Szłam sobie
przez las. Słyszałam ćwierkanie ptaków, szum drzew i pasające się
jelenie. Wszystko było ciche. Poczułam, że moje ciało wyrównywało się
razem z lasem. Nagle usłyszałam, jak jakiś wilk zaatakował innego.
Postanowiłam iść w stronę warczenia i zobaczyć co się dzieje. Ukryłam
się za drzewem i postanowiłam zobaczyć całą sytuacje. Widziałam dwa
wilki. Jeden był czarny z czerwonymi elementami, a drugi biały z
zielonymi paskami.
- Co oni tam robią... - mówiąc to zobaczyłam
jak czarno-czerwony wilk rzucił się na tego drugiego. Gdy to ujrzałam
poczułam strach. Schowałam się za drzewem i potem koło mnie prysnęła
krew. Natychmiast uciekłam. Znalazłam się w jakimś nieznajomym terenie.
Pierwszy raz widziałam to miejsce. Pierwszy raz czułam i słyszałam nowe
rzeczy. Zamiast szumu drzew słyszałam rzekę, zamiast jeleni słyszałam
daniele. Nie wiedziałam co robić. Usiadłam przy rzece i popatrzyłam na
swoje odbicie.
- Cześć Kirke... miło cię widzieć... - mówiłam do
swojego odbicia w tafli. Nie wiem czemu, ale bardzo chciałam, bym ja
sobie odpowiedziała.
- Pewnie się zastanawiasz czy to wszystko
ma sens... czy by najlepszym sposobem byłoby zniknąć z tego
świata... - ciągle mówiłam do siebie. Nie wiem czemu. Po prostu. Miałam
wrażenie, że ja siebie słucham. W sumie co się dziwić. Słucham się samej
siebie.
- Może... może faktycznie powinnam zniknąć... nikt nie
potrzebuje takiej jak ja prawda? - Cały czas. Każdego dnia. Każdej nocy. Chciałam sobie sama odpowiadać na swoje pytania.
- Wiem,
nie mam racji... ale czasami tak się czuje... nie znam rodziców... nie
znam siebie... nie wiem, kim jestem... - powiedziałam i zaczęłam puszczać
łzy. Czułam wtedy, że świat jest dla mnie okrutny. Po jakimś czasie
pozbierałam się i przeskoczyłam przez rzekę.
****
Nastała
noc. Gwiazdy zaczęły rzucać na mnie blask. A po jakimś czasie księżyc
wyłonił się z chmur i puścił światło w moją stronę.
- Cześć
księżyc... miło cię widzieć - powiedziałam, uśmiechając się. Może mnie
uznacie za wariatkę, ale uznawałam księżyc za mojego brata. Każdej nocy
był. Miałam z kim gadać.
- Nawet tutaj mnie znajdziesz,
co? - mówiłam idąc. Wiem dobrze, że księżyc jest wysoko i rzuca swój blask
wszędzie. Ale ja, tak czy siak miałam wrażenie, że świeci, by mi pomóc.
Zawsze tak uważałam. W końcu postanowiłam odpocząć, siadając pod
drzewem.
- Czemu ja... odpowie mi ktoś? - powiedziałam szeptem do
siebie. Jak każdy z nas miał marzenie. Ja miałam. Odnaleźć swoje
prawdziwe "ja". Dowiedzieć się kim jestem. Kim byli moi rodzice. Czy mnie
porzucili.
- Może mnie nie chcieli... - powiedziałam szeptem.
- Czemu
czas tak wolno leci... - Wiem, odeszłam z tematu. Czasem wolę nic nie
mówić. Ale w tym dniu musiałam. Byłam w nowym miejscu. Nowe otoczenie.
Musiałam się przyzwyczaić do tego miejsca. Ze stresu po prostu mówię do
siebie.
- Równowaga... dzień, noc... światło,
mrok... przeciwieństwa dzięki którym świat się nie rozpadł - mówiłam cały
czas do siebie szepcząc. Cały czas zmieniam temat. Wiem jestem czasami
chora, ale to daje mi siłę by iść dalej. Po tym całym rozmyślaniu
zasnęłam.
Uwagi: Nie "pasające się", a "pasące się"... a przynajmniej tak mi się zdaje. Może to też być część jakiejś gwary polskiej, ale akurat ja uznaję to za nieco dziwne, bo u mnie mówi się inaczej. Ostatecznie zostawię jak jest. Po trzykropku (...) stawiamy Spację. Poćwicz nad przecinkami.
Uwagi: Nie "pasające się", a "pasące się"... a przynajmniej tak mi się zdaje. Może to też być część jakiejś gwary polskiej, ale akurat ja uznaję to za nieco dziwne, bo u mnie mówi się inaczej. Ostatecznie zostawię jak jest. Po trzykropku (...) stawiamy Spację. Poćwicz nad przecinkami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz