Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

wtorek, 2 lutego 2016

Od Desari "Lawina piór na tle nadchodzącego starcia" cz. 2 (Cd. Yusuf)

Byłam wyprowadzona z równowagi i nie znałam powodu mojego zachowania, a mianowicie spędzenia trzech godzin na niemym przekomarzaniu się z ledwie znanym mi basiorem. Kiedy wreszcie nadszedł dzień, w którym postanowiłam zaprzestać nieudanych prób stworzenia mikstury przywracającej pamięć i wyjść na światło dzienne z ukrytej w mojej jamie pracowni, Yusuf musiał nie dość, że naruszyć moją pilnie choć samoistnie strzeżoną przestrzeń osobistą, to dodatkowo rzucił mi wyzwanie, którego nie mogłam potraktować obojętnie. Miałam dziś w planach odwiedzić Kiiyuko z zamiarem sprawdzenia jej stanu, złożenie wizyty mojemu najdroższemu, mimo że jedynemu chrześniakowi i spotkanie się z Kai'm, obdarzonego przeze mnie swego rodzaju sympatią. Traktowałam go jako znajomego, zwłaszcza po ostatniej imprezie. Nadal pamiętam przetańczone z nim piosenki. Okazuje się, iż taniec w wilczej skórze jest dużo większym wyzwaniem od standardowego, choć całkiem interesującym.
Zerknęłam na towarzyszącego mi basiora. Masywna kufa i rozbudowane mięśnie otulone trójkolorowym, grubym futrem. Grzywa, spod której wyłaniało się kilka warkoczyków, lśniący kolczyk w uchu i grzywka przesłaniająca oczy, których tęczówki skąpane były w moim ulubionym po fiolecie kolorze. Wyglądałam przy nim jak cień, dzięki mojej mizernej posturze i cienkiemu, rzadkiemu, na czarno ubarwionemu włosiu. Jedyne w czym mogłam się równać z samcem pod względem wyglądu była wysokość. W tej kategorii byliśmy identyczni, choć moje przydługie uszy wizualnie wywyższały mnie nad Yusufem. Następnie rozpoczęłam umysłową kontemplację na temat tego, skąd właściwie się znamy. Kilkakrotnie prowadziliśmy rozmowę w Wilczym Szpitalu, gdy przynosiłam tam zbędne mi zioła, czy wynalezione receptury na mikstury lecznicze, jednak nie rozwijaliśmy ich poza wymianę przepisów na napary czy tematu aktualnej pogody. Aż tu nagle zaproponował wspólne polowanie, wręczając wcześniej lilię. W innej sytuacji, pewnie instynktownie pomyślałabym jakie właściwości lecznicze ma podarowana mi roślina, lecz do tych kwiatów miałam słabość, a tym bardziej zdziwiło mnie, skąd wiedział jaka barwa zachęci mnie najbardziej. Dobrze Yus, gramy dalej, ale druga runda też należy do mnie.
- Prowadź, zanim twój żołądek zacznie trawić sam siebie. - mruknęłam, podnosząc się z siadu. Basior odetchnął z ulgą i ruszył w stronę Wrzosowej Łąki.
- I wice wersa, z tego co słyszę. - odpowiedział, strzygąc uchem wykręconym w stronę mojego brzucha, który również rozpoczął arię delikatnych pomruków. W końcu prócz snu, nawadniania i codziennego odświeżania się nie spełniałam żadnych czynności fizjologicznych w ostatnim czasie. Nie uraczyłam go odpowiedzią, tylko truchtem wyprzedziłam, smagając bezboleśnie ogonem po pysku w czasie wymijania. Już po chwili niczym niezaznajomione jeszcze z podłościami świata szczeniaki ścigaliśmy się w drodze na Łąkę.
- Wygrałam. - sapnęłam, siadając zmęczona na uśpionych pod warstwą zaschniętego w tym miejscu błota wrzosach.
- Chyba sobie żartujesz. - odrzekł zatrzymując się obok.
- Czy kiedykolwiek słyszałeś, żebym żartowała? - spytałam grobowym tonem, by po chwili podnieść kąciki warg na widok jego zmieszanej miny. - Przegrałeś: idziesz polować. - dodałam już normalnie.
- To przecież ty jesteś szybsza, poradzisz sobie. - podpuszczał mnie.
- Dobrze, skoro nie możesz przyjąć do świadomości mojego zwycięstwa, zrobimy dogrywkę. Kto pierwszy zabije zająca. Start. - i zanim zdążył się zorientować czy zgodzić, ja już pobiegłam przed siebie wyszukując woni kłapoucha, który wczesną wiosną był łatwiejszy do znalezienia z uwagi na brak rozpraszających go zapachów kwiatów czy innych, zimujących jeszcze  zwierząt. Wystarczyło mi kilka minut, by wyczuć przebywającego w zasypanej ostatnim, szarawym puchem norce. Zaczęłam kopać, jednak nim dotarłam do wnętrza podziemnego korytarza, zajęczak wyskoczył spod zaspy i pobiegł jak wystrzelony z procy. Obróciłam się z zamysłem pościgu, jednak zwierzę już wierzgało umierając w zaciśniętych szczękach basiora.
- Victoria. - wyznał, kładąc trupa na kępie trawy.
- Oszust. - odwarknęłam, biorąc się za jedzenie mojej zdobyczy. Nie zdążyłam nawet na dobre rozpocząć posiłku, gdy ten przysiadł obok pałaszując kolejne gatunkowo spokrewnione stworzonko, mrucząc mi smacznego, na co podziękowałam. Jedliśmy w milczeniu, zapewne oboje rozmyślając nad tym, iż ostatni okres głodowania zakończy się wraz ze zbliżającym ociepleniem. Mimo to, zima znajdowała się na pierwszym listu mej wyimaginowanej listy pór roku. Nic nie równa się z wypiciem gorącej herbaty po sesji medytacji na świeżym powietrzu przesiąkniętym spadającymi śnieżynkami.
- Nie powinieneś przebywać teraz w Wilczym szpitalu? - spytałam, chcąc jakoś przerwać ciszę.
- Mam dziś urlop, więc tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. - odpowiedział uśmiechając się szeroko.
- A właściwie czemu zawdzięczam ten przeogromny zaszczyt, iż mogę spędzić czas w twoim towarzystwie? - zadałam kolejne pytanie przepełnionym ironią tonem.
- Nie pytaj. Korzystaj. - zaśmiał się cicho, na co ja dramatycznie wywróciłam oczami. I już miałam ochotę zrobić coś niezgodnego z charakterem mojej osoby, gdy usłyszeliśmy donośne wycie. Instynktownie odpowiedziałam zachrypłym głosem, co uzupełnił Yus dźwięcznym nawoływaniem. Zaraz potem bez wymiany zdań ruszyliśmy na poszukiwanie Alfy, chcąc dowiedzieć się, co było tak ważne, iż użyto tego sygnału. Właściwie, chętniej odwiedziłabym Kiiyuko, która swoją osobą przypominała mi, że to ja byłam głównym czynnikiem jej amnezji. Mimo wszystko Suzanna przypadła mi do gustu tylko z uwagi na jej rodziców, których darzyłam szacunkiem i nawiązką przyjaźni. Gdyby nie to, prawdopodobnie przypięłabym do niej łatkę leniwej, rozpieszczonej wadery bez zadatków na władczynię. Patrząc obiektywniej, wychowała się właściwie bez ojca, a przez młody wiek nie nabrała odpowiedniego doświadczenia. Nie mnie jednak oceniać kto powinien sprawować rządy, więc ospałym biegiem podążałam obok Yusa, który najwyraźniej kierował się w stronę największej jaskini watahy.

< Yus? Gra niestety przerwana >

Uwagi: Nie "strzygając", tylko "strzygąc".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz