Siedziałam po turecku, słuchając jego opowieści. Milcząca wpatrywałam
się w ogień, rozcierając zimnymi dłońmi ręce, w celu ogrzania się.
Deszcz i chłodny wiatr utrudniał mi dodatkowo to zadanie. Gdy basior
skończył, nasze spojrzenia znów się na krótko skrzyżowały.
- Współczuję Ci z powodu utraty watahy... Wiem, jak to jest, kiedy tracisz kogoś, kogo kochasz. - spuściłam głowę.
- Desari... Mogłabyś mi powiedzieć, kim był ten człowiek, z którym
rozmawiałaś? - spytał, podczas gdy ja przeczuwałam najgorsze, że mógł
słyszeć naszą rozmowę, mógł mnie znienawidzić za to, że utajniłam tak
ważne informacje o sobie.
- Ja... Nie mogę Ci powiedzieć. - zacisnęłam pięści, zdenerwowana.
- Czy Ty Nas słyszałeś? - dodałam szybko.
- Nie. - mruknął cicho. Poczułam się trochę głupio, że myślał, że mu nie
ufam. Zaufałam mu już dawno, ale to było dla mnie za trudne. Nastała
cisza przerywana grzmotami i mocnymi podmuchami wiatru. Zmarznięta
mimowolnie usiadłam bliżej ognia i tym samym bliżej Percy'ego. Krople
wody w coraz większych ilościach dostawały się do jaskini, a ognisko
zaczęło gasnąć. Raczej nikt z nas nie chciał wychodzić na zewnątrz w
taką pogodę, a mokre już drewno nie zapłonęłoby tak szybko, więc
postanowiłam przetestować nowe zdolności. Wyprostowaną dłoń skierowałam w
stronę słabych płomieni i wymówiłam pod nosem swoją starą mantrę,
której już od dawna nie używałam. Ogień wzrósł znacznie, przypalając mi
końcówki włosów, po czym zgasł pozostawiając po sobie tylko dym i moc,
która odepchnęła nas delikatnie do tyłu. Przestraszona osunęłam się na
ścianę jamy. Samiec patrzył na mnie zaskoczony. Zerknęłam na niego
całkowicie czerwonymi, załzawionymi oczami i wybiegłam.
- Te ataki zdarzają się coraz częściej, jestem coraz silniejsza... Mój
Ojciec z każdym dniem jest bliżej, muszę odejść. - Biegłam w kierunku
swojej groty, nie wiedziałam, czy Percy ruszył za mną. Przemoczona do
suchej nitki przesunęłam głaz prowadzący do środka i złapałam szybko
torbę oraz kilka przypadkowych książek, jakie wpadły mi w ręce. Z jaskini
wyszłam równie prędko, jak weszłam. Na pożegnanie musnęłam palcami
jedną z jej ścian i zniknęłam. Pojawiłam się dopiero przed granicą
naszego stada. Tam zatrzymałam się, żeby przygotować się mentalnie do
dalszej drogi i powstrzymać łzy oraz kłótnię, która kłębiła się w mojej
głowie.
<Percy? Nie daj jej odejść, trzeba ciągnąć tasiemca. :I>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz