Po moim nieszczęśliwym wypadku byłam nie przytomna przez kilka dni,
jednak słyszałam wszystko co działo się dookoła co za tym idzie: czułam
niezwykły ból jakbym nadal była przytomna. Pewnego dnia do szpitala
wbiegła dosyć zdenerwowana Ishi, Chciałam się poruszyć, lecz to było na
nic, jednak gdy usłyszałam słowa: "Będzie wojna" moje ciało niemalże
zerwało się ze snu, chciałam wstać jednak Alfa jednym ruchem łapy
powstrzymała mnie od tej czynności, zaproponowałam, że pomogę im walczyć,
jednak medyczce niezbyt spodobał się ten pomysł i niemalże natychmiast
zabroniła mi opuszczania szpitala. Zrezygnowana położyłam głowę, "no
wspaniale po prostu! Akurat teraz gdy watasze grozi niebezpieczeństwo, ja
muszę leżeć w szpitalu, po prostu cudownie!"- pomyślałam. Czemu
musiałam wpaść do tej idiotycznej dziury? Zaczynałam się zastanawiać, co
się dzieje na zewnątrz, w szpitalu bowiem panował dosyć duży chaos.
Medyczki biegały w te i z powrotem uzupełniając wszystkie niezbędne
artykuły medyczne. Na dworze dosyć często było słychać tupot łat wilków
biegających w dość dużej prędkości. Zapadła noc i ogromna denerwująca
cisza. W pewnym momencie podeszła do mnie Astrid i zaczęła zmieniać
bandaże, moje rany wyglądały już dużo lepiej, było to pewnie działanie
tego zielonego czegoś czym miałam wysmarowane rany.
- Astrid... - zaczęłam gdy ta już odchodziła
- Tak?
- Wiesz może co tam się dzieje? - spytałam patrząc jej w oczy.
Wilczyca pokręciła przecząco łbem
- Jak będę coś wiedzieć, to Ci powiem - powiedziała, odchodząc
ie chciałam zostawać w tym szpitalu, ale co innego mogłam zrobić? Na
polu walki i tak byłabym bezużyteczna. W zdechłam głęboko. Pod nieuwagę
medyków spróbowałam się podnieść, nie było to jednak takie proste. Gdy
tylko wstałam zakręciło mi się w głowie i ponownie znalazłam się w
pozycji leżącej. Postanowiłam spróbować zasnąć, po chwili to się udało.
Miałam sen: Nasza wataha była w nim atakowana przez watahę Asai, wiele
wilków z naszej watahy było ciężko rannych, a niektóre nie żyły. Przez
mrok przeszywał się odrażający śmiech Asai. W tym momencie wszystkie
wilki stanęły naprzeciwko mnie, ich oczy były czerwone od nienawiści i
echem mówiły: To twoja wina! To twoja wina! Obudziłam się, byłam
zdezorientowana. Gdzie ja jestem? Chwilę to zajęło, zanim doszłam do
siebie. Położyłam mój łeb na półce skalnej, a na niej łapę i cicho
zaczęłam popłakiwać. W pewnym momencie usłyszałam głośne wycie, które
miało chyba sygnalizować, że czas walczyć, jednak nie mogłam być pewna. W
pewnym momencie do jaskini z prędkością światła wbiegł jakiś wilk i
krzyknął: Zaczęło się! Po tych słowach wybiegł tak samo szybko jak się
tu znalazł. Nie mogłam wysiedzieć w miejscu, czułam się już dużo lepiej. A
może to była tylko adrenalina? Nie wiem czemu, ale nie czułam już
żadnego bólu, nawet łapa którą miałam złamaną zdawała się być zdrowa. Po
cichu wstałam i już byłam przy wyjściu, gdy usłyszałam za sobą głos
Astrid:
- A ty to niby dokąd, co!?
- Czy to nie oczywiste? - zapytałam delikatnie się uśmiechając
- O nie, ty nigdzie nie pójdziesz, dziwię się w ogóle jakim cudem ty możesz stać i tym bardziej iść - powiedziała zdziwionym tonem
- Może to głupio zabrzmi, ale czuję się już dużo lepiej - oznajmiłam licząc na to że pozwoli mi iść
- Oszalałaś? Myślisz, że się nabiorę na te głupie kłamstwo!? - wykrzyczała - natychmiast wracaj do łóżka - dodała
Postanowiłam jej posłuchać i wróciłam do łóżka, jednak nie miałam
zamiaru tak łatwo się poddawać. Jedyne co mi pozostało to zastanawiać
się jak sobie reszta radzi na froncie. Panowała już późna noc. Ciszę od
czasu do czasu przerywały głośne piski z bólu, nieraz już chciałam wstać
i pobiec im z pomocą, jednak Astrid cały czas miała mnie na oku, co nie
pozwoliło mi opuścić szpitala. Miałam tylko głęboką nadzieję, że nic im
się nie stanie.
<Ktoś?>
Uwagi: Literówki i przecinki... Od połowy teksu zaczęłaś pisać zbyt długie zdania, które powinnaś rozdzielić na min. 2.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz