Obudziłam się w środku nocy. To było normą, ale teraz coś było nie tak.
Wywlokłam się niechętnie z nory i zaczęłam węszyć. Poczułam odrażający
odór czegoś lub kogoś. Nie wiedziałam o co chodzi. Po chwili
zorientowałam się co to. Szybko pogalopowałam w stronę północnej części
watahy. Zobaczyłam tam człowieka znienawidzonego do szpiku kości. Był to
kłusownik. A skąd to wiedziałam? Miał przy boku strzelbę i czaił się w
krzakach czekając na coś. Wzniosłam się po cichu w powietrze, aby
zobaczyć o co chodzi. Celował do wilka. Wilk ten był chyba z naszej
watahy, ale nie miałam pewności. Zawyłam więc, żeby zwiewał. Nie wiedział o
co chodzi. Zorientował się w końcu, że w pobliżu jest człowiek. Jednak
nie zdążył szybko czmychnąć i oberwał odłamkiem kuli. Szybko podleciałam
do niego i spytałam się czy wszystko ok, nie czekając na odpowiedź.
Kłusownik stał tam dalej. Zagoniłam na niego sarnę, a ten zabiwszy ją
stał nad nią. Po paru sekundach poczułam jak przeszywający ból
paraliżuje mi łapę. Wilk pomógł mi dojść do szpitala. Zemdlałam od razu
jak doszliśmy. Obudziłam się na miękkim posłaniu. Łapę miałam w coś
zawiniętą. Był to chyba bandaż. Nad sobą ujrzałam krzątającą się
wilczycę. A po drugiej stronie łóżka ujrzałam wilka, który mnie tu
doprowadził, jednocześnie ratując życie. Obejrzałam go od góry do dołu i
pomyślałam, że raczej nie miał problemu z doprowadzeniem mnie tutaj. W
końcu zdobyłam się na lekki uśmiech i spytałam się komu zawdzięczam
uratowanie mojego marnego życia...
<chętny?>
Uwagi: "Odór" pisze się przez "ó". Może spróbujesz pisać nieco dłuższe op.? To wcale nie jest aż takie trudne i wiem, że potrafisz to zrobić. Dłuższe teksty są bardziej wartościowe. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz