uwagi: Brak daty! Brakuje Spacji przy wypowiedziach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz