Początek marca 2019r.
Zatrzymałem się dopiero przed samą jaskinią Wielkiego Mistrza. Z moich płuc wydobywał się urywany oddech, ale nie przejmowałem się tym. Zwróciłem szybko pysk, w stronę nadbiegającej Edel, próbując zdecydować, czy powinienem na nią zaczekać. Samica była daleko, a my mogliśmy być już teraz spóźnieni…
Nie. Nie myśl o tym – nakazałem sobie w myślach, próbując uspokoić oddech.
Już miałem podchodzić do środka, gdy usłyszałem ciężkie dyszenie. Odwróciłem się i zobaczyłem zmachaną Edel, która mierzyła mnie zaniepokojonym spojrzeniem.
- As… Co… ty…? – dyszała samica. Przerwałem jej tą i tak już mało składną wypowiedź:
- Był u nas taki basior, gdy byłem jeszcze mały. Też się nie odznaczał się takimi umiejętnościami magicznymi, co my. Władał ziemią – zacząłem szybko wyjaśniać. Edel słysząc ostatnie zdanie, otworzyła pysk, by coś powiedzieć, ale nie pozwoliłem jej na to – Gdy Zakon się dowiedział, on zniknął. Ślad po nim zaginął. Ja…
Poczułem, jak i tak buzujące emocje odbierają mi zdolność mowy. Mój głos się złamał, a w oczach stanęły łzy. Spojrzałem na swoje ubłocone łapy.
Dopiero po chwili zdołałem zmusić się do kontynuowania myśli.
- Nigdy nie wybaczę sobie, jeśli nie przyszliśmy na czas – wyszeptałem, podnosząc niepewnie wzrok na przyjaciółkę.
Edel pokiwała współczująco głową i położyła swoją łapę na mojej. Był to całkiem miły i pokrzepiający gest, który dodał mi odwagi. Uśmiechnąłem się smutno i uwolniwszy łapę, wskazałem na wejście do groty, z której wydobywało się światło świec.
- Chodźmy.
Zbliżałem się powoli do jaskini, a moje serce biło jak szalone. Zapewne byłbym przerażony, gdyby nie obecność młodszej koleżanki i przejmujące zmartwienie o Torance. Ruda samica znaczyła dla mnie znacznie więcej, niż mógłbym to kiedykolwiek podejrzewać.
- Dobry wieczór? – zawołałem nieco niepewnie, zatrzymując się kilka kroków od wejścia. Widziałem w środku sylwetki dorosłych wilków, które teraz zwróciły pyski w moją stronę. – Możemy wejść?
Z jaskini wydobył się szmer cichych rozmów, niewątpliwie na temat niespodziewanych, nocnych przybyszy. Dopiero po kilku chwilach podszedł do nas wysoki wilk o jasnej sierści. Podniosłem wzrok i ku własnemu przerażeniu, rozpoznałem w nim samego Wielkiego Mistrza.
- Proszę – powiedział cicho, wskazując łapą wejście do jaskini.
Wymieniłem przestraszone spojrzenia z Edel i przełknąwszy głośno ślinę, wlazłem do jaskini. Ciche kroki powiedziały mi, że wadera nie postanowiła mnie jednak zostawić. Było to naprawdę pocieszające.
Gdy tylko moje oczy przyzwyczaiły się do – choć jedynie połowicznej, to jednak znacznie większej od tej na dworze – panującej wewnątrz groty jasności, zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu Tori. Mijałem wzrokiem kilku najwyższych rangą kapłanów, skinąłem z przyzwyczajenia głową, kiedy zauważyłem Vestar, jednak byłem całkowicie skupieniu na odnalezieniu choć drobnej, to nadzwyczaj puchatej sylwetki Małej.
Jednak kiedy przebiegłem wzrokiem całą jaskinie kilka razy i nadal jej nie dostrzegłem, poczułem jak moje serce zamiera. Nie było jej tu. Zabrali ją nie wiadomo gdzie i w jakim stanie. Już nigdy jej nie zobaczę. Mogli ją nawet zabić, a ja nic nie mogłem na to poradzić.
Miałem ochotę krzyczeć, kazać im ją oddać i przysiąc, że to był tylko jeden głupi żart. Byłem tak wściekły na nich za to, co zrobili, na siebie, że na to pozwoliłem i na cały ten durny świat. Wiedziałem jednak, że mój atak złości nie przyniósłby nic dobrego, ba! Jedynie całkiem pogrzebałby mo... Nasze szanse na dowiedzenie się czegokolwiek.
Odetchnąłem głęboko, próbując uspokoić skołatane nerwy. Czułem na sobie wzrok wielu wilków, co dawało mi jeszcze większą motywację, by nie dać po sobie poznać, jak bardzo ta sytuacja wyprowadziła mnie z równowagi.
W końcu podniosłem wzrok na najwyższego wilka w jaskini. Chudy basior mierzył mnie spokojnym oraz pełnym zainteresowania spojrzeniem. Trochę tak jakbym był ciekawym obiektem badań, który szalony lekarz ma zaraz zamiar rozciąć, by przejrzeć wnętrzności. Niezbyt przyjemna myśl.
- Mistrzu - powiedziałem, chyląc z szacunkiem łeb. Mój głos brzmiał nadzwyczaj pewnie, tak, jak jeszcze nigdy w całym moim życiu. - Chciałbym cię bardzo przeprosić za nasze najście o tak późnej porze i przerwanie odbywającego się zebrania.
Wilk skinął jedynie głową, każąc mi tym samym kontynuować.
- Przyszliśmy tutaj, ponieważ bardzo martwimy się o naszą przyjaciółkę, Torance. Jeden ze szczeniaków powiedział nam, że może być tutaj.
Wielki Mistrz zmierzył mnie spojrzeniem spod zmrużonych powiek. Jego oczy były jak zwykle lodowate i groźne, toteż trudno było mi powstrzymać się przed drżeniem. A na to nie mogłem sobie pozwolić. Jeśli chciałem uzyskać jakieś informacje, musiałem odznaczać się zdecydowaniem i pewnością siebie. Wpatrywałem się więc dzielnie w jego szaroniebieskie tęczówki.
- Asgrimie... - samiec spojrzał na Edel, która dotychczas siedziała, wpatrując się na zmianę we mnie i Nevrę.
- Edel, Mistrzu - podpowiedziała, również chyląc delikatnie głowę.
- Także Asgrimie, Edel, zapewne zauważyliście, że Torance tutaj nie ma - odpowiedzieliśmy mu szybkim skinieniem łbami. Basior czekał jeszcze przez chwilę, lecz gdy poza tym został jedynie obdarzony wyczekującymi spojrzeniami, westchnął nieco teatralnie i kontynuował - Ona odeszła z Zakonu.
Poczułem, że mój pysk mimowolnie się otwiera w niemym okrzyku zdziwienia.
- Jak to odeszła? Przecież jest szczeniakiem!
Basior wzruszył ramionami, widocznie niezbyt chętny do podzielenia się z nami prawdą.
- Już nigdy tutaj nie wróci, a wy - oczy Wielkiego Mistrza zalśniły groźnie, a jego głos był bardziej lodowaty od śniegu w najmroźniejszą, zimową noc - powinniście skupić się na nauce, zamiast biegać w poszukiwaniu byłych członków Zakonu. Rozumiemy się?
Wpatrywałem się zszokowany w pysk samca. Wiedziałem, że nie należał do najmilszych osób w Zakonie, ale co innego słuchać mrożących krew w żyłach opowieści, a co innego widzieć to na własne oczy i czuć na sobie jego lodowate spojrzenie.
- Rozumiemy się? - powtórzył. Jego głos był cichy, niewiele głośniejszy od szeptu. Basior nie musiał krzyczeć, by przerazić swojego rozmówce.
Przełknąłem głośno ślinę, zanim zdołałem zmusić się do wypowiedzenia tego krótkiego zwrotu.
- Rozumiemy się.
- R-ro-rozumiemy się... - powtórzyła po mnie Edel. Nietrudno było usłyszeć lęk w jej głosie. Jedno krótkie spojrzenie oznajmiło mi również, że samica drży. Poczułem jak robi mi się jej szkoda.
Nie powinna tutaj w ogóle być. Mogłem spróbować zmusić ją do zostania w jaskini - pomyślałem, tak naprawdę wiedząc, że i tak nie miałbym szans. E była uparta.
- Wyjdźcie, proszę.
Pokiwaliśmy pospiesznie głowami i pożegnawszy się z Mistrzem oraz kapłanami, wyszliśmy z jaskini. Czułem się jak przepełnia mnie poczucie beznadziei. Nie udało nam się. Już nigdy jej nie zobaczymy.
Wracaliśmy w ciszy. Każde zanurzone w swoich, choć zapewne niemal identycznych myślach. Gdy znaleźliśmy się w miejscu, w którym Edel musiała skręcić w prawo, a moja jaskinia była jeszcze kawałek dalej na wprost, wilczyca odezwała się:
- Co teraz zamierzasz?
Wzruszyłem ramionami i spojrzałem w pokryte dziesiątkami gwiazd niebo.
- Znajdę ją.
- Jak?
- Nie wiem, ale zrobię to - powiedziałem i ruszyłem w stronę mojej groty. - Dobranoc.
- Dobranoc.
Gdy kilka chwil później odwróciłem się, by ostatni raz spojrzeć na drogę prowadzącą do jaskini Wielkiego Mistrza, spostrzegłem szczeniącą sylwetkę wpatrzoną w upstrzone gwiazdami nocne niebo.
C.D.N.
Uwagi: brak
Uwagi: brak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz