Tamtej nocy przeczuwałem, że... coś się stanie. Coś złego. Wyszedłem z mojej jaskini spacerując na około Czarnobylskiego zakładu. Ku mojemu zdziwieniu, dołączył się do mnie Sun - mój dwuletni brat. Mało wiedział o życiu, w końcu nie dawno stał się dorosłym basiorem. Po drodze jakoś na specjalnie nie gadaliśmy. Jako iż jesteśmy rodzeństwem, nienawidzimy siebie nawzajem, ale jak każdy troszczymy się o siebie.
- Znalazłeś sobie już kogoś? - spytał nieśmiało.
- Aż tak intryguje cię moje życie osobiste? - spojrzałem na niego.
- Gdybyś kogoś miał, od razu byś powiedział... A może jesteś homo? - zaczął chichotać wrednie.
Podniosłem łapę i uderzyłem go w głowę.
- Uspokój się zboczeńcu. Niby jesteś dorosły, ale rozumu zero w tej głowie.
- Dobra, weź...
Kazałem bratu wracać do domu. Ciągle mówił jakie to on ''laski'' widział. Stawało się to już nudne. Nie interesuje się zazwyczaj waderami. Jakoś... nie chcę mieć na razie partnerki. Jako maluch nie miałam zbyt wielu przyjaciół i niech tak zostanie.
****
Od dawna kusiło mnie do zobaczenia co jest w środku reaktora. Padło na reaktor 4. Wtedy nie wiedziałem, że zrobiłem źle. Polazłem do niego jak ostatni debil.
Cóż... w środku nic ciekawego. Godzina 1:23 w nocy, przynajmniej tak podawał zegar na wielkiej wieży. Wtedy to się zaczęło... Nagle rozległ się wielki wybuch, po chwili pojawił się ogromny ogień. Instynkt podpowiedział mi ucieczkę. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Przedzierałem się przez płomienie, a na około mnie krzyki, panika. Gdy wydostałem się z piekła, od razu pobiegłem do jaskiń wilków.
****
Nic nie musiałem robić, pożar widać było doskonale, więc już prawie wszyscy się ewakuowali. Sprawdzałem jako ostatnie jaskinie, gdy obok mnie stanęła Kayah - moja matka.
- Sun zniknął. - wyszeptała ze łzami w oczach.
- Jak to? Kazałem mu wracać. - zdziwiłem się.
- Jak mu kazałeś, skoro go tu nie ma! - krzyknęła.
Odwróciłem się spoglądając to na moją matkę, to na elektrownię. Od razu ruszyłem w poszukiwaniach.
- Percy! - usłyszałem za sobą, lecz nie zatrzymałem się.
****
- Sun! - krzyknąłem widząc basiora.
Podszedł do mnie, a ja dałem mu wyraźny znak do ucieczki. Po chwili oboje biegliśmy równo. On jednak mnie wyprzedził.
- Wymiękasz? - zawołał.
- Nie... Ratuj się. - zacząłem zwalniać i krztusić się.
''Chyba za dużo nawdychałem się tego świństwa'' - powtarzałem sobie w myślach. Nogi się pode mną ugięły - upadłem ciężko na trawę zamykając oczy ze zmęczenia.
- Piękne niebo, do zobaczenia na drugim świecie... - szeptałem, a z sekundy na sekundę serce pracowało wolniej, aż w końcu staje w miejscu. Umieram.
****
Nie wiadomo z jakich przyczyn, otworzyłem oczy. Rozejrzałem się przerażony dokoła. Obok mnie jakiś nieznany mi wilk, pewnie medyk. Wnioskowałem to po jego masce na pysku.
- Przebudził się. - szepnęła wadera czuwająca nade mną. - Leż spokojnie...
Basior podszedł do mnie bliżej i zbadał.
- Nie ma wątpliwości - hibernacja. - mruknął. - Jak ci na imię?
- Percy. - odparłem, chociaż przeszłość widziałem jak przez mgłę. - Dlaczego zmartwychwstałem?
****
Kilka tygodni potem, pozwolili mi wyjść z kliniki. Dowiedziałem się, że... już nie jestem zwykłym wilkiem. Uzyskałem jakieś nadprzyrodzone moce, nad którymi nie do końca panuje... Zmienił mi się też wygląd. Jestem dziwniejszy, uzyskałem nowy pseudonim - Jared. Postanowiłem zabrać się za szukanie jakiegoś wilka, który też ma takie moce. Maszerując przez łąkę, napotkałem waderę bawiącą się jakąś kulą, która unosiła się na jej łapami. Siedziała samotnie na skale. Patrzyła się w dal zmęczonym i znudzonym wzrokiem.
- Em... - podszedłem bliżej. - Przepraszam, jesteś może zwierzęciem z magicznymi mocami? - zapytałem nieśmiało.
Pytanie było dziwne... Bardzo. Pierwszy raz spotykam się z taką sytuacją, ona pewnie też.
<Jakaś chętna wadera>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz