Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

piątek, 7 lipca 2017

Od Aurelliah "To the true form" cz. 1 (cd. Karou)

Uwaga, Aurelliah nie umie mówić po polsku!
Kwiecień 2020 r.
Kolejny miesiąc spędzony w tym paskudnym miejscu. Stałam i zaklinałam spojrzeniem plastikową butelkę. Jej korek był powyginany we wszystkie strony, z widocznym śladem zębów. Już znudziły mi się próby odkręcenia jej, by mieć choćby odrobinę nadziei, że uda mi się przywrócić sobie ludzkie życie. Boże, Bisciut, jak jak chciałam wrócić do domu, do ciebie i do wszystkich innych, myślałam, a po moich brudnych policzkach spływały słone łzy. Było zimno, nieprzyjemnie, nikt mnie tu nawet nie tolerował. Mówiłam w niezrozumiałym dla nich języku, zachowywałam się jak dziwaczka... Boże, Boże, Boże... Czemu musiało mnie to spotkać? Dlaczego?! Z mojego gardła wyrwał się wrzask. Nawet nie chciałam się ograniczać. Nie miałam nic do stracenia. Czułam się tak, jakbym była na skraju szaleństwa. Ile jeszcze będę musiała się dusić w tym ciele? Dlaczego nikt mnie nie ocali? Musi być jakieś lekarstwo. Musi!
Wybiegłam z jaskini. Było już późno. Minęłam stadko zaskoczonych szczeniaków, nawet nie bacząc na to, że któregoś z nich o mało nie przewróciłam. Ich opiekunka odwróciła się z oburzeniem. Nie obchodziło mnie już to, co sobie pomyślą. Już i tak starczy, że zawsze trzymałam się z boku. Że zawsze udawałam, że mnie nie ma. Byłam bezużyteczna w tej dziczy. Nie umiałam rozpalić nawet pieprzonego ogniska! Na nic im taka nieudacznica! Musiałam coś zrobić, byleby stać się człowiekiem. Cokolwiek! Jakkolwiek! W końcu widziałam, że taka przemiana JEST możliwa. Pewnie, ale co mi z tego, skoro nie mogłam nikogo o to zapytać?
Wpadłam do biblioteki z olbrzymim hukiem. Wilki ślęczące nad opasłymi tomiszczami podniosły wzrok, mogłabym przysiąc, że ze złością. Nie umiałam odczytywać mowy ciała zwierząt. Mogłam się tylko domyślać. Pospieszyłam do losowego działu, starając się odnaleźć znane mi słowa na grzbietach książek ułożonych równo na półkach. Znałam w końcu język angielski, hiszpański, trochę łaciny, włoskiego, holenderskiego... Poza tym angielski był w końcu językiem uniwersalnym, a łacina niegdyś pełniła tę funkcję.
Mijały minuty, a mi się zaczęło w oczach dwoić i troić. Niektóre książki były napisane w języku, którego nawet nie mogłam rozpoznać. To mnie przyprawiło o jeszcze większy gniew. Tylko kilka było po starołacińsku, z której znałam raptem kilka słów. Naprawdę nie ma tu nic? Dosłownie nic? Nic po angielsku? Włosku? Czasem stare książki o tematyce magii czy alchemii pisano po włosku. Carlo na pewno by je odszyfrował bez problemu. Na pewno. Ale tutaj nie ma tego pieprzonego Carlo! Chwyciłam zębami pierwszą lepszą książkę i cisnęłam nią o przeciwny regał. Posypał się kurz i stare, zniszczone już teraz kartki. Nim przybiegły tu inne wilki, z krzykiem ciskałam już innymi tomami na prawo i lewo. Pozwalałam płynąć łzom. Moje futro było teraz brudne nie tylko do plamek błota, ale i również od grubej warstwy kurzu. Nie mogli mnie uspokoić. Nie mogli. Cały czas się wyrywałam, wrzeszcząc najgłośniej jak tylko mogę i krztusząc się łzami. Nie wiedzieli, co mi strzeliło do głowy i nigdy się nie dowiedzą.
Nie znają mnie. Nie wiedzą o mnie nic, prócz imienia. Nie mogli mi więc mówić, co mam robić i jak.
Mój napad agresji skończył się dopiero, kiedy się zmęczyłam. Usiadłam w środku kręgu z kurzu i książek i ciężko dyszałam. Inne wilki też były wykończone po próbach uspokojenia mnie. Nie mogłam już nawet płakać. Patrzyłam szeroko otwartymi oczami w drewnianą podłogę. Była zniszczona, powycierana od setek nóg lub łap, które przez te wszystkie lata przebiegały tą drogą.
Niedługo potem wpadła tutaj przywódczyni. Mówiła coś gniewnym tonem, ale nic nie rozumiejąc, po prostu się wyłączyłam. Cały czas siedziałam całkowicie nieruchomo, ze zwieszoną głową. To wszystko było szalone. Chciałabym się tak bardzo z tego wyrwać. Obłęd. Po prostu obłęd. Biscuit na pewno by coś poradził. Na pewno. Nie umie czarować, ale jest zaradny. Coś by wymyślił. Jakieś antidotum. Cokolwiek. On by zrozumiał. Wiedział, co robić.
Wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że muszę mieć naprawdę namieszane w głowie, bo właśnie dodawałam swojemu chłopakowi jakichś nadprzyrodzonych zdolności. Nie umiał czytać w myślach. Nie umiałby się pewnie nawet ze mną porozumieć w tej postaci. Nie potrafiłby. Po prostu. Nie jest czarodziejem. Jest tylko człowiekiem. Jest tylko cholernym człowiekiem, który nie jest zdolny do niczego, co z magią związane. Też chciałabym być człowiekiem. Tak bardzo jak nikt na tym świecie. Skuliłam się, położyłam na podłodze i owinęłam ogonem. Miałam dosyć. Serdecznie dosyć.
Przywódczyni prawdopodobnie ponaglała mnie do wstania, ale ani drgnęłam. Wolałam już umrzeć, niż spędzić kolejny dzień w tej postaci.
Zostałam sama. Wszyscy opuścili bibliotekę. Pewnie nakazano mi to posprzątać i dodatkowo zająć się czymś w ramach rekompensaty za poniesione straty. Nie wiedziałam nawet co. Zamknęłam oczy. Pozwoliłam pochłonąć się własnemu umysłowi. Własnemu zagubionemu i oszalałemu mózgowi. Chciałam do domu. Żeby wszystko było po staremu, a to się nigdy nie wydarzyło. To nie było chyba aż tak wiele.
***
Zamrugałam powiekami. Wciąż były ciężkie. Musiałam zasnąć. Uniosłam łeb. Było całkowicie ciemno, ale mimo to widziałam w miarę dobrze. Wszystko dzięki temu wilczemu wzrokowi. Wstałam. A podobno wilki nie widzą kolorów, prócz czerwonego... lub coś w tym rodzaju. To akurat niewiele zmieniło, więc poczułam tym większą odrazę do tego ciała. Było zbliżone do ideału. Ale dlaczego akurat wilk? Dlaczego nie człowiek? Czy tak nie byłoby łatwiej? Magowie nie istnieją? Chciało mi się śmiać.
Chwyciłam pierwszą lepszą książkę i ułożyłam ją na półce. Od razu się przewróciła, rozpylając tumany kurzu. Zakasłałam. Spanie w takim miejscu nie było najlepszym pomysłem. Szczególnie, że gdy byłam młodsza chyba stwierdzono u mnie uczulenie na drobiny tego rodzaju. Warknęłam, zbierając kolejne księgi i ustawiając je niezgrabnie na miejsce. Nie miałam zielonego pojęcia, jak powinny być ułożone. Według alfabetu, tematyki... Czegokolwiek. Układałam jak popadnie. Byleby było. Kartki najwyżej zagarnę pod półki, nikt nie zauważy.
Nawet nie wiedziałam, skąd u mnie tyle agresji. Może naprawdę nie było ze mną dobrze. Nie mogłam nawet z nikim porozmawiać. Podobno samotność zabija człowieka. To się chyba właśnie działo.
Nagle usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Postawiłam uszy, nasłuchując. Czyli jednak ktoś tutaj przyszedł. Zagubił się? Nie mam pojęcia. Pospiesznie wróciłam do pracy, starając się robić to jednak jak najciszej. Nie chciałam zakłócać temu komuś spokoju... Wtedy usłyszałam, że kroki się do mnie zbliżały. Czemu ja tak właściwie się przejmuję? Pewnie po prostu chciał jakąś książkę stąd.
Kiedy postać o niebieskawym futrze stanęła nieopodal mnie, nawet nie obróciłam głowy. Stała tak przez dłuższą chwilą, wbijając we mnie spojrzenie.
- Nazywasz się Aurelliah?
Słysząc, że mówi w moim ojczystym języku, aż upuściłam książkę. Co prawda jej akcent był wyjątkowo dziwny, raczej imitujący ten używany na Wyspach Brytyjskich, ale ją zrozumiałam.
- Tak - odrzekłam, obracając w jej stronę głowę. Wyglądała tak, jakby jej ulżyło.
- Mówisz po polsku?
Pokręciłam głową. Uniosła brwi.
- Czyli Alfa miała rację.
Popatrzyłam na nią bez zrozumienia. Miała rację z czym? Nieznajoma nie wyglądała jednak tak, jakby zamierzała odpowiadać.
- Pochodzę z USA, a tutaj przyjechałam nakręcić kilka scen filmu.
- Film? - Otworzyła pysk ze zdumieniem. Miło było mi patrzeć na kogoś, kto podziela moje zainteresowania. Ba, wie o czym mówię!
- Film akcji - przytaknęłam - Choć ty pewnie nie wiesz, co to takiego, bo jesteś wilkiem - stwierdziłam z niesmakiem i wróciłam do układania książek.
- Wiem, co to film. Nie jestem głupia.
Nachylałam się akurat nad kolejną książką, ale znieruchomiałam. Pytanie, skąd o tym wie aż cisnęło się na usta, ale to przecież oczywiste. Jest jedną z tych, które potrafią się zmieniać w człowieka. Na samą tę myśl ogarnęła mnie złość, którą na szczęście udało mi się okrzesać. Rzucenie w nią książką było kuszące, ale coś mi mówiło, że była znacznie ode mnie młodsza.
- Więc, o czym ten film?
- O zbrojnej jednostce, tajemnej broni wojska w latach dwa tysiące cztery do dwa tysiące siódmego. Powszechnie uważano, że to chłopiec-robot, ale niewiele było w tym prawdy. Nazywał się Astro. Film oparty na faktach - mówiłam głosem pozbawionym entuzjazmu - Ale nigdy nie zostanie zrealizowany.

<Karou?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz