Uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Nie wiem, czy to było spowodowane faktem, że od razu poczułam do niej sympatię, czy tym, że byłam w podobnej sytuacji, gdyż straciłam na zawsze swojego malucha. Najwidoczniej mała nie ma mamy... Współczułam jej. Ewentualnie uciekła. Nie chcąc już ją o to wypytywać, ani dalej domyślać wszelkiego rodzaju inne wersje wydarzeń, żeby nie sprawiać małej bólu, odparłam:
- Możesz mieć, o ile ktoś będzie chętny do objęcia opieki nad szczeniakiem. Bo jak wiesz, nie wszyscy się na to decydują, gdyż to naprawdę olbrzymia odpowiedzialność. Czas pokaże.
- A co jeśli nie? Jak pani myśli, ktoś się znajdzie? - popatrzyła na mnie z nikłą nadzieją w oczach.
- Tylko bez "pani", dobrze? Nie lubię tego. Starczy proste "Kiiyuko". - uśmiechnęłam się przyjaźnie. - I wydaje mi się, że raczej ktoś powinien być. Najwyżej członkowie watahy zajmą się tobą po trochu każdy. Wiedz, że na pewno nigdy nie będziesz sama. Mówię tak, ponieważ odnoszę wrażenie, że przyszłaś do mnie po to, aby zapytać się o to, czy możesz dołączyć, nieprawdaż?
- Tak.
- W takim razie jesteś przyjęta. Nie możemy zostawiać szczeniaków samych na lodzie: dosłownie jak i przenośni, bo obecnie rzeczywiście jest bardzo zimno. - mówiąc to patrzyłam na krajobraz zimowy rozciągający się za wejściem do mojej jaskini, która mieściła się na małym wzgórzu. Mogłam patrzeć na wszystko, co się dzieje w najbliższej okolicy. Wszędzie leżały wielkie zaspy białego puchu, które wydawały się ani śnić o zniknięciu. Najwyraźniej jesteśmy zmuszeni poczekać na wyższe temperatury, które pojawią się dopiero z nadejściem wiosny.
- Naprawdę? - upewniała się waderka. Zwróciłam swój wzrok na jej lekko speszony wyraz pyszczka.
- Naprawdę. Nie ma powodu, bym sobie z ciebie żartowała. - powiedziałam całkowicie poważnie. Wadera cicho pisnęła ze szczęścia.
<Leyanira? Brak weny. Ale przynajmniej w końcu się doczekałaś.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz