Sierpień 2019 r
Zirael pokiwała głową w
zamyśleniu. Po wesołej waderze, która mnie znalazła i uwolniła
prawie już nie było śladu. W tej chwili koło mnie szła starsza
samica o nieobecnym spojrzeniu. Fioletowa sierść przysłaniała jej
oczy, które – mogłabym przysiąc! - były w tym momencie na
powrót tak zimne, że gdyby mogły zamrażać już dawno wszystko
wokół byłoby pokryte szronem, śniegiem lub czymkolwiek innym.
Była całkowicie oddana
swoim rozmyślaniom. Ciekawe czego dotyczyły? Miałam ochotę ją o
to zapytać, ale nie zdobyłam się na odwagę. Szłyśmy przez las w
milczeniu, które bałam się przerwać.
- Zirael...? - zapytałam
w końcu. Nie mogłam się powstrzymać, chciałam ją zapytać o
tyle rzeczy. Począwszy od tego jak dokładniej funkcjonują watahy,
po błahe, takie z typu „daleko jeszcze?”.
Wilczyca potrząsnęłam
łbem jakby odganiała natrętną muchę i skierowała wzrok na mnie.
Chyba zapomniała o mojej obecności, do czasu, aż się nie
odezwałam. Spojrzałam w czarne oczy samicy. Czaiło się w nich
nieme pytanie: „Co jest, młoda?”.
Kiedy tylko uzyskałam
pozwolenie na zadawanie pytań, te zaczęły się ze mnie wysypywać
niczym lawina. Jak funkcjonuje wataha? Na czym to polega? Gdzie będę
mieszkać? Co jeśli nie potrafię polować? Są tam wilki zbliżone
do mnie wiekiem? Jakie one są? Wataha jest duża? Po co są Bety,
Gammy i Delty, skoro są już Alfy? Jaka jest Alfa? Przyjmie mnie?
Jest tam ktoś podobny do mnie? Co jeśli się tam nie odnajdę? Co
jeśli wszyscy będą do mnie negatywnie nastawieni, bo nie jestem
tak jak oni magiczna, ani przynajmniej nie jestem wilkiem?
Zirael spokojnie
odpowiadała na moje pytania. Bałam się, że ich nawał zaczął ją
irytować, ale nawet jeśli tak było to nie dawała tego po sobie
poznać. Byłam jej za to bardzo wdzięczna.
Tsa... Lista rzeczy, za
które byłam i jestem wdzięczna idącej obok mnie postaci ciągle
się wydłużała, a znałam ją ile? Około godziny? Wow.
Las powoli się
rozrzedzał, drzewo już nie rosło tuż przy innym drzewie. Przez
powstałe w ten sposób przerwy dostrzegałam w oddali jakąś
dziwaczną łąkę. Zaciekawiona ruszyłam biegiem, Zirael na to
roześmiała się cicho i z łatwością mnie dogoniła.
Biegłam z pyskiem
uniesionym najwyżej w górze jak umiałam, byle dojrzeć coś przez
niskie gałęzie ostatnich drzew lasu. Chyba cudem ominęłam
wszystkie pułapki, które na mnie czekały ziemi.
W tej chwili, kiedy
biegłam wiedziona ciekawością, z szybkością tak dużą jak nigdy
czułam, że żyję. To było niesamowite. Rozpierała mnie energia w
takim stopniu, że zachciało mi się śmiać. To nie było normalne.
„Ale cudowne, prawda?”
roześmiał się As. Przytaknęłam. Niesamowite...
W końcu dobiegłam do
ostatnich drzew. Przede mną roztaczała się łąka. Wśród
zielonych kęp traw rosły fioletowe kwiatki. Widok zaparł mi dech w
piersiach. Jeszcze nigdy nie widziałam czegoś takiego. Fioletowa
Łąka miała w sobie jakieś piękno, o wiele większe od klombów w
parkach, którymi tak zachwycali się ludzie.
Wypuściłam cicho
powietrze z płuc i powoli weszłam na łąkę. Nie wiedzieć czemu
zaczęłam iść tak, żeby możliwie jak najmniej uszkodzić
roślinność. Powoli zbliżałam się do najbliższych fioletowych
kwiatków. Kiedy doszłam do nich pochyliłam pysk i zaczęłam im
się przyglądać. Sprawiały być złożone z fioletowo-różowych
kuleczek. Zbliżyłam do nich nos i powąchałam. Wow.
Czułam na sobie wzrok
Zirael, jednak się tym nie przejmowałam. Kiedy stwierdziłam, że
już się nawąchałam wstałam i odwróciłam się do wilczycy. Pysk
miała rozchylony w szerokim uśmiechu, a oczy lśniły jej ciepłem
i wesołością.
- Możemy iść? -
zapytała. Skinęłam głową. To miejsce mnie onieśmielało. Czułam
się jak w jakiejś... świątyni?
Usłyszałam w swojej
głowie podekscytowany szept „Tak, tak, tak...”. Zmrużyłam
oczy.
- As? Wszystko dobrze?
„Co? Aa... Tak, jasne,
że tak” – odpowiedział. Dziwne. Nie wiem jak on wygląda, a
jestem pewna, że jego wyraz pyska jest w tej chwili zaskakująco
podobny do miny Zirael.
Przechodziłyśmy przez tę
łąkę wieki. Krajobraz byłby trochę nudzący, gdyby nie to
niesamowite uczucie świętości, które go otaczało. Szłam
ostrożnie, powoli, w pełnym skupieniu po fioletowo-zielonym
„dywanie”.
~*~
Mijałyśmy powoli
jaskinie. Od strony, którą zmierzałyśmy jaskinie zaczynały się
wielką grotą. „Wilczym Szpitalem” jak powiadomiła mnie Zirael.
Miał on działać tak jak ten ludzki, tyle że za pomocą medycyny
naturalnej, a nie takiej jak u ludzi. Wszystko z pewnością jest
tutaj skuteczniejsze.
Następne były o wiele
mniejsze jaskinie, w których mieszkali członkowie watahy. Widziałam
chodzące wokół magiczne wilki. Od różnorodnych kolorów ich
sierści kręciło mi się w głowie.
Koło jednej z jaskiń
stała niższa od innych wilków postać. Jasna, długa sierść była
pokryta czarnymi łatami w szare pręgi. Zielone pręgi pod łobuzerko
błyszczącymi oczami tego samego koloru nadawały temu wilkowi
zaczepny wygląd. A może sprawiał takie wrażenie przez szeroki
uśmiech na pysku? Nie mam pojęcia. Najdziwniejsze były duże
skrzydła wyrastające z tułowia.
Szczeniak pochwycił mój
wzrok i pomachał w moją stronę. Zdziwiona przystanęłam,
zmrużyłam oczy i również odmachałam.
„Co on...? Nie lubię go.” - mruknął As cicho. Po paru sekundach, kiedy zdał sobie sprawę, że powiedział to... na głos w takim przypadku pasuje? Dodał spanikowany: „Yyy... Znaczy... Jest jakiś taki dziwny. Uważaj na niego.”
„Co on...? Nie lubię go.” - mruknął As cicho. Po paru sekundach, kiedy zdał sobie sprawę, że powiedział to... na głos w takim przypadku pasuje? Dodał spanikowany: „Yyy... Znaczy... Jest jakiś taki dziwny. Uważaj na niego.”
Nie miałam czasu myśleć
o tym długo, bo Zirael się zatrzymała.
- Jesteśmy. - powiedziała
i ruszyła ku wejściu do tej dużej jaskini. - Tutaj mieszkają
nasze Alfy. Są dwie: Suzanna i Fermitate.
Pod wejściem samica
trochę się zawahała, jednak weszła. Szłam tuż za nią. Powitał
nas ładny zapach i drobna wadera leżąca na ziemi. Puszysta
miedziano-brązowa sierść opadała wokół niej. Rude końcówki
grzywki opadały na czoło samicy. Jej oczy były zamknięte, lecz
uszy zadrżały na dźwięk towarzyszący naszemu przyjściu. Z
postaci wilczycy biło coś takiego, że poczułam się nieswojo.
Szybko odwróciłam wzrok.
- P-przepraszam panią...
- powiedziałam patrząc na swoje łapy. Zerknęłam w jej stronę i
zauważyłam, że ma teraz otwarte oczy, którymi patrzy na mnie
wyczekująco.
- J-jestem Torance.
P-podobno ma pani watahę. I-iii... Może... Może mogłabym
dołączyć? - zebrałam całą swoją odwagę i wydukałam parę
tych zdań, które zaważą na moim dalszym życiu.
Alfa patrzyła na mnie ze
zmarszczonymi brwiami. Przez parę chwil, które ciągnęły się w
nieskończoność, Suzanna się nie odzywała. W końcu przeniosła
wzrok na stojącą za mną Zirael.
- Ty ją tutaj
przyprowadziłaś? Skąd ona jest i co tutaj robi? - zapytała. W jej
głosie czaiła się podejrzliwość. Opuściłam uszy i wycofałam
się. Schowałam się za przednimi łapami Zirael.
- Tak. Znalazłam ją
przywiązaną do drzewa w Zielonym Lesie. Jest psem, ktoś ją tam
zostawił. - odpowiedziała spokojnie samica – Proszę, niech może
tutaj zostać. To tylko szczeniak.
Miedziano-brązowa
wilczyca spoglądała przez chwilę to na mnie, to na Zirael.
- Zdajesz sobie sprawę,
że to wataha dla magicznych wilków? Tak mówi sama nazwa. Ona jest
psem. - westchnęła przeciągle – No, ale niech ci będzie.
Zostanie, ale dopóki nie znajdzie opiekuna jesteś za nią
odpowiedzialna.
Zirael skinęła głową
na znak głowy i się pożegnała. Ruszyła ku wyjściu z jaskini.
- D-dziękuję. Do
widzenia. - powiedziałam cicho i wybiegłam z groty. Czułam jak
wypełnia mnie radość, podekscytowanie i żal po całkowitej
stracie dawnego życia.
„Ale super! Tor, już
niedługo!” zawołał As w mojej głowie. Nie rozumiałam o czym
mówi, ale uśmiechnęłam się szeroko.
Uwagi: Brak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz