Styczeń 2022
- Znasz tego pana? - wskazałam łbem na rudego, zwracając się do Magnusa, który podejrzliwie mu się przyglądał. Basior poczekał chwilę z odpowiedzeniem mi na pytanie.
- Nie. - mruknął krótko.
- Widzisz? Nie znamy cię! Czas to zmienić! Wystarczy podać swoje imię i powód twojej obecności tutaj. To takie łatwe! - uniosłam głowę i uśmiechnęłam się zachęcająco. Poczułam, że chyba zbyt szybko zmieniłam nastawienie do tajemniczego wilka, siedzącego niedaleko mnie. Nie powinnam mu ufać, a jednak cały czas byłam w przekonaniu, że postępuje słusznie.
- Jaaa... Jestem Wheatley - basior uśmiechnął się, a ja westchnęłam cicho. - Ale więcej ci do życia nie będzie potrzebne.
Coś mu nie wierzyłam, ale zaprzestałam dalszym prośbom ujawnienia tożsamości. Wiedziałam, że nie powie mi prawdy.
- Więc Wheatley, czy jakkolwiek się tam nie zwiesz naprawdę... Miło mi cię poznać! - starałam się uśmiechnąć szczerze, lecz nie wyszło mi to zbytnio.
- Chciałbym powiedzieć, że mi też, ale zważywszy na okoliczności, skłamałbym. - rzekł kąśliwie, posyłając mi iście kpiący uśmiech, na widok którego skręciło mnie w środku.
- Ja przynajmniej staram się być miła. - podniosłam się z ziemi i usiadłam na przeciwko basiora. Wlepiłam w niego swoje podejrzliwe spojrzenie. - Mamy przez ciebie niezłe kłopoty teraz... - mruknęłam, mrużąc oczy. - Trzeba będzie szukać dobrej wymówki.
- No to po jakiego za mną szłaś? Gdyby nie twoja inicjatywa, każdy z nas byłby teraz duuużo weselszy! - prychnął, przewracając swoimi oczami.
- Walnęłam się zbyt mocno w głowę, gdy rozwścieczony przez ciebie gryf nas zaatakował. Magnus przez to został Skandywiankiem, a ja ruszyłam za tobą podziękować za ratunek i sprawdzić, czy nie potrzebujesz pomocy! - syknęłam nieprzyjemnie. Spojrzał na mnie jak na jakąś wariatkę, a ja starałam się jakoś wytłumaczyć. - Nie patrz się tak na mnie, już wszystko w porządku i wróciłam do nieempatycznej wersji siebie…
- Czyli już nie chcesz mi podziękować? - westchnął teatralnie, co zdenerwowało mnie trochę. - Cóż. To teraz dasz mi spokój?
- Przecież zanudzę się na śmierć, gdy dam ci teraz spokój... - przyglądałam się ulewie, mającej miejsce poza jaskinią. - A jak przeżyję, to nas zabiją.
- No właśnie, nas. Uch… - Magnus oparł łeb o ścianę. Cały czas zapominałam o jego obecności, skupiając swoją uwagę na nieproszonym gościu.
- A czemu miałabyś nie przeżyć? - wypalił Wheatley, jakby w ogóle nie domyślał się o co chodzi. Uniosłam tylko brew.
- Jestem osobą ruchliwą, a w miejscu nie usiedzę zbyt długo. - stęknęłam. - Po co ty tu w ogóle przybyłeś? Nie słyszałeś o strasznej pogodzie? Burzy?
- A co cię to obchodzi? - zdziwił się po raz kolejny. Zaczęłam zauważać jego nieporadność w zapamiętywaniu istotnych informacji. Jakby nie patrzeć, mógłby znać już moje imię, gdyby je oczywiście zapamiętał. Magnus przecież, wykrzyknął je głośno, podczas pogoni za nim. - Jestem szpiegiem, nie będę przecież zdradzać ci swoich motywów! - dodał jeszcze, wręcz zbyt pewnie. Parsknęłam, kręcąc łbem.
- W takim razie marny z ciebie szpieg. - przyznałam. Wheatley zaśmiał się, poczułam, że to właśnie ze mnie. - Co cię bawi?
- Nic takiego - wzruszył ramionami z powagą.
- Zaśmiałeś się przecież! - warknęłam groźnie, pokazując swoje uzębienie.
- Nie jestem szpiegiem. - Patrzę na niego z wymalowanym zirytowaniem na pysku. Ten posłał mi jedynie promienny uśmiech, którego powoli miałam dość. Też mi coś! Chyba nie sądził, że jego lśniące kły powstrzymają mnie. Starałam się pozbierać swoje myśli i skupić się, aby nie poznać po sobie, że nadal mu się przyglądałam. Przewróciłam oczyma i prychnęłam pod nosem. Kątem oka spojrzałam na usypiającego powoli Magnusa. Wheatley przesunął się w kąt jaskini i w zamyśleniu patrzył na deszcz. Był tak tajemniczy w swojej aurze idiotyzmu, że aż szkoda było patrzeć. Choć uspokoił się, to i tak biło od niego nieznacznym ciepłem. Więc, gdy odsunął się dalej, zrobiło mi się chłodniej.
- Więc kim jesteś? - zapytałam, licząc na satysfakcjonującą odpowiedź.
- Jestem Wheatley. Nie zamierzasz odpuścić, co? - uniósł swój łeb i z błagalnym spojrzeniem, wpatrywał się w moje oczy.
- Nie zamierzam. Jak nie szpieg, to kto? - Dopytałam po raz kolejny. Grałam twardą zawodniczkę, choć czułam, że wszystko zmierza w złą stronę.
- Nerd. - powiedział tajemniczo, a ja otworzyłam szerzej oczy. Wcześniej nie zetknęłam się z tym słowem, co ujawniło moje nagłe zainteresowanie i ekscytacja.
- Kto to? - postawiłam uszy ku górze i zaciekawiona zbliżyłam się do Wheatleya. Znów poczułam przyjemne ciepło, a po moim karku przeszedł dreszcz. Wlepiłam w niego spojrzenie mówiące wiele.
- Czarodziej, którego specjalnością jest badanie podstawowych potrzeb danego gatunku. Później wykorzystujemy tę wiedzę do samokształcenia, co pozwala nam... Manipulować innymi nerdami! - mówił pewny siebie, a ja słuchałam go jakby zaczarowana. Poznanie definicji nowego słowa, czy jak w tym przypadku - zapewne ważnej pozycji w hierarchii, było przydatne. Przeczuwałam, że może miało to związek z pochodzeniem obu basiorów. Możliwe, że „Nerd” to znana profesja na Północy, z której oni pochodzą.
- Trudno się nauczyć tych rzeczy? - Zasłuchana w jego słowa, rozmyślałam nad zostaniem takim Nerdem. Z pewnością dałabym radę, a przynajmniej tak sądzę.
- Och, i to jak! - Wheatley dumnie uniósł głowę i byłam niemalże pewna, że oczekuje jakiegoś rodzaju podziwu z mojej strony.
- Skończ. Proszę. - Magnus pokręcił głową z niedowierzaniem. Spojrzałam na niego z wymalowanym na twarzy zakłopotaniem.
- Ty też jesteś Nerdem? - zmarszczyłam brwi niepewnie. Jeśli tak, to może i ja zdołałabym stać się czarodziejem…
- To wszystko to przecież bzdury! - poderwał się z ziemi i warknął na rudego rozwścieczony.
- Psujesz mi zabawę… - z pyska Wheatleya zniknął dumny uśmiech. Zmarszczył brwi i zgromił Magnusa spojrzeniem.
- Daj już sobie spokój! - warczał, wskazując łbem na mnie. Poczułam ukłucie gdzieś w środku i spochmurniałam.
- O co chodzi? - zapytałam, kompletnie zbita z tropu. Kamiennym wzrokiem spoglądałam na basiorów, oczekując wyjaśnień. To wszystko przestało być już śmieszne. Magnus patrzył z wyrzutem na rudego, który spuścił łeb, jakby zawstydzony.
- O nic, co powinno cię teraz interesować. - odpowiedział mi grafitowy basior trochę niegrzecznie i najzwyczajniej w świecie odwrócił się do nas plecami. O dziwo już nie wyglądał, jakby się obawiał, przeciwnie, kipiał złością i niedowierzaniem. Wheatley chyba chciał coś powiedzieć, nawet otworzył pysk, ale ostatecznie tylko wlepił wzrok w podłogę.
- To chyba jakieś żarty! - uniosłam głos, wyraźnie zdenerwowana. - Czy jestem tu jedyną osobą, która nic, ale to nic nie wie? Po prostu czuję, że coś przede mną ukrywacie... - Przeniosłam wzrok na rudego i warknęłam groźnie, choć głos załamał mi się. - Nie rób sobie ze mnie jaj. Jeśli czerpiesz satysfakcję z nabijania się ze mnie, to po prostu odejdź. Chciałam okazać dobrą wolę i wcale nie miałam co do ciebie złych zamiarów. - mówiłam przez zaciśnięte zęby, a ciało drżało z emocji. Rudy był zaskoczony tak nagłym wybuchem. Magnus był o coś tak wściekły, że nie miał zamiaru się w tamtym momencie odezwać.
- Przepraszam, droga pani Kas - rudawy basior wyglądał na skruszonego. - To był tylko głupi żart.
- Cess. - mruknęłam cicho. - Ceres oraz Kas to moje ksywki, rzadko używane, ale jednak gdzieś się w życiu pojawiły. Tak naprawdę jestem Cess. - spuściłam wzrok. Nie lubiłam gdy ktoś ze mnie żartuje, lecz nie chciałam by emocje wzięły górę po raz kolejny. Starałam opanować sytuację i uspokoić samą siebie. Wzięłam kilka głębokich wdechów i spojrzałam na Wheatleya. - Przepraszam, zachowałam się głupio, znowu… - kompletnie nie rozumiałam co się ze mną dzieje. Nie było to kompletnie w moim stylu. Jestem twardą i wredną waderą, a nie miękkim kawałkiem futra z ogonem, jak w tamtym momencie. Tym razem Wheatley uśmiechnął się do mnie serdecznie.
- To ja jestem głupi, ty jesteś mądra inaczej.
- To przypadkiem nie znaczy to samo? - uniosłam brew i cicho się zaśmiałam. Ten tylko wzruszył ramionami.
- Ty na pewno nie jesteś głupia, a ja na pewno nie jestem mądry. Więc to nie może być to samo, bo mądry inaczej chyba nie znaczy głupi, a głupi znaczy... nie znaczy... mądry? - zastanawiał się nad sensem swoich słów, bądź jego brakiem. Chyba doszedł do wniosku, że jednak brakiem, bo kręcił łbem. Parsknęłam głośno, widząc jego zmieszanie.
- Ja raczej nie należę do tych mądrych osób. Nie wiem co to Nerd. - skrzywiłam się lekko. - Co to naprawdę znaczy?
- Ktoś, kto pasjonuje się naukami ścisłymi, ale przepłaca to brakami w kontaktach towarzyskich. Czy coś w tym stylu. - po chwili zastanowienia odpowiedział. Uśmiechnęłam się niepewnie. Nadal nie wiedziałam o co mu chodzi. Nauki ścisłe? Przecież nie brzmiało to nawet na prawdziwe zestawienie słów.
- Taaa, załóżmy, że rozumiem.
- Heh - zniżył się do mojego poziomu, ale zachował pewną odległość między nami, jakby nadal obawiał się mojej porywczości. - Tutaj jest ta wasza wataha, nie?
- Tak, jest. - zerknęłam na Magnusa, który był nadal odwrócony do nas tyłem. Po chwili spojrzałam z powrotem na basiora. - Powinnam ci zdradzić jakieś szczegóły czy może jednak nie? - zaśmiałam się
- Być może - odpowiada trochę dziwnym, tajemniczym tonem. Może szpiegiem nie jest, ale jednak warto zachować ostrożność.
- Jak wiesz, od dłuższego czasu panują u nas złe warunki pogodowe. - westchnęłam - Prawdopodobnie będziemy zmuszeni opuścić te tereny, ale jeszcze nic nie wiadomo.
- Funkcjonuje u was coś w rodzaju naboru czy jesteście watahą... hm, rodzinną? - po tym pytaniu, zakłopotałam się lekko, nie wiedząc co dokładnie mam mu powiedzieć.
- Przyjmowane są wilki rożnego rodzaju, ale tworzymy jedną rodzinę, tak sądzę. - Mój wzrok utkwił na moich łapach, którym z oporem się przyglądałam, byle nie spojrzeć znów na rudego basiora. - Jesteś z Północy tak? - spytałam, nadal nie podnosząc łba.
- No chyba. - chyba nie do końca zrozumiał o co mi chodzi. Ja sama często nie rozumiem.
- Skoro tam jest zimno - a przynajmniej Magnus mi tak opowiadał, to czy to nie kłóci się z twoją mocą?
- Nie, dlaczego? Śmiem sądzić, że tam to nawet bardziej pożądana zdolność.
- Bije od ciebie takim ciepłem, że lodowce mógłby by się roztopić. - przyznałam cicho, podnosząc powoli wzrok. Nie nawiązywałam jednak kontaktu wzrokowego.
- Aż tak daleko ta północ nie jest.
- Nie macie lodowców? - zdziwiłam się, lekko zawiedziona - A chociaż lód czy śnieg?
- Lodowce są jeszcze dalej. Czasami pada śnieg. - mówił o tym z lekką nostalgią. Nie potrafiłam sobie wyobrazić jak daleko. Dla mnie dużym dystansem były ścieżki w górach, a co dopiero jakbym miała przybyć z Północy. Uśmiechnęłam się nieznacznie.
- Nadal uważam, że byłbyś w stanie je roztopić, nawet bez większego wysiłku.
- Raczej szybko bym się zmęczył
- Czemu? Męczysz się teraz? - przechyliłam łeb na prawo - Przecież cały czas od ciebie bije ciepłem.
- To niezależne ode mnie. Żeby roztopić lodowiec musiałbym się nieźle namęczyć - tłumaczył mi cierpliwie, ukradkiem przyglądając się mojemu długiemu ogonowi. Nie przeszkadzało mi to o dziwo.
- Dlaczego nie zostałeś tam na Północy? Przecież nie było ci tam zimno, prawda? - zaśmiałam się
- No mówię, że tu pracowałem - wyszczerzył się do mnie.
- Pracowałeś? - spojrzałam na kolegę w kącie jaskini. Jego sierść była najeżona, a on pomrukiwał co jakiś czas, jakby denerwowała go nasza rozmowa. - Też w tym mieście, gdzie te kreatury bez sierści, tak jak Magnus?
- Ano - teraz Wheatley odpowiedział już ostrożniej, niż wcześniej.
- Ja myślałam, że szczury na dwóch łapach nie przepadają za wilkami. - zamyśliłam się przez chwilę. Wyobraziłam sobie jak wygląda takie życie w mieście.
- Tak jak wilki nie lubią szczurów. Nigdy nie słyszałaś o wilkołakach? - spytał, a ja pokręciłam lekko głową. Wheatley był ciut zaskoczony. Coś zaczął mówić, ale nagle się zatrzymał. Wyszedł z tego dziwny bełkot.
- Powtórzysz? Kim jest wilkołak? - w myślach skupiłam się na dość śmiesznych brzmieniu tego słowa. W głowie świtało mi, że kiedyś obił mi się o uszy ten wyraz. Kojarzyłam go, naprawdę. Nawet może kiedyś znałam jego znaczenie, lecz teraz nic nie przychodziło mi do łba.
- Wilkołak, to człowiek, ze zdolnością zmiany w wilka. Ludźmi nazywamy szczury z miasta. - wyjaśnił pokrótce, a ja zdziwiona otworzyłam szeroko oczy.
- To tak się w ogóle da? Jak?
- Kwestia genów...? - odpowiedział lekko piskliwym głosem.
- Geny są strasznie zdradliwe i dziwne... - burknęłam - A kreatury bez sierści jeszcze dziwniejsze. - zmierzyłam go wzrokiem. - W formie wilka wyglądasz bardzo dobrze, po co to zmieniać?
- Ludzie żyją dłużej - kilka razy pacnął łapą w skałę, prawdopodobnie bez powodu.
- No niby tak, ale po co się męczyć... - westchnęłam przyglądając się Wheatleyowi. - Skąd miałeś pewność, że jesteś ode mnie starszy? - zmieniłam temat.
- A nie widać? - parsknął.
- Nie powiedziałabym…
- Ludzie starzeją się wolniej. Powiedz, ile dałabyś mi lat? - kładzie łeb na ziemi, patrzył na mnie wyczekująco z dołu.
- Hmm… Pięć maksymalnie? - przyjrzałam mu się z przymrużonymi oczami.
- Trzydzieści parę! - wyszczerzył się.
- Jak? Powinieneś już nie żyć! - aż poderwałam się do góry, zaskoczona.
- A zgadnij ile bym dożył, gdybym był zwykłym człowiekiem? - spoglądał na mnie z triumfalnym uśmiechem.
- Czekaj nie rozumiem - jęknęłam cicho, kręcąc się w miejscu - Wytłumacz mi to wolniej…
- Ludzie żyją dużo dłużej. Wilkołaki to ludzie z wilczą formą. Nie wszyscy umiemy czarować. - mówił powoli, powstrzymując śmiech.
- No ale jak dłużej no... Czyli jak jesteś wilkiem to dożywasz nie wiem, dwustu lat? - nadal zmieszana przez napływ zbyt wielu informacji, starałam się cokolwiek zrozumieć.
- Jako wilk starzeję się tak jak ty - dalej cierpliwie tłumaczył, a przynajmniej starał się mi wytłumaczyć mechanizm starzenia się jako człowiek.
- To masz te trzydzieści-coś lat, czy nie?
- Tak. Gdybym żył jako wilk od urodzenia, już by mnie tu nie było.
- To jak to działa? Żyjesz jak wilk przez kilka lat, a jak człowiek to masz więcej, a gdy wracasz mniej? - gubiłam się we własnych słowach.
- Cały czas mam tyle samo, tylko różnie się starzeję - był bardzo rozbawiony, a ja speszona. Zrobiłam grymas na pysku.
- To nie na moją głowę... - także położyłam się, oczywiście niedaleko „źródła ciepła”. - Wolę być wilkiem i ogólnie wolę wilki... - westchnęłam ciężko, a on wybuchł śmiechem. Zawstydziłam się lekko i odwróciłam głowę w stronę obrażonego nadal Magnusa. - Co ci jest? - basior mruknął coś niewyraźnie. Dalej był zły. Wheatley pozostawił to bez komentarza, a uśmiech od razu zszedł z jego pyska.
- Coś między wami kiedyś zaszło czy jak? - zirytowana machnęłam głową - Fuczycie i burczycie na siebie prawie cały czas.
- Może ujmę to tak. - zaczął zakłopotany rudzielec. - Nie powinnaś mnie poznać, a... z Magnusem chciałem porozmawiać w nieco innych okolicznościach. - powiedział cicho. - Jakby nie patrzeć, gdyby nie ja i to ptactwo, do niczego by nie doszło. Przepraszam - podniósł wzrok na drugiego basiora.
- Gdybym nie była tak uparta, to nie poszłabym za tobą. Nawet nie zauważyłam cię podczas walki z gryfem. - przyznałam przekręcając głowę. Spojrzałam na Magnusa, który odwrócił się w końcu, gubił jednak wzrok. Na sekundę zatrzymał go na mnie, potem przerzucił na basiora. - Chyba masz mi dużo do powiedzenia, co?
- No tak wyszło - rudy zaśmiał się nerwowo.
- Dobrze cię znowu widzieć, Einar.
- Czyli nie Wheatley? - spojrzałam się na niego z wybałuszonymi oczami. Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji. Jednakże wiedziałam, że basior nie podał swojego prawdziwego imienia.
- Szczerze mówiąc, Wheatley to postać z gry. - parsknął, a Magnus się załamał.
- Och, jakiej gry? - jakoś znów zaczęłam się gubić.
- Może kiedy indziej - odpowiedział rudy dość wymijająco.
- Jeśli chcecie, to ja mogę wyjść i dać wam chwilę, lub więcej. - wstałam z ziemi i otrzepałam się z kurzu. Już zamierzałam udać się w stronę wyjścia z jaskini. Padający deszcz w ogóle by mi nie przeszkadzał.
- Nie ma potrzeby. Jeszcze będziemy mieć sporo okazji do rozmowy. - Einar był bardzo pewny tego co mówił, a Magnus wyglądał na trochę zaskoczonego.
- Jak uważasz, choć lepiej byłoby załatwić to teraz... - mruknęłam, będąc już mniej pogodna. Dziś humor zmieniał mi się w błyskawicznym tempie, co dało się zauważyć. - Wracając, nie żałuje jednak, że się spotkaliśmy, jeśli mogę wyrazić swoje zdanie. - uśmiechnęłam się lekko.
- Fakt, miło było poznać uroczą waderę o tak niesamowitym wyglądzie. Ale życie wilka jakoś mnie nie pociąga, przynajmniej teraz. - rzekł rudy, znowu ziewając. Szary basior zaczął się do nas przysuwać.
- Dlaczego? - zmarszczyłam brwi. Choć nie umknął mojej uwadze mały komplement z jego strony, nie chciałam dać po sobie znać, że trochę mnie zawstydził. Miałam być twarda i nieugięta.
- Nie lubię surowego mięsa. - padła odpowiedź, na którą się zaśmiałam cicho.
- To jedyny powód? - spojrzałam rozbawiona na niego.
- Nie wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
- Życie wilka jest super! Choć innego nie miałam, prawdę mówiąc... - skrzywiłam się.
- Hah, może warto spróbować? - uniósł prowokująco brew.
- Ja nie wilkołak, proszę pana! - zaśmiałam się po raz kolejny. - Nie mam tego raczej w genach.
- Magiczne wilki się czasem zmieniają, hybrydy pewnie też. - ciągnął dalej, jakby chciał mnie do czegoś zachęcić. Na słowo hybryda, jednak wzdrygnęłam się lekko. Te określenie nie podobało mi się zbytnio.
- Raczej nie ja... Nikt z rodziny nie umiał, wiec ja tez raczej nie. - po tych słowach ugryzłam się w język, aby przypadkiem nie powiedzieć zbyt dużo. O sobie, rogach, rodzicach, a także miejscowej legendzie i naszej historii. Einar wzruszył ramionami. Magnus słuchał nas z takim zainteresowaniem, że zapomniał języka w gębie. I chyba dalej był trochę zły.
Mnie zastanawiało tylko jedno - czy będą wyciągnięte jakieś konsekwencje. W końcu oddaliliśmy się od grupy bez uprzedzenia, a co gorsza pozwolenia. To wszystko była moja wina. Byłam gotowa wziąć na siebie całą winę. Najpierw jednak musiała minąć ulewa…
Uwagi: Nadal zdarza ci się mylić czas. Kilka literówek i przecinków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz