Kilka dni po moim "wypadku" obolała wstałam i otrzepałam się z kurzu,
moja prawa tylna łapa nadal była złamana, więc musiałam chodzić na
trzech łapach. Powolnym krokiem wyszłam z jaskini, na zewnątrz padał
deszcz, lecz nie miał on dla mnie żadnego znaczenia. Postanowiłam pójść
na spacer. Ostatnio w watasze czułam się co najmniej dziwnie, czułam
niewyobrażalny ból, lecz nie był on związany z moimi ranami. Wewnętrznie
czułam niewyobrażalną pustkę, nie czułam szczęścia, miłości czy innych
ciepłych uczyć był tylko ten... smutek. Od kilku dni nie wymieniłam z
żadnym wilkiem nawet słowa bo kto by chciał ze mną rozmawiać? Szłam
przed siebie aż doszłam do Wschodniego Klifu, stanęłam na samej krawędzi,
czując silny wiatr wiejący od morza, za to deszcz sprawiał wrażenie
jakby miał padać bez końca. Położyłam się na zimnych i mokrych skałach, a
moje łapy bezradnie zwisały z klifu. Czy ja w ogóle jestem komuś
potrzebna? Zadawałam sobie takie i inne pytania w duszy, jednak na żadne
nie znałam odpowiedzi. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć, gdy
dołączyłam do watahy moje życie zmieniło się na lepsze, jednak był to
tylko krótkotrwały efekt. Po chwili usłyszałam czyjeś kroki za sobą,
jednak nie obchodziły one mnie. Właściwie to wszystko przestało mieć dla
mnie znaczenie.
- Cześć, laleczko co tu robisz? - Usłyszałam za sobą głos.
Nie należał on do nikogo z watahy, niechętnie obróciłam łeb i ujrzałam
czarno-czerwonego skrzydlatego basiora. Nie interesowało mnie kim on
jest, ponownie obróciłam głowę kładąc ją na łapach.
- Kim jesteś? - zadał kolejne pytanie
Zignorowałam go, patrzyłam tylko w dół jak woda uderz o klif. Lekko
zdenerwowany basior zadawał następne pytania. W pewnym momencie wstałam i
bez słowa przeszłam koło basiora.
- Ej, ty, stój! - krzyknął basior, przewracając mnie na ziemię.
Po upadku na ostre skały część z moich ran ponownie się otworzyła. Nie
były to poważne obrażenia, więc wstałam i bez słowa ruszyłam dalej.
Basior zamilkł gdy zobaczył że mimo cieknącej krwi z moich ran jestem na
dal w stanie chodzić. To było dziwne, mimo upadku nie czułam żadnego
bólu, szłam dalej zamyślona. Po chwili bardzo blisko mnie uderzył piorun
i odrzucił mnie kilka metrów w bok. Upadłam po czym straciłam
przytomność. Obudziłam się jakiś czas później w nieznanej mi jaskini,
obok mnie leżał ten co najmniej dziwny basior. Chciałam krzyknąć na całe
gardło, jednak basior zamknął mi pysk swoimi dużymi łapami.
- Zamknij się! Jeśli cię znajdą będziemy mieli problemy - powiedział basior zdejmując swoje łapy z mojego pyska.
Po chwili zauważyłam że moje rany są opatrzone.
- Kim jesteś? I gdzie ja jestem? - Powiedziałam niemalże szeptem
- Shadow, w watasze Asai, a teraz siedź cicho, bo jak nas nakryją będziemy mieli kłopoty - odparł.
Jego słowa odbiły mi się echem. Przecież wataha Asai jest wrogiem Watahy Magicznych Wilków! Już chciałam zacząć krzyczeć na niego, jednak on
rozpoczął rozmowę pierwszy.
- Wybacz, ślicznotko że cię tu przyniosłem jednak musiałem opatrzyć twoje
rany, bo wykrwawiłabyś się na śmierć - powiedział uśmiechając się
złośliwie
Ślicznotko!? Jak on w ogóle ma czelność mówić tak na mnie?
- Możesz chodzić? - ponownie zaczął rozmowę
- Tak - powiedziałam, wstając
- Odprowadzę Cię do granicy, dalej będziesz musiała radzić sobie sama -
powiedział ponownie patrząc na mnie tymi swoimi obrzydliwymi ślepiami.
Nie odpowiedziałam tylko kiwnęłam głową na to, że zrozumiałam. Wyszliśmy z
jego jaskini i ujrzałam, że jego tereny watahy były całkowitym
przeciwieństwem naszych, ziemia była jałowa, a wszędzie nie było nic
oprócz porozrzucanych głazów. Szybkim ruchem Shadow pobiegł i schował
się za jakiś głaz, po chwili cicho gwizdną na znak, że mam do niego
dołączyć, tak też zrobiłam. Ledwo zdążyłam schować się z głaz, a obok nas
przeszła patrol, wzięłam głęboki wdech i wstrzymałam oddech. Gdy patrol
przeszedł, wypuściłam powietrze i wzięłam głęboki wdech. Dalsza część
drogi była spokojna gdyby nie fakt, że Shadow co chwilę prawił mi
komplementy, było to strasznie upierdliwa sytuacja. Gdy wreszcie
doszliśmy do granicy moich i jego terenów basior zadał mi dziwne pytanie:
- Nie wyglądasz na najszczęśliwszą kochaniutka, co powiesz na to by
dołączyć do naszej watahy? - powiedział, stając w miejscu, złośliwie się
uśmiechając
Gdy usłyszałam to pytanie myślałam, że się przesłyszałam, nie wahałam się ani chwili z odpowiedzią:
- Jaja sobie robisz? To jest oczywiste że odpowiedź brzmi: nie! Ciesz się
że Cię nie zabiłam, bo jesteś moim wrogiem i nic tego nie zmieni! -
powiedziałam z wściekłością w oczach
- Dobrze wiem, że tego nie zrobisz.
- Czemu niby!? - krzyknęłam, rzucając się na przeciwnika, jednocześnie powalając go na
ziemię. Wilk leżał bezradnie pod uściskiem moich silnych łap i tylko
głupio się uśmiechał, wtedy spojrzałam w jego oczy i ujrzałam w nich
identyczny ból i cierpienie co w moich. Moja cała złość wyparowała. Zeszłam z basiora i poszłam w kierunku mojej jaskini.
Nikt pewnie nawet nie zauważył, że mnie nie ma, myślałam w głębi
siebie, co dodatkowo mnie raniło. Jednak moje myślenie nie było słuszne,
nim zdążyłam dojść do jaskiń, podbiegła do mnie Ice.
- Gdzieś ty się szlajała? Wszyscy cię szukają - powiedziała zdenerwowana
- Wybacz - rzekłam, po czym Ice zaciągnęła mnie do swojej jaskini i obejrzała wszystkie moje rany.
- Coś ty z sobą zrobiła? - Spytała, patrząc na świeże rany.
- Spadłam kawałek z klifu - powiedziałam kłamiąc. Wiem było to złe, jednak nie mogłam powiedzieć jej prawdy.
- Ech, co my z tobą mamy! - powiedziała, wzdychając
Po niedługiej chwili wróciłam do swojej jaskini i położyłam się spać.
Ostanie o czym pomyślałam przed zaśnięciem było: Zobaczymy, co przyniesie
czas.
Uwagi: "W ogóle" piszemy przez "ó". "Krótkotrwały" piszemy razem. "Dół" piszemy przez "ó". Wataha Magicznych Wilków to nazwa! Przestań powtarzać w kółko "powiedział" i "powiedziała". Poćwicz nad przecinkami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz