Jestem w nieznanym mi miejscu. Łące. Jest noc, rozglądam się dookoła
zaintrygowana. Wydaje się, że jest tutaj lato. W oddali widzę jedyne
drzewo, a pod nim jest coś czarnego. To coś wydaje dziwne jęki i
szelesty. Spojrzałam w górę. Była pełnia. Ogromny księżyc górował nad tą
dziwną łąką. Wielki księżyc miejscami przysłaniają bielsze od śniegu
chmury. Jęki nasilają się. Postanowiłam podejść do dziwnej rzeczy lub co
to tam było. Ruszyłam w kierunku drzewa powolnym krokiem. Przynajmniej
tak mi się zdawało. Pod drzewem znalazłam się szybciej niż można, by się
tego spodziewać. Spojrzałam w dół. To był worek. Kiedy dotknęłam go
dostałam gęsiej skórki. W środku coś było. Ciekawa szukałam otworu.
Nigdzie go nie było, dlatego w ruch poszły pazury i zęby. Ten worek był
niezniszczalny! Po 10 minutach pojawiła się dziura. Zajrzałam do środka.
Tam był wilk! Był szary, jedna jego tylna łapa była czarna, a przednie
miał czymś zawinięte. Patrzyłam na niego wystraszona (co jest dla mnie
bardzo dziwne). Coś nagle kazało mi spojrzeć na księżyc. Był na nim
księżyc, a na nim napis: On nie żyje. Ty jesteś następna.
- Nie! - krzyknęłam i się obudziłam.
Uff... To był tylko sen. Rozejrzałam się po jaskini. Była noc. Poczułam,
że nie zasnę, więc ruszyłam ku wyjściu. Może ta nocna wędrówka mnie
trochę wykończy. Kiedy wyszłam poczułam wyczuwalny chłód. Było na
minusie.
Przechadzałam się w okolicach jaskiń. Zaglądałam do środka i
przyglądałam się ich właścicielom. W jednej z jaskiń był znajomy mi
wilk. To ten wilk ze snu! Przyjrzałam mu się uważnie. On krwawił!
Weszłam śmiało do jaskini. Spojrzałam na niego i łapę, z której kapała
ciemna ciecz. Krew.
- Co ty tu robisz?! - usłyszałam.
O Jezu! On się obudził.
- Ty krwawisz. - zauważyłam
- No i co z tego?! - spytał zdenerwowany
- Nic. Wykrwawisz się na śmierć i tyle. Co tu wiele gadać. Siedź sobie sam i umieraj. - warknęłam
Skąd u mnie tyle współczucia?!
- Idź lepiej do lekarki. - poradziłam mu
Basior spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Jak masz na imię?
- Vanderus. - przedstawiłam się
- A ja to Yusuf. Jesteś z watahy? - zapytał ciekawy
- Tak. Ty też. - stwierdziłam
Pokiwał głową.
- Jesteś pielęgniarką? - zapytał
- Nie, nauczycielką.
- Czego? - spytał Yusuf
- Sztuk walki. - odpowiedziałam
- To skąd wiesz, że rana jest głęboka? - pytał dalej
- Powiedzmy, że czuje śmierć wokół ciebie, a rana może być jej powodem.
Ups! Wziął mnie pewnie za uciekinierkę z psychiatryka.
Yusuf nic nie powiedział, siedział i mierzył mnie wzrokiem. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć.
- Vanderus.... - zaczął
<Yusuf?>
Uwagi: "spojrzał na mnie ze zmarszczonymi oczami" jakie zmarszczone oczy...? Yusuf nazywa się Yusuf, a nie Yasuf.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz