Wiał delikatny wietrzyk. W koło rozbrzmiewał melodyjny śpiew ptaków,
które przysiadły na pobliskim drzewie. Byłam zła na samą siebie. Już od
kilku dni chodziłam głodna, a to wszystko przez moją niezdarność, bo gdy
natrafiła się okazja żeby zabić kulawą sarnę, potknęłam się o wystające
z ziemi korzenie. Sama nie wiem jak mogła mi wtedy uciec. Byłam zbyt
zmęczona żeby ją gonić, bo gdy już wstałam, ona zdążyła zniknąć z
resztą stada za drzewami. Jedyne co dobrego przydarzyło mi się tamtego
dnia to to, że udało mi się znaleźć strumyk. Gdy już się napiłam,
położyłam się na ziemi otoczona krzakami. Szkoda tylko, że było to
terytorium innych wilków. Niestety gdy wstałam, było już za późno na
ucieczkę, a obudziło mnie pobliskie wycie wilka. Nie wiedziałam, czy
jest on tylko jeden, czy jest ich może więcej. Nie wiedziałam co się
stanie. Gdy wędrowałam przez lasy, przeważnie omijałam terytoria innych
watah. Zawsze dobrze radziłam sobie sama. Można powiedzieć, że byłam
samowystarczalna. Niestety w krótkim czasie sytuacja się zmieniła. Byłam
wycieńczona, głodna i przede wszystkim zmęczona. Podświadomie
potrzebowałam watahy - jak każdy wilk. Mimo to jak zobaczyłam przed sobą
ślepia i sierść, pokazałam kły i rzuciłam się na przeciwnika - co mogło
jednak być moim największym błędem. W końcu skąd mogłam wiedzieć czy
nie jest on ode mnie silniejszy i czy przypadkiem nie przyszedł tu z
kimś jeszcze...
<chętny?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz