Wiosna 2018 r.
- Tobie tym bardziej mogła stać się krzywda - powiedziała przez wyraźnie zaciśnięte gardło. Cała się trzęsła.
- Miałem mniejsze szanse na poniesienie w tym strat, a poza tym, to chyba normalne, że troszczę się o życie moich przyjaciół - mruknąłem cicho. Sierra zaczęła truchtać w moją stronę. Trudniej było mi łapać oddech, serce biło jak szalone. Nie wygląda to dobrze...
Nagle wadera przytuliła swój pysk do mojej piersi. Otworzyłem szerzej oczy, zdumiony.
- Dziękuję - wydyszała wymęczonym z nerwów głosem.
- Nie ma za co - odpowiedziałem bez namysłu. Chciałem o coś zapytać, chciałem się zastanawiać nad tym, dlaczego to zrobiła, ale uczucie ciepła pochodzące z jej bliskości zaczynało szybko znikać. Znowu było mi przeraźliwie zimno. Przed oczami zaczęły mi się pojawiać białe plamy. Ból zaczął ustawać, a ja usuwać się w błogą nieświadomość... to znak, że zaraz utracę przytomność. Może i nawet na zawsze.
- Sierra...
- Tak? - zapytała, nie odrywając się ode mnie.
- Słabo mi... Mogłabyś pójść po pomoc? Ktoś mógłby przynieść Błękitny Napój...
Raptownie się odsunęła, wpatrując się w ranę z której sączyły się strumienie krwi.
- Tak, tak... już idę. Tylko najpierw musimy jakoś to... zatamować. Żebyś nam tu się w międzyczasie nie wykrwawił.
Gorączkowo rozejrzała się dookoła. W końcu wypatrzyła długi, zdający się być wytrzymałym, liść. Zmieniła się w człowieka, co o mało mnie nie zwaliło z łap. Nigdy nie widziałem jej jeszcze w tej postaci. Może gdybym sam umiał przemieniać się w tę formę i umiał oceniać urodę ludzi, mógłbym ją uznać za całkiem atrakcyjną. Z jakiegoś powodu moją uwagę na dłużej przykuły jej włosy. Wyobrażałem sobie, że w tej postaci ma inną fryzurę... choć sam nie umiałem zdefiniować, jaką dokładnie.
Zerwała liść, co jej zajęło dobrą chwilę, gdyż jego łodyga była wyjątkowo mocna, po czym ściągnąwszy pasek od swoich spodni, zrobiła mi prowizoryczny opatrunek. Nie było to zbyt wygodne, ale przynajmniej lało się mniej krwi, więc nie narzekałem.
- Siedź tutaj spokojnie, nie zasypiaj. Ja pójdę po kogoś, kto nam pomoże.
Skinąłem głową. Sierra pospiesznie zniknęła za krzakami. Zostałem sam. Próbowałem skupić swoją uwagę na czymś, co zniweluje poczucie, że to koniec. Szum strumyka, trawy i korony drzew jest zbyt uspakajający. Zwróciłem swój nieprzytomny wzrok na dwellinga, który dryfował na tafli stawu Wodospadu. Trzeba będzie jakoś usunąć ciało, żeby nie zatruwać wody. Chwyciłem w zęby jego leżący nieopodal ogon i pociągnąłem. Miałem za mało siły i o mało nie upadłem. Nie powinienem się przemęczać... Z drugiej strony chciałem zapobiec ewentualnemu zakażeniu wody. Nigdy nie wiadomo, gdzie wcześniej chodził ten dwelling i czy jego krew nie jest toksyczna. W końcu w Wodospadzie wilki brały rutynową kąpiel... Trzeba będzie to w jakiś sposób skontrolować.
Wtedy zza krzaków wyłoniła się Sierra, już w postaci wilka. Choć nadal wyglądała dość mizernie, przynajmniej jej futro było czyste. Trochę przerzedzone... ale powinno się zregenerować w przeciągu kilku tygodni.
- Jakaś wadera o pudroworóżowym futrze kręciła się w okolicy. Powiedziała, że wie, gdzie masz jaskinię. Powinna przyjść za kilka minut.
- Zirael? - zapytałem zachrypniętym głosem.
- Nie wiem, nie pytałam o imię.
Pokiwałem w zamyśleniu głową. Dopiero teraz ponownie do mnie wróciło wspomnienie Sierry przyciskającej swój łeb do mojej piersi. Czy aż tak zależało jej na mnie? Poczułem ukłucie w sercu. Może po prostu brakowało jej bliskości drugiego wilka po prawdopodobnie długiej tułaczce w samotności? Zerknąłem na nią. Wadera uparcie wpatrywała się w ziemię.
- Gdzie biegłeś, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni? - zadała w końcu pytanie. Wziąłem głęboki oddech. Przez chwilę układałem w myślach odpowiedź, po czym oznajmiłem tylko:
- Miałem za zadanie śledzić tamtą waderę.
Mruknęła ze zrozumieniem. Nie mogłem wyczytać z jej pyska tego, o czym pomyślała i jak się poczuła. Cały czas wyglądała dziwnie neutralnie. Zastanawiałem się, czy warto jej mówić o tym, co odkryłem podczas śledzenia czarno-czerwonej wadery. Czy to, co nas łączyło faktycznie można było już nazwać prawdziwą przyjaźnią? Czy może Sierra tylko czeka, aż otrzyma możliwość wbicia mi noża w plecy? Zdążyłem już zauważyć, iż była samicą wyjątkowo nieobliczalną. Są rzeczy, które lepiej zachować dla siebie... Jednak chciałem się z kimkolwiek podzielić tym, co odkryłem.
- Chciałbym ci coś powiedzieć... Tylko obiecuj mi, że nikomu nie powiesz.
Spojrzała na mnie zaskoczona, po czym skinęła głową.
- Wadera, której śledzenie mi polecono okazała się być Achitą, moją córką.
Sierra wydała z siebie zdławiony odgłos.
- To ty miałeś szczeniaka?
- Nawet dwa - zaśmiałem się bez cienia radości - Draven jak się okazało należał do tej samej watahy, co ona. Z tym, że jemu całkowicie odbiło.
- Och - mruknęła. Chyba nie mogła zebrać swoich myśli w słowa. Wodziła wzrokiem po krzakach. Zdecydowanie unikała mojego spojrzenia. - Przykro mi.
Niespodziewanie krzaki zaszeleściły. Zza zarośli wychylił się smukły pysk Zirael, która trzymała w zębach szklaną buteleczkę wypełnioną błękitnym płynem. Spoglądała to na mnie, to na dwellinga, a kiedy pojęła, co tutaj się mogło stać, wytrzeszczyła szeroko oczy. Sierra wstała i odebrała od niej Błękitny Napój. Wróciła i ułożyła buteleczkę obok mojej łapy.
- Możesz już wracać. Poradzę sobie - syknęła Sierra. Posłałem skruszone spojrzenie różowej waderze, która już chwilę później ponownie zniknęła w krzakach.
Samica o ciemnym futrze obluzowała zapięcie paska i ostrożnie ściągnęła z mojego boku opatrunek, na co zareagowałem cichym syknięciem. Liść ten musiał mieć jakieś właściwości znieczulające. Albo Sierra o tym wiedziała, dlatego się na niego zdecydowała, albo po prostu był to zwykły przypadek. Zmieniła się w człowieka. Tym razem wystraszyła mnie tym znacznie mniej. Zerknąłem na ranę. Krew już zaczęła krzepnąć.
- Błękitny Napój nie czasem działa tylko na drobne urazy? - zapytała Sierra, obracając w dłoni buteleczkę.
- To prawda, jednak na taką ranę powinien zaradzić przynajmniej w połowie. Z tym, że trzeba użyć aż trzech kropel. Utraconej kończyny nie odtworzy. Ponadto działa wyłącznie na świeże rany, które mają poniżej dwóch dni.
Nie odpowiadając ni słowa, odkręciła butelkę i według mojego polecenia wlała do rany trzy niewielkie krople. Poczułem się tak, jakby wszystkie mięśnie dookoła się napięły, nawet te już nieistniejące. Tak, jakby niewidzialna siła ciągnęła za futro i skórę za razem. Rana powoli zaczęła się zmniejszać przez tkanki budujące się na naszych oczach.
- Trochę jakby oglądało się przyspieszony film - powiedziała cicho Sierra, również zapatrzona w to zjawisko. Futro też zaczęło odrastać, jednak było dużo krótsze i rzadsze od pozostałego na moim ciele.
Kiedy cały proces trwający niespełna minutę się zakończył, ból zaczął stopniowo zanikać. Zostało tylko kilka drobnych zadrapań, które przypominały ślady po pazurach kota. Sierra wydała z siebie cichy okrzyk zdumienia. Niepewnie przejechała palcami po moim nowym futrze, jednak nie spotykając się z moim sprzeciwem, jej ruchy nabrały większej stanowczości.
- Niesamowite - wyszeptała.
Wydałem z siebie cichy pomruk poparcia. Zabrała rękę, założyła pasek i przemieniła się na nowo w postać wilka. Uniosła wysoko podbródek, patrząc na mnie z wyższością.
- Skoro teraz już jest wszystko w porządku, koniec tego dobrego.
- Oczywiście - zaśmiałem się cicho.
- Teraz pan "zrobię to sam, nie potrzebuję pomocy, pokonam każdego" musi sprzątnąć te zwłoki, nim szczeniaki tutaj przyjdą i zejdą na zawał.
- Właściwie, to przydałyby się takie na zajęcia... chociażby obrony. Mogłyby opracować system chronienia się przed dwellingami. Mogłoby się to przydać całej watasze, szczególnie, że nikt jeszcze tego nie dokonał. Wystarczą oględziny pazurów, skóry, poszukiwanie słabych punktów, skład poszczególnych substancji...
- Kai, przystopuj trochę. Sądzisz, że te dzieciaki zdołają tego dokonać? - prychnęła.
- Kto wie, może między nimi są jacyś geniusze - odpowiedziałem z uśmiechem. Westchnęła.
- Po prostu pomóż mi go stąd wyciągnąć.
Nie musiała powtarzać dwa razy. Wspólnymi siłami zdołaliśmy wyciągnąć dwellinga. Właściwie z zasklepioną raną zdołałbym teraz zrobić to w pojedynkę, ale nie chciałem sugerować Sierze, że jest słaba. Rozumiałem jej zmęczenie po długiej podróży. Lepiej by było, gdyby wierzyła w swoje możliwości i stopniowo wracała do formy.
<Sierra? Kurczę, jakoś mi nie idzie ostatnio pisanie. Przepraszam, jeśli jest napisane dziwnym stylem, a niektóre sytuacje są pozbawione sensu.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz