Dlaczego świat jest tak beznadziejny? Czemu nic tutaj nie może być
normalne? Te pytania chodzą mi po głowie od dnia, w którym po raz
pierwszy otworzyłam oczy. Wszyscy są tacy... Zadowoleni z życia, i
najmniejszych miłych zdarzeń. Nie potrafię podzielać ich szczęścia. To
jakby moje oczy były lustrem. Wszędzie gdzie jest szczęście, ja
dostrzegam smutek. Siedziałam na plaży i popatrzyłam w wodę przed sobą.
Czasem mam wrażenie, że nawet moje własne odbicie poważnieje kiedy mnie
widzi. Ale zaraz, tutaj przecież nikt mnie nie traktuje poważnie. Gdy
tylko dorosły basior lub wadera mnie widzi, zaczyna głupio się
szczerzyć. Nie wiem o co im chodzi. Ma mi to poprawić humor? Czy może
raczej uważają szczeniaki za wilki wokół, których bezwzględnie musi
panować szczęście... Tylko po co? Po co szukać szczęśliwych zdarzeń tam
gdzie ich nie ma? Im szybciej pogodzimy się z beznadzieją tego świata,
tym lepiej. Wstałam z miejsca i szłam z opuszczoną głową, patrząc kątem
oka w swoje odbicie. Co jakiś czas mijałam się z różnymi wilkami, które
albo tylko na mnie zerkały chcąc uniknąć rozmowy, albo zatrzymywały się,
nie wiedząc co powiedzieć i wznawiały wędrówkę. Gdy patrzyłam na nie z
ukosa, widziałam jak wesołe dotychczas wilki, smutniały gdy tylko
przeszły obok mnie. To chyba mój talent... Psucie humoru wszystkim wokół
mnie. Uniosłam głowę zdając sobie sprawę, że doszłam już dość daleko i
wypadałoby zawrócić. Odwróciłam się więc i powędrowałam tam, skąd
przyszłam. Przyśpieszyłam kroku wiedząc, że Kirke pewnie będzie się o
mnie martwić i wkrótce znalazłam się przy wodospadzie. Kąpało się
właśnie kilka wilków. Postanowiłam, że daruje sobie kąpiel dopóki nie
pójdą i przysiadłam w krzakach obok. Siedziałam dość długo, wilki chyba
postanowiły urządzić sobie imprezę nad basenem, bo nie dawały za
wygraną i nawet nie wyszły z wody. Nagle usłyszałam rozmowę dwóch
wilków.
- Słyszałaś o Shayle?
- Tak, a co coś nie tak z nią?
- Nie, ale podobno jej rodziców zabił niedźwiedź.
- Niedźwiedź? Zwykły niedźwiedź? Tak po prostu zabił dwa magiczne wilki?
- Tak. Shayle chyba pochodzi z rodziny zwykłych wilków... Szkoda mi jej.
- A skąd to wiesz?
- Kirke wypaplała jak z nią rozmawiałam.
Nie
wytrzymałam już. Właśnie wspomniały nie dość, że o moich rodzicach, to
jeszcze o tym, że nie mam żadnych mocy. Rozpłakałam się. Po chwili
poczułam pod sobą zimno. Ale nie zimno, jakbym dotykała śnieg, lub weszła
do zimnej wody. To było bardzo dziwne uczucie. Siedziałam szlochając
cicho z zamkniętymi oczami, gdy nagle usłyszałam, że wilki wychodzą z
wody. Nie przestawałam jednak płakać. Gdy mi przeszło, otworzyłam oczy i
patrząc przed siebie ujrzałam wilcze łapy. Uniosłam wzrok i zobaczyłam
kilka wilków patrzące na mnie w osłupieniu. Rozejrzałam się i
zorientowałam, że świat jest... Szary. Woda zrobiła się czarna, a trawa i
liście, tak samo jak inne rzeczy wokół były szare. Jednak gdy już
całkiem się uspokoiłam i przestałam cicho szlochać, świat zaczął wracać
do normalności, aż ostatnie szare źdźbło trawy pod moimi łapami wróciło
do normalnych kolorów.
- Shayle! Jak to zrobiłaś?! - Usłyszałam głos pochodzący z gromady wilków stojących przede mną.
Ledwo wszystko do mnie docierało. Bo po głowie chodziła mi tylko jedna myśl.
"Czy ja właśnie.. Odkryłam swój żywioł?"
<Kirke? xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz