Obudziłam się. Szeroko ziewnęłam. Znajdowałam się w niezbyt dopracowanym
szałasie zrobionym z drewna. Zbudowałam go sama, na obrzeżach Zielonego
Lasu. Trzymałam się z dala od innych, tylko w potrzebie zbliżałam się
do centrum watahy. Za towarzystwo stanowiła mi przyroda, lub sama ja.
Może wydawać się dziwne, że ja, jako wilk, zwierzę zazwyczaj łączące się
w grupy, staram się tego unikać. Nikt jednak nie jest w stanie wpłynąć
na mnie, więc zapewne zostanie mi tak do końca mojego jakże krótkiego
życia. Silne uczucie pragnienia nie dawało mi spokoju od samego rana.
Pierwsze, co przyszło mi na myśl, to Wodopój. Nie była to daleka droga, a
potrzeba pragnienia wciąż o sobie przypominało. Byłam wręcz zmuszona,
by udać się właśnie tam, ze względu na silną, wspominaną wcześniej
potrzebę. Przyjęłam pozycję, jakbym się czołgała – było to spowodowane
kiepskim, niskim wyjściem. Musiałam jeszcze, jak się okazało, przeciskać
między drzewami i krzakami, gdyż moje schronienie było szczelnie ukryte
za wszelkiego rodzaju florą Zielonego Lasu, dokładniej na obrzeżach
owego lasu. Ptaki właśnie rozpoczęły poranny koncert. Oczywiście
dodawało to tylko uroku mojej wyprawie nad Wodopój. Do moich uszu
dobiegł szum wody, jego dźwięk. Przyspieszyłam. Moim oczom ukazał się
widok tysięcy, może nawet miliona, kropel łączących się w jedną wielką
całość – zbiornik wodny zwany wodospadem, małym wodospadem. Schyliłam mą
szyją. Na wargach poczułam chłód wody, którą piłam. Dopiero po chwili
zauważyłam, że ktoś mi się przygląda. Ostrożnie odwróciłam się. Ujrzałam
czarną waderę pokrytą czerwonymi plamami. Gdy tylko spostrzegła, że ją
widzę, zerwała się do szybkiego biegu.
- Stój! Porozmawiajmy! – Zaczęłam krzyczeć do obserwującej wcześniej mnie wilczycy. Zaczął się pościg.
< Valka? Nikt nie odpisuje na chętnego, więc chyba muszę pisać do konkretnych osób… >
Uwagi: Spróbuj pisać dłuższe op... wiem, że potrafisz to zrobić. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz