Podniosłam się z nadzwyczaj twardej i chłodnej ziemi, rozglądając się po pomieszczeniu. To był chyba mój pokój.
Ubrania razem z półkami były porozrzucane, łóżko przewrócone na bok. Zawartość półek i szuflad ktoś starannie podarł, zniszczył, wyrzucił lub... spalił? Na to wskazywały ślady popiołu.
Podniosłam się z ociąganiem i chwiejnym krokiem zbliżyłam się do lusterka opartego starannie o ścianę i przykrytego fragmentem prześcieradła. Zdjęłam materiał. Szkło było porysowane, a przez środek przebiegało pęknięcie. Issa boi się luster. Nakairo by go nie oparła, tylko rozbiła i rozrzuciła po pokoju. A więc byłam Issą.
Nachyliłam się nad lustrem i zobaczyłam podkrążone i zaczerwienione oczy, zadrapania na policzkach i dziwne znaki. Podobno to były runy. Ale nie wiem co one robiły i skąd się brały. W dodatku twarz miałam białą jak duch. Z dziwnym spokojem uświadomiłam sobie też, że chce mi się spać. I pić. I jeść.
- Jak długo mnie tu nie było? - Powiedziałam sama do siebie. Tylko moje piękne, różowe, niefarbowane włosy zostały bez zmian.
- Jakieś dwa tygodnie. - Usłyszałam znużony głos za drzwiami.
Dwa tygodnie. Ta myśl docierała do mnie powoli. Bardzo, bardzo powoli.
- Dwa? - Spytałam cicho.
- Tak, dwa. A teraz chodź. Śniadanie na stole.
Usłyszałam trzask otwieranego zamka i zostałam wypuszczona na zewnątrz.
- Tylko postaraj się trzymać nerwy na wodzy. - Zobaczyłam w drzwiach jak zawsze uśmiechniętą i łaskawą gospodyni.
- Spróbuję.
***
Ostrożnie zeszłam po krętych schodach na dół, do nowoczesnej,
oświetlonej kuchni. Nogi miałam odrętwiałe. Usiadłam przy stole. Na
talerzu zobaczyłam moją ulubioną sałatkę. Do tego był sok jabłkowy.
Nadal czułam jak moja krew pulsuje. Nie teraz Isso, nie
teraz. - pomyślałam- Spokojnie. Porozmawiamy za chwilę. - Powiedziała cicho moja opiekunka. Doskonale wiedziała co robić w przypadku utraty kontroli.
Nabrałam trochę sałatki, wzięłam do ust i połknęłam nie fatygując się nawet, by pogryźć. Czegoś mi brakowało. Mięsa. Podniosłam się z ociąganiem i otworzyłam jedną z szafek, pospiesznie przyglądając się jej zawartości. To, co zobaczyłam wcale mnie nie zaskoczyło. Na najwyższej półce widniały różne zioła, fiolki z naparami, jady węży i trucizny. Co jakiś czas ich ilość się zmniejszała. Przestało mnie to interesować. Przez całe moje dzieciństwo w zastępczym domu nauczyłam się nie zadawać pytań.
Zaczęłam przeglądać kolejne półki. Wreszcie szynka. Jakieś trzydzieści rodzajów szynek nawiasem mówiąc. Wyjęłam tą, która wyglądała na najsmaczniejszą, znalazłam w szafce mój ulubiony, srebrny nóż (powód oczywisty – Issa boi się srebra bardziej niż luster) i zaczęłam kroić kawałki grubości mojego kciuka każdy. Tak. Ostatnio jadłam zdecydowanie za dużo wędlin.
***
Po jedzeniu wyszłam na dwór. Natychmiast powitało mnie radosne skomlenie
mojego ukochanego psa. Zignorowałam to. Nie wiedzieć czemu, zaczęłam
postrzegać psy inaczej. Straciły w moich oczach na inteligencji i
zwinności. A może porównywałam je do siebie? Przecież to ja cieszyłam
się w klasie reputacją gimnastyczki-kujona. Nie wiem czemu. Mam
uczulenie na książki. Zrobiłam dwa szybkie kroki i stanęłam na rękach po
czym wylądowałam miękko. Uwielbiam robić rzeczy, na widok których
zwykli ludzie otwierają szeroko oczy ze zdumienia. Takie rzeczy były
częścią mnie. Mojej duszy. Nie ma drugiej takiej jak ja. Przynajmniej
wśród moich wcieleń.Kiedy zmieniam wcielenie przejmuję też jego nawyki i umiejętności. Zazwyczaj, gdy widzę kogoś nowego, kiedy tylko poznam jego imię od razu coś we mnie przeskakuje i z cichej robię się chociażby arogancka, lub z mądrali zabawna. Na początku, gdy ludzie o mnie rozmawiali, było to bardzo śmieszne, bo każdy widział mnie inną. Lub wiele różnych mnie. Do samej - prawdziwej mnie dodaje się czasem jakaś cecha osoby z którą bardzo często przebywam (dlatego wybieram sobie miłe towarzystwo). Od mojej najlepszej przyjaciółki Wiktorii otrzymałam właśnie inteligencję, za co z całego serca jej dziękuję. Trochę to dziwne, jak się przez całe życie leciało na trójach. A tu w liceum taki szok. Za to od mojej kochanej gospodyni mam bezinteresowność.
W sumie nie wiem czemu ci ludzie mnie adoptowali. Ledwo pamiętam ich twarze. Straszni pracoholicy, szkoda gadać. Może uznali, że nie mają ca co wyrzucać kasy i wezmą sobie do domu jakąś biedną sierotkę z wariatkowa, żeby mieć kogo rozpieszczać? Dziękuję za takie życie. Ale kto by mnie chciał? Jestem za stara na domową maskotkę jakichś celebrytów, którzy myślą, że zyskają rozgłos dając drugą szansę słynnej chorej psychicznie dziewczynce z gazet z „rozdwojeniem jaźni”, której imię zna każdy. Ale to było jeszcze w poprzednim domu. To znaczy pomiędzy jednym, a drugim - rozumiecie? Kiedy to trafiłam do jakiegoś ośrodka dla chorych psychicznie dzieci. Miałam tylko siedem lat. Zmieniłam imię i nazwisko. Tutaj mówią na mnie Sarah. Sarah Johnes. Prawdziwi rodzice zawsze mówili do mnie Karou.
Ale każdy wiedział jak wyglądam. Trudno było zamaskować moje różowe włosy. Kobieta, która mnie adoptowała rozpuściła więc plotkę, że regularnie farbuje mi je, bo zawsze chciałam mieć taki kolor. A potem zapłaciła świadkom za milczenie. I wreszcie zaczęli mówić, że dziecko-morderca miało naprawdę brązowe włosy.
I tak oto nikt nawet nie podejrzewa, że we mnie jest kilkadziesiąt różnych mnie. Bardzo trudno było mi to ukryć. W końcu zaczęłam wmawiać ludziom, że mam „zmienny charakter” i lubię naśladować innych, co naprawdę świetnie mi wychodzi.
Po moim policzku spłynęła słona łza na samo wspomnienie tamtego czasu. Wszystko widziałam. To były ulubione wspomnienia Issy. Nie pozwoli mi zapomnieć. Nigdy.
Spojrzałam w górę. Południe czasu słonecznego. Wielu przydatnych rzeczy nauczyli mnie moi prawdziwi rodzice. Byliśmy szczęśliwi. Ja byłam szczęśliwa. Jednak Issa miała inne plany.
Po moim policzku spłynęła łza.
- Wychodzę! - rzuciłam jakby od niechcenia i ruszyłam przed siebie.
C.D.N
Uwagi: brak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz