Opowiadanie wchodzi w skład sztafety.
Luty 2020 r.
Niebiesko-zielone oczy błyszczały w
gniewie. Miałam ochotę się skulić i przyznać jej rację,
powiedzieć cokolwiek, byle tylko na mnie nie naskoczyła, jak to
miała ostatnio w zwyczaju. „Nie tym razem” - pomyślałam.
Rozumiałam wszystko, naprawdę wszystko. „Księżniczkowatość”,
wieczne zdenerwowanie i brak szacunku dla innych. Zawsze wystarczało
nie słuchać połowy o czym mówi. Zawsze, nie licząc dzisiejszego
dnia. Moja metoda mnie zawiodła...
„Dlaczego ty się z nią w ogóle
zadajesz? Wybacz, Tori, ale naprawdę tego nie rozumiem. Ta wadera to
tyran.”
- Wiem – westchnęłam. Oczywiście
jak zawsze kiedy rozmawiałam z Asem, było to wszystko tylko w
myślach – Mówiłam ci już to tyle razy: Boję się, że gdyby
nie „przyjaźń” z nią wszystko wróciłoby do stanu
pierwotnego. Nie chcę powtórki z rozrywki.
„Och, mała.... Rozumiem, że się
boisz, ale nie możesz dać sobą pomiatać. Gdybym tutaj był,
dałbym jej w pysk.”
Roześmiałam się. Nigdy nawet mi
przez myśl nie przeszło, że mogłabym tak zaprzyjaźnić się z
osobą, której nawet nie widziałam. Co prawda, często miałam dość
tego, że ktoś prawie cały czas siedzi w mojej głowie i czyta moje
myśli, ale po... Czterech? Czterech miesiącach zdążyłam się
przyzwyczaić do wszechobecnego głosu w swoim mózgu.
- Nie wątpię, As - spoważniałam –
Tyle, że ciebie tutaj nie ma.
„Spotkamy się. Niedługo.
Obiecuję ci to, Lisico.”
- Trzymam za słowo – powiedziałam i
„wróciłam” do prawdziwego świata. Ów powrót nie był ani
trochę przyjemny.
Aoki stała przede mną i patrzyła na
mnie z góry. Niestety, choć sama nie była specjalnie wysoka,
zdecydowanie górowała nade mną wzrostem. Gdyby spojrzenie wilczycy
mogło zabijać już od paru minut leżałabym pozbawiona życia na
zamarzniętej ziemi.
- Powtórz to. - zażądała. Te dwa
słowa ociekały taką złością, jak jeszcze nigdy. Samica nie
mogła znieść myśli, że ktoś może jej się przeciwstawić.
Chociaż miałam ochotę się skulić i
wycofać, to tego nie zrobiłam. Zamiast tego przewróciłam
demonstracyjnie oczami.
- Nie, Aoki. Nie opuszczę zajęć z
magii, tylko dlatego, że boisz się zobaczyć z naszym nauczycielem
– starałam się nadać swojemu głosu stanowczość. Miałam dość
bycia na każde jej zawołanie. Bycia posłuszną, grzeczną i nie
mającą własnego zdania Tori. W końcu ile można?
Samica wypuściła powoli powietrze z
płuc. Jej pysk wyrażał czystą furię. Taką, jak przy każdej
rozmowie z Shenem. Czyżbym mu dorównała?
- Nie powiedziałaś tego –
wysyczała.
Aoki zwróciła głowę w stronę
przyglądającej się całej scenie Moone. Czarna wadera nie brała
udziału w kłótni. Zawsze milcząca, posłuszna i spokojna. Sypała
dobrymi radami jak z kapelusza. Czasem miałam wrażenie, że była w
tej watasze tylko po to, by uspokajać szalejącą Aokigaharę.
Skrzydła złożyła na ciele. Jej spojrzenie wędrowało ze mnie na
Aoki i z powrotem. Złapałam z nią kontakt wzrokowy. „Odpuść.
Wiesz, że nie warto.” Tu się mylisz, Moone. Warto.
- A ty? Idziesz czy zostajesz z tą
pokraką?
Czarna skierowała wzrok w dół, jakby
jej pazury były w tej chwili najciekawszą rzeczą na świecie.
- Idę – mruknęła tak cicho, że
gdyby nie to, że stałam tuż obok niej, nie usłyszałabym
odpowiedzi. Aoki triumfowała. Nie musiałam mieć mocy polegającej
na czytaniu w myślach by wiedzieć co myśli. „Ha! Oto jedyna
prawdziwa przyjaciółka. Dalej nie mogę uwierzyć w to, co zrobiła
Torance, ale sprawię, że tego pożałuje.”. Nie znałam
bardziej mściwej osoby.
Samice wstały i otrzepały się. Zaraz
pójdą. Będę miała czas, by ochłonąć przed lekcją.
- Baw się dobrze ze swoim kochasiem. -
wysyczała Aokigahara, kiedy mnie mijała. Zmarszczyłam brwi ze
zdziwienia. O co mogło jej tym razem chodzić? Albo raczej o kogo.
- Co masz na myśli? - zapytałam. Na
pysku wilczycy pojawił się szeroki uśmiech.
- Nie udawaj. Myślisz, że nie widzę,
że zaskakująco często rozmawiasz się z tym staruchem po lekcjach?
Tego, że wpatrujesz się w niego jak w obrazek?
Zamurowało mnie. Totalnie mnie
zamurowało. Jak ona...? Zacisnęłam szczęki ze złości.
- Nie martw się, Aoki. Piłeczki
Kai'ego są tylko i wyłącznie twoje. - powiedziałam i zerwałam
się z miejsca, by uciec. Co za dużo to niezdrowo.
Biegłam prosto na Szczenięcą
Polankę. Prędkość, którą teraz osiągałam bez trudu, dawała
mi zazwyczaj poczucie wolności - teraz koiła emocje.
Jeszcze nigdy nie pokłóciłam się o
nic tak bardzo jak dzisiaj z Aoki. Pomimo tego, że samica mnie
denerwowała już od jakiegoś czasu, czułam żal do samej siebie.
Jeszcze te durne teksty, żenada. Nie powinnam tak się zachowywać,
ale nie miałam zamiaru poświęcać swojej edukacji, bo Aoki ma taki
kaprys.
„Dobrze zrobiłaś. Nie przejmuj
się nią, Tori.” - powiedział cicho As. Podziękowałam mu za
to. Jak bardzo cieszyłam się, że go miałam.
Zatrzymałam się przed wejściem na
polanę. Z pewnością byłam lekko spóźniona, ale trudno. Wzięłam
głęboki wdech, by po chwili wypuścić powietrze.
Truchtem wbiegłam na Szczenięcą
Polanę. Wypatrzyłam grupę składającą się z dwóch szczeniaków
i nauczyciela, by skierować swoje kroki w ich stronę.
- Przepraszam za spóźnienie -
wydyszałam, kiedy znalazłam się już koło nich.
Kai w odpowiedzi skinął głową.
Dziwne, ale wyjątkowo nie ochrzanił mnie za spóźnienie się. Może
jest chory? Basior patrzył przed siebie nieobecnym wzrokiem. Był
całkowicie oderwany od świata.
Wbrew temu co uważała Aoki, nie
przyglądałam się dokładnie swojemu nauczycielowi. Zamiast tego
podeszłam bliżej pozostałej dwójki szczeniaków. Shen rozmawiał
po cichu z tym nowym, Winterenem, jeśli się nie mylę.
- Cześć? - przywitałam się z
basiorami. Shen zanim mi odpowiedział przewrócił oczami, jakby
witał mnie bardzo niechętnie. Pacnęłam go lekko łapą, na co on
tylko się uśmiechnął. Pomimo początkowych spięć, jakimś cudem
się z nim zakolegowałam. Basior może był trochę irytujący, a
ciągłe gadanie o samicach bywało trochę denerwujące, niemniej
fajnie się z nim rozmawiało. Wolałabym zadawać się z nim, a nie
z Aoki i Moone.
- Hej – odpowiedział nowy z
uśmiechem. - Gdzie...?
- Przepraszam cię – przerwałam mu –
Jak masz na imię? Winteren? Przepraszam, ale naprawdę nie potrafię
tego zapamiętać.
Basior roześmiał się i pokręcił
pyskiem na boki. Podczas tego ruchu niebieska grzywka opadła mu
lekko na również niebieskie oczy. Samiec powinien zdobyć medal dla
szczeniaka o najdziwniejszym kolorze sierści w watasze. Posiadał
niebieskie futro z białymi przebarwieniami i kropkami na grzbiecie.
Na prawej przedniej łapie nosił czarną bransoletkę. Jakieś
oznaczenie? Jeśli tak to czego?
- Tak, Winteren. Możesz mówić na
mnie Wii. - odparł tłumiąc śmiech. Skinęłam głową w
odpowiedzi. „Wii” brzmiało ładnie, poza tym było łatwe, więc
powinnam zapamiętać. - Wracając: Gdzie Aoki i Moone?
Zachmurzyłam się. Nie chciałam o
nich mówić. Może i trochę ochłonęłam, ale i tak...
W tym momencie Kai wyrwał się z
dziwacznego letargu, w którym się znalazł. Na dźwięk jego głosu,
ponawiającego zadane pytanie podskoczyłam ze strachu.
- Nie przyjdą – odpowiedziałam
zgodnie z prawdą. Nie miałam zamiaru ich kryć. Kai westchnął
zrezygnowany. On naprawdę się przejmował swoimi uczniami.
- I bardzo dobrze. - mruknął Shen.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko. No tak, skoro się urwały to
ich nie będzie, a to oznacza, że będzie spokój. Dlaczego dopiero
teraz to ogarnęłam? Czasem moja inteligencja – a może bardziej
jej brak? - mnie zadziwia.
Przeniosłam wzrok na Winterena
(zapamiętałam!). Wydawał się z tego powodu trochę smutny.
Polubił je? Rozumiem, też dałam się zwieść, ale przyjaźń z
nimi – lub bardziej z Aoki, Moone jest w porządku – nie należy
do przyjemnych rzeczy.
Moje rozmyślania przerwał głos
nauczyciela, który zarządził początek lekcji. Tym razem mieliśmy
iść nad Jezioro. Od razu ruszyliśmy w tamtą stronę.
Kiedy tam szliśmy Kai standardowo
zapytał nas o nasze postępy w nauce, a niebieskiego samca wypytał
o jego zdolności w magicznym zakresie.
Jezioro było położone bardzo blisko
naszej polany, więc dostaliśmy się nad nie w zaledwie parę minut.
Ledwo doszliśmy, a nauczyciel kazał nam pokazać swoje zdolności,
by samemu osądzić co już umiemy.
Na pierwszy ogień poszedł Wii, który
lekko dotknął tafli wody. Okolice miejsca, w którym zanurzył
łapę, pokryły się lodem. Basior zamknął oczy i wystawił lekko
język z pyska. Widać było, że próbuje się skupić. Dosłownie
chwilę później na lodzie pojawił się skomplikowany wzór
przedstawiający kwiaty.
Otworzyłam pysk ze zdziwienia.
Niesamowite...
Wii nie dał mi dużo czasu, by
pozbierać się po pokazie, bo szybko złapał rybkę, którą
wyciągnął na brzeg. Przyglądałam się zafascynowana jak ta w
pewnym momencie cała zamarza. I to nie tak, że stawała się
zwyczajną mrożonką, a zamieniała się w lód. Prawdziwy lód.
No, tego to chyba nic nie przebije.
- Wow... - powiedziałam tylko, na co
samiec uśmiechnął się szeroko zadowolony z siebie.
- Ładnie – pochwalił go Kai, na co
Wii się szeroko uśmiechnął – Tori, teraz twoja kolej.
Zademonstruj na Winterenie.
Otworzyłam oczy ze zdziwienia.
Dlaczego na kimś kogo tak słabo znam? Nie mogłabym na Shenie? Do
niego jestem przecież przyzwyczajona.
Czekałam na ciche słowa „Żartowałem”
ze strony nauczyciela, których się nie doczekałam.
- Powodzenia – wyszeptał Shen.
„Dawaj mała, powal go!”
Westchnęłam i usiadłam naprzeciw
Wii'ego, który patrzył zdezorientowany to na mnie, to na Kai'ego.
- Usiądź, proszę – powiedziałam
do basiora. Posłusznie usiadł na zimnej ziemi i patrzył na mnie
wyczekująco.
Speszona położyłam łapę na jego
łapie. Niestety było to konieczne. Bez dotyku nie byłam w stanie
nic zrobić. Dopiero się uczyłam... Wii podniósł brwi ze
zdziwienia, ale nic nie powiedział, za co byłam mu wdzięczna.
Skupiłam się na tym jaką emocję
chciałam u niego wywołać. Od razu stwierdziłam, że nie wywołam
żadnych negatywnych, więc takie jak smutek, gniew czy zawstydzenie
odpadały. Przez chwilę myślałam, aż w końcu zdecydowałam się
na rozbawienie.
Zacisnęłam oczy najmocniej jak mogłam
jednocześnie skupiając się na siedzącej naprzeciwko postaci i
emocji, którą chciałam wywołać.
Czułam jak magiczna energia przepływa
przez moją łapę na Wii'ego. Jak zawsze uczucie, które próbowałam
wywołać lekko na mnie działało, więc miałam ochotę zacząć
się śmiać. Powstrzymałam się jednak i na powrót skupiłam na
tym, by to Winteren parsknął śmiechem.
W końcu otworzyłam oczy i zabrałam
swoją łapę.
„Teraz.” - rozkazałam w myślach.
Niebieski basior roześmiał się w tym
momencie głośno, na co uśmiechnęłam się triumfalnie. Udało
się. Zadowolona przyglądałam się jak Winteren zwija się ze
śmiechu. Kiedy położył się na ziemi, stwierdziłam, że
wystarczy. Wstałam i ponownie go dotknęłam. Uspokajanie zawsze
było najprostsze, więc nie musiałam się nawet specjalnie się
starać.
„Koniec.” - nakazałam.
Wii w ułamku sekundy przestał się
śmiać. Spojrzał na moją łapę, którą znowu stykałam z jego
łapą. Szybko ją zabrałam i się od niego odsunęłam.
- To byłaś ty? - zapytał Winteren,
na co cicho syknęłam niezadowolona. Miałam nadzieję, że tym
razem ktoś nie będzie pamiętał, że na niego wpłynęłam. Samiec
patrzył wyczekująco, aż raczę odpowiedzieć, więc przytaknęłam.
- Nieźle.
Uśmiechnęłam się i podziękowałam.
Tak, ja też byłam z siebie dumna. Może mogłabym wpaść
samozachwyt, ale wiedziałam, że nie osiągnęłam swojego celu.
Winteren pamiętał co się wydarzyło, a nie powinien. Czeka mnie
jeszcze dużo pracy...
- Ok, tym razem to moc sprawiła, że
się roześmiał, a nie twoja mina jak to było w przypadku Shena.
Jest już lepiej, ale musisz ćwiczyć dalej. - stwierdził w końcu
Kai. Basior był surowym nauczycielem, którego zadowalała jedynie
perfekcja. Dlatego taka uwaga wprawiła mnie w ogromną radość. W
końcu niedawno ledwo potrafiłam kogoś uspokoić, a teraz...
- A ja, proszę pana? - zapytał Shen – Dalej nie znam swojego żywiołu.
- A ja, proszę pana? - zapytał Shen – Dalej nie znam swojego żywiołu.
- To chyba to co zawsze, prawda? -
odpowiedział nauczyciel.
~*~
Lekcja magii skończyła się moim
zdaniem zdecydowanie za szybko. Uwielbiałam te zajęcia i żałowałam,
że odbywają się jedynie dwa razy w tygodniu. Według mnie mogłyby
być codziennie.
Teraz mieliśmy godzinę wolną, a
potem zajęcia z walki. Te znowu były dla mnie neutralne. W sumie
jak większość przedmiotów. Tak naprawdę lubiłam jedynie magię
i polowania. Reszta była, bo była. Ach, jeszcze eliksiry. Jak
mogłam zapomnieć? Pomimo tego, że te lekcje były z Kai'm to nie
potrafiłam ich ogarnąć. To dopiero była czarna magia...
- Może poczujmy w końcu zimę, co? -
zaproponował Shen, kiedy błąkaliśmy się po terenach watahy.
Mieliśmy dużo czasu do następnej lekcji, więc teraz łaziłam bez
celu z Shenem i Winterenem. Na propozycję pokręciłam jedynie
ogonem, co miało oznaczać „Nie wiem”. Szczerze mówiąc było
mi wszystko jedno.
Wii podniósł brwi nagle
zainteresowany. No tak, niebieski był naszym szczenięcym Panem
Zimy.
- Dawajcie. Idziemy! - zawołał Shen i
skierował swoje długie łapy w odpowiednią stronę. Ja i Wii
ruszyliśmy za nim.
Mijaliśmy powoli tereny watahy
rozmawiając i żartując. Całkowicie inna atmosfera, niż przy Aoki
i Moone, przy których trzeba być tak bardzo poważnym, że... Och,
na samą myśl zachciało mi się spać.
Swoją drogą ciekawe gdzie teraz
są...? Mam nadzieję...
Nie skończyłam skończyć myśli,
kiedy już moje obawy się sprawdziły. Czy naprawdę musieliśmy je
spotkać?
Przechodziły koło nas, jakby nas nie
zauważyły.
- Cześć – przywitał się Wii.
Bogowie, jaki on jest miły dla wszystkich...
- O, hej – odpowiedziała Moone i
posłała uśmiech mnie i Wii'emu. Shena w dalszym ciągu nie lubiła
i szczerze mówiąc, wątpiłam, że to kiedykolwiek się zmieni.
Aoki całkowicie nas olała. Może to i
dobrze?
- Moone, mówię ci. Będzie super.
Nasza przygoda życia! - zwróciła się do Moone. Do czego tym razem
ją namawiała?
- O co chodzi? - zapytał Wii. Byłam
mu wdzięczna za zadanie tego pytania. Był jedyną osobą, która
nie miała spiny z rudą samicą.
Wadera zwróciła pysk w naszą stronę,
jakby dopiero teraz nas zauważyła. Jej oczy zabłyszczały, że
zaczęłam się bać tego co może wymyślić. Miałam ochotę
schować się za towarzyszących mi samców, jednak ogromnym
wysiłkiem woli się powstrzymałam.
Aoki nachyliła pysk w naszą stronę,
jakby chciała nam przekazać największą tajemnicę wszech czasów.
Jej oczy błyszczały, a na pysku widniał szeroki uśmiech.
Uwielbiała być w centrum zainteresowania.
- Mam dość wszechobecnej nudy. Chcę
uciec. - wyszeptała.
Czułam jak dopada mnie natłok różnych
emocji. Przechodziły przeze mnie z taką szybkością, że nie byłam
w stanie ich nazwać. Najgorszy chyba był szok. Szok, który
całkowicie mnie opętał.
Spojrzałam na pyski samców. Wii
przeżywał chyba podobne emocje do mnie, nie mógł w to uwierzyć.
Natomiast Shenowi rozbłysły oczy. Już wiedziałam, że pomysł mu
się spodobał.
- Zrobisz to? Możemy też? - zapytał.
Myślałam, że zaraz zacznie skakać z podekscytowania.
Aokigahara udawała, że się
zastanawia. Wiedziałam, że się zgodzi. Nie było innej opcji.
Zdążyłam ją dobrze poznać.
W końcu (zgodnie z moimi
przewidywaniami) skinęła głową. Możemy, ale... Czy chciałam to
zrobić? Opuścić mój nowy dom?
W końcu pewna myśl mnie poraziła.
Mogłabym zobaczyć się z Asem. Spotkać go. Jeju, byłoby super.
„To byłoby trudne. Mogą mi nie
pozwolić.” - powiedział As. Próbował przygasić moje
zaangażowanie w ten pomysł. Na marne, w tej chwili nic nie mogło
wybić mi go z głowy.
„Tor, mówię poważnie. Może
zdołałbym się wyrwać, ale na góra jedną dobę. Potem zaczną
mnie szukać za pomocą magii.”
- To nie tak znowu krótko. A
moglibyśmy się w końcu zobaczyć. Chciałabym wiedzieć z kim tak
naprawdę rozmawiam od miesięcy. Jak wyglądasz, no wiesz...
„Mogę ci powiedzieć jedno:
Jestem cholernie przystojny.” - roześmiał się, na co
przewróciłam oczami. Głupek.
- I skromny z tego co słyszę. -
mruknęłam powstrzymując śmiech.
„Zrobimy tak. Pogadam z Vestar.
Możliwe, że mi pomoże. Ostatnio u niej nieźle zapunktowałem. Dam
ci później znać. Kieruj się na na południe. W stronę gór.”
- powiedział i zniknął z mojej głowy. Jeszcze nigdy nie czułam
jego braku tak mocno jak w tym momencie. Dobry jest.
Uśmiechnęłam się szeroko i
„wróciłam”.
Rówieśnicy wokół mnie dogadywali
się w sprawie ucieczki. Moone i Wii nie chcieli się zgodzić,
natomiast Shen i Aoki próbowali ich przekonać. Nie wiedzieć czemu,
ale miałam wrażenie, że Moone nie zgadza się jedynie na pokaz.
Wii'ego nie potrafiłam jak na razie rozgryźć.
- Moone, Wii, proszę. Niedługo
będziemy dorośli, a nie przeżyliśmy tutaj tak naprawdę żadnych
przygód - zwróciłam się do nich.
- Musimy coś z tym zrobić. A ile
będziemy mieć do tego okazji? Za trzy miesiące Winteren będzie
dorosły, ja zaledwie miesiąc po nim, a Tori kolejny po mnie. Do
lata nie dociągniemy, bo dopadnie nas diabelna dorosłość - mówił
Shen.
Jego słowa obudziły we mnie jeszcze
większy entuzjazm do tego pomysłu. Tak, to były nasze ostatnie
miesiące beztroski. Powinniśmy je dobrze wykorzystać, a co jest
lepszego od ucieczki z watahy w nieznane tereny? Chyba nic.
Aoki jedynie pokiwała głową. O
wilki, do czego to doszło, że akurat dzisiaj doszło do pojednania
pomiędzy mną, Aoki i Shenem?
- N-no dobra. Jak coś to zostałam
przez was zaciągnięta siłą - zgodziła się Moone. Ledwo
skończyła mówić Shen podniósł łapę w geście zwycięstwa.
Udało się.
- Skoro ty, to ja też - powiedział
Wii. Ciekawe, że zgodził się dopiero, kiedy i czarna wadera to
zrobiła. - Nie chcę zostać sam z Kurą i Navri.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
Co prawda, coś w jego wytłumaczeniu mi nie pasowało, ale
postanowiłam się nad tym nie rozwodzić. Przynajmniej teraz.
- Właśnie... Co do Navri. Możemy ją
wziąć ze sobą? - zapytał Shen. No, tak. Samiec był w niej
szaleńczo zakochany, z czego mała chyba nie zdawała sobie sprawy.
Aoki westchnęła głośno.
- Musimy? - zapytała wyjątkowo
rezygnując z kłótni. Ciekawe co brała, że jest taka miła...
Chciałabym się dowiedzieć i dawać jej to częściej do spożycia.
Basior w odpowiedzi uśmiechnął się
szeroko. Nie musiał nic mówić, bo wszyscy wiedzieliśmy jak brzmi
odpowiedź.
- To ja po nią lecę. Spotkamy się...
Którędy tak właściwie uciekniemy?
- Przez Góry - nie dałam czasu innym
na odpowiedź.
Nikt nie wyraził sprzeciwu, więc Shen
zamachał skrzydłami i odleciał szukać swojej ukochanej.
~*~
Stałam w miejscu, gdzie teren zaczynał
się mocno podnosić tworząc Góry i rozglądałam się szukając
wzrokiem Shena i Navri.
Aoki czyściła swoje pazury. Zdawała
się nie interesować tym co dzieje się wokół.
Moone i Wii rozmawiali o czymś tak
cicho, że słyszałam jedynie niewiele głośniejsze chichotanie.
Czyżby w tym momencie powstawała nowa para w watasze? W takim razie
czekam na wybuch zazdrości Aoki...
W końcu zobaczyłam lecącego Shena.
Leciał wolniej niż zwykle, co mnie trochę zdziwiło. Coś się
stało czy o co chodzi?
Basior wylądował jakieś sto metrów
przed nami. Z jego tułowia zsunęła się biała kulka sierści,
którą z pewnością była nasza młodsza koleżanka.
Shen z wesołym uśmiechem na pysku
ruszył w naszą stronę najwolniej jak potrafił. Próbował równać
się z o wiele mniejszą od niego Navri, z czego ta chyba nie była
specjalnie zadowolona. No cóż, zdarza się.
- No nareszcie – westchnęła
teatralnie Aoki, kiedy para się do nas zbliżyła. Ha! Czyli jednak
nie była AŻ tak zainteresowana swoimi pazurkami. - Dłużej się
nie dało?
- Trzeba było pozbyć się Dante –
uśmiechnął się szeroko Shen. Navri zrobiła niezadowoloną minę.
Widocznie nie podobało jej się, jak samiec nazwał jej ojca.
Postanowiłam zareagować.
- Shen! Jak ty nazywasz swojego
przyszłego teścia?! - powiedziałam udając oburzenie.
Navri na moje słowa przewróciła
oczami, a Shen w dalszym ciągu się uśmiechał.
- Idziemy? - zapytała Moone
przerywając nam tę wspaniałą rozmowę. Wszyscy przytaknęliśmy.
- Ja prowadzę! - zawołała Aoki i
zaczęła wspinać się na szczyt. Z Shenem wymieniliśmy się
porozumiewawczymi spojrzeniami. „Jak zawsze” - „To było do
przewidzenia”.
Ruszyliśmy za nią.
„Chyba ominie was lekcja sztuk
walki.” - mruknął As w mojej głowie, na co się
uśmiechnęłam.
- Żeby tylko ona... - mruknęłam na
głos, tak żeby nikt mnie nie usłyszał.
Uwagi: Przy zwracaniu się do danej osoby, stawiaj przecinek, np. "Cześć, Alicjo", "Tu się mylisz, Moone". "Nie miałam zamiaru je kryć." - bardziej pasuje "ich".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz