"Nad moją głową unosił się rój czarnych jak noc motyli. Patrzyłam się na
nie jak zaczarowana i odprowadzałam wzrokiem w stronę lśniącego
księżyca. Poczułam jednak, że stoję w jakiejś... wodzie. Kiedy chciałam
zobaczyć co to, ujrzałam... krew. Jej źródłem była jaskinia moja i mojej
mamy. Nad nią krążyły drapieżne ptaki razem ze znanym mi feniksem nocy -
Urumi. Kiedy weszłam tam zobaczyłam zwłoki mojej mamy i stojącego nad
nią Debiru.
Czas się zatrzymał..."
- ...ium... Lithium, słyszysz mnie?
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Etera, który także był atakującym. Widocznie nie kontaktowałam przez jakiś czas.
- Tak? Przepraszam, zamyśliłam się. - odpowiedziałam.
- Coś ci to się często zdarza. Coś cię trapi?
- Ech... Długa historia.
Odwróciłam się i poszłam w kierunku swojej jaskini. Wspomnienia wracały
zawsze, kiedy nie trzeba. Pomyślałam, by jeszcze trochę połazić trochę
po terenach watahy. Byłam przy wodospadzie, przystałam na chwilę by
napić się wody. Chyba słońce i moje czarne futro nie było dobrym
połączeniem. Wracając do jaskini, po drodze spotykając drugiego
atakującego na polowaniach.
- Lithium, coś jest nie tak. Powiesz w końcu o co chodzi? - zapytał
- Możesz przestać!?
- Nie, nie mogę.
Westchnęłam cicho. Wiedziałam, że teraz będę musiała to wszystko z siebie wyrzucić.
- Ok... Jeśli chcesz wiedzieć, to powiem ci. Wszystko, ok? Ale może wejdźmy do jaskini. - zaproponowałam
- Dobrze.
Weszliśmy do mojej jaskini. Kiedy Eter się usadowił naprzeciw mnie, czułam się co najmniej...dziwnie. Ale cóż.
- Więc...
<Eter? Sorki, że to nie ma ładu ani składu ale...>
Uwagi: Po "..." używamy Spacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz