***
Gdy dotarłam do miejsca docelowego mej wędrówki, na mojej twarzy twarzy
gościł uśmiech. Słyszałam odgłosy przejeżdżających samochodów,
widziałam tłum ludzi, lecz nie wywoływało to we mnie paniki. Byłam
spokojna. Wiedziałam gdzie się udać.Zaczęłam przeciskać się przez tłum. Kilku osobom nadepnęłam przez przypadek na stopę i przeprosiłam, nawet się nie oglądając. W końcu dotarłam do tego miejsca. Obskurna uliczka, nie zachęcała niczym do wejścia w nią. Ale ja wiedziałam co jeszcze się tam znajduje. Zatarłam ręce i otworzyłam z trudem odrapane drzwi. Natychmiast po tym do moich uszu dostała się głośna muzyka w stylu „umpa-umpa”. Przede mną było wiele tańczących osób. Przyciskając ciało do ściany, sunęłam w stronę barmana siedzącego za ladą.
- Witaj George – rzuciłam nonszalancko. On aż przetarł oczy ze zdumienia.
- Oczom nie wierzę – mruknął, rozkładając ręce. – Van, nie widziałem cię już ze dwa lata. Tęskniłem, wiesz?
- Ja też tęskniłam. Za wami wszystkimi – rzekłam.
- Masz zamiar dzisiaj coś śpiewać? – zapytał.
- No jasne – oblizałam usta.
- To idź się wyszykować, a potem właź na scenę.
***
Stanęłam na małym podwyższeniu, zwanym przez George’a sceną. Muzyka
została wyłączona. Ledwo działający reflektor oświetlał moje ciało.
Słyszałam pomruki typu: „Czy to Vanessa?!”, „Chyba to ona!”, „Ale
przecież nie było jej tak dawno…”- Tak, to ja, Vanessa – powiedziałam do mikrofonu. – Postanowiłam wrócić i…
Moją „mowę” przerwały głośne oklaski.
- Mniejsza o to! – krzyknął ktoś. – Śpiewaj!
Z moich ust wypłynęły pierwsze słowa piosenki.
***
Noc. Lekki chłodek. Droga do watahy dłuży się niemiłosiernie… Moje
ramiona pokrywa gęsia skórka. Gdy dochodzę do Watahy Magicznych Wilków,
jest już chyba trzecia nad ranem. Nie mam siły na nic. Kładę się po
prostu na zimnej ziemi i zasypiam…<Kirke? Trochę zagmatwane to op., następne będzie (mam nadzieję) lepsze>
Uwagi: Spróbuj pisać nieco dłuższe op... I Van w końcu jest kelnerką czy wokalistką w barze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz