Styczeń 2019
- Gdzie ja do jasnej jestem ? - rozległ się głos wadery w ciemności.
Płynęliśmy na chyboczącej tratwie wzdłuż jakiejś rzeki. Im się zbliżaliśmy szum wydawał się coraz bardziej głośny.
Problem był w tym, że byliśmy ciasno związani bardzo silnymi linami, jeżeli linami można to nazwać.
W oddali było widać zarys sylwetki znanego basiora spoglądającemu spokojnie w naszą stronę.
Tylko księżyc lekko oświetlał wodę na której sunęliśmy coraz szybciej.
- Jaki ja byłem głupi! Mogłem się domyślić,
że ten niedorozwinięty basior przyjdzie po nas. Dlaczego nie posłuchałem
się ciebie i nie zgłosiliśmy tego Alfie! - Byłem wściekły na siebie za
moją lekkomyślność.
- Spróbuj w tej chwili się nad sobą nie
użalać, tylko wymyśl albo zrób coś byśmy się z tej tratwy się
uwolnili - Odpowiedziała wadera dość stanowczym głosem, dodając po
chwili - Radzę ci się pośpieszyć, bo z czego co słyszę to jesteśmy blisko
wodospadu.
- Mam pomysł, lecz chyba nie jest on... A
dobra, i tak mamy zaraz zginąć, więc nic lepszego nie wymyślę w ciągu czterech
minut - Miałem to już gdzieś. Byłem na tyle spanikowany i zdesperowany, że
nawet mój logiczny tryb myślenia nic tu nie zdziała - Niedaleko nas jest
bardzo duży wystający korzeń, złapiesz go jak będzie koło nas. Ja muszę
się zmienić w lwa by liny przerwały. Potem ciebie trzeba odwiązać.
- Dobra, nie wiem ile ja to utrzymam, ale spróbuje jak najdłużej - Odgarnęła Lea
Po chwili pojawiła się gałąź. Krzyknąłem do Ariz, by chwyciła korzeń.
Zmieniłem się w lwa. Liny zerwały się gdy odwiązywałem waderę nie wytrzymała. Puściła korzeń.
Z kilka sekund później lecieliśmy w
dół. Gdy spadaliśmy, całe życie przeleciało mi przed oczami. Czułem, że w
coś uderzyłem. Zanurzając się głębiej i głębiej. Bez mojej woli zamieniłem
swą normalną postać. Uświadomiłem sobie coś. Nie mogę tak opuścić tego
świata utopić się przerzednąć. Za dużo rzeczy mnie tu trzyma. Dobra
wataha, kochana Zirael, marudliwa Alfa, przygody z Miniru, i jeszcze ślady
po ugryzieniu. Resztką sił i powietrza wypłynąłem na powierzchnie. Nagle
przypomniała mi się Zirael. Nabrałem powietrze w płuca. Zanurzyłem
się. Wziąłem szybko waderę na grzbiet. Płynąłem resztką sił do
brzegu. Stając na stałym lądzie uświadomiłem sobie, że mam złamaną tylną
łapę. Odłożyłem delikatnie Ariz na piasku. I sam padłem na ziemie ze
zmęczenia. Obudził mnie ptak. Pewnie chciał sprawdzić czy żyję.
Wstałem obolały na cztery łapy. Zimny, lecz
orzeźwiający poranek postawił mnie na nogi. Wadera spała. Złowiłem cztery
ryby. Byłem na tyle głody, że wpałaszowałem nie mało się
dławiąc. Postanowiłem się rozejrzeć po okolicy. Nie przypominało to
watahy. Lecz coś na stylu tej opuszczonej jaskini. Ujrzałem coś
niebywałego. Ten sam kwiat którego widziałem w jaskini. Pudrowy róż z
mocnym odcieniem granatu w środku. Przypomniała mi się Ariz. Ona tam spała,
a trzeba wrócić. Lecz coś mnie zatrzymało. Coś naprawdę
niezwykłego. Osłupiałem. Nie mogłem oderwać od tego oczu. Było to
połączenie konia z orłem. Coś naprawdę niezwykłego. Jego piękna
kruczoczarna sierść, a jednocześnie pióra odbijały się w blasku
słońca. Koński ogon był jednak bardziej wyblakły, lecz z zielonym
pasemkiem. Patrzyłem na niego niczym zahipnotyzowany. On również wykazywał
zainteresowanie. Skrzywił lekko łepek w bok. Potruchtał do
mnie. Przypatrzył się i odleciał, niedaleko po prostu zatrzymał się w
powietrzu. Rzuciłem mu jeszcze rybę i wyruszyłem w stronę Zirael.
<Zirael?>
<Zirael?>
Uwagi: Już w przypadku op. Zirael pisałam, co z tymi datami - wpisujesz datę, o której toczy się akcja opowiadania, a nie aktualny miesiąc i rok na stronie! Zapomniałaś o imieniu Zirael na końcu opowiadania, a ono również jest ważne. Chyba Ci zjadło wszystkie myślniki. Po kropkach stawia się Spację! Liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie! Przy niektórych zdaniach pomylił Ci się szyk lub rzeczy typu stopniowanie (np. zamiast bardziej głośny powinniśmy mówić głośniejszy). Radzę poczytać co nieco o przecinkach. Kompletnie nie rozumiem następującego zdania: "Nie mogę tak opuścić tego świata utopić się przerzednąć.". Najpierw była mowa, że złowił cztery ryby, a później wszystkie zjadł, a następnie rzucił kolejną hipogryfowi (?). Skąd ta piąta ryba, skoro jej nie wyławiał?
I ekhem, pragnę przypomnieć, że Shiryu ma złamaną łapę, a później nagle sobie chodził bez problemu... Nigdzie nie było wzmiance o bólu. Poza tym w momencie złamania powinien o tym wiedzieć, a nie uświadomić sobie dopiero po wypłynięciu na brzeg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz