Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

niedziela, 1 lipca 2018

Od Lind "Konkurencje festynowe" cz. 2

Opowiadanie festynowe: bonus x2 więcej pkt. umiejętności i doświadczenia, 2x więcej SG za op.
Kwiecień 2021
Rozłożyłam karty przed sobą i oceniłam wzrokiem swoją nagrodę. To się nazywa szczęście; obie brązowe były z tej samej kolekcji "Rzadkie Przedmioty", a złota była już moją drugą z kompletu "Wataha Czarnego Kruka". Samotna srebrna była częścią "Krain", jednak zamierzałam wkrótce zebrać więcej i tego rodzaju kart. Mam nadzieję, że nie trafi mi się zbyt wiele powtórek przy okazji następnych konkurencji. Prawda, można się wymieniać i odsprzedawać, jednak zawsze pojawia się ryzyko braku chętnych na taką, a nie inną kartę. Cóż, zobaczymy, jak będzie dalej.
Stwierdziłam, że skoro już ruszyłam się z jaskini i mam trochę wolnego, mogłabym jeszcze dziś spróbować kilku innych wyzwań festynowych. Dowiedziałam się, że obecnie Danny obsługuje pozostałe dwie konkurencje jednoosobowe, więc zebrawszy swoje karty, poszłam do niego.
- Witam, Lind, co słychać? - zapytał basior na przywitanie. - Zgaduję, że chciałabyś wykonać jakieś zadanie nagradzane kartami.
- Żebyś wiedział, Dan - odparłam. - Słyszałam coś o dwóch obecnie dostępnych u ciebie. Mogę prosić o szczegóły?
- Oczywiście - skinął głową basior. - Więc tak, pierwsze to po prostu przebiegnięcie dystansu stąd do kuchni w Lesie. Nic nadzwyczajnego. Natomiast drugie zadanie do wykonania, to skok na bombę do Jeziora, poprzedzony bujaniem się na lianie.
- Zacznę od drugiego - wybrałam, bez szczególnego namysłu. - Nigdy nie próbowałam czegoś takiego.
- W porządku. Jeśli ci się spodoba, możesz skoczyć jeszcze raz; podobno nie ma żadnego limitu na powtarzanie każdej z konkurencji - zaznaczył Danny, opuszczając swoje stanowisko, w którym dotychczas oczekiwał na "klientów".
- O proszę, tego nie wiedziałam - powiedziałam. - Czyli jednak to zdobywanie kart nie musi być takie trudne, jak przypuszczałam - pomyślałam na głos.
- Dopóki będzie ci się chciało powtarzać w kółko tą samą czynność - mruknął Dan.
Basior skierował się w stronę Jeziora, zabierając ze sobą pliki kart, które miał na stanie. Podążyłam za nim. Najpierw minęliśmy prywatne gorące źródła naszej watahy, powszechnie nazwane Wodospadem. Stosunkowo często odwiedzałam to miejsce; ostatnio postanowiłam sobie, że wydobędę z tej wody przynajmniej jeden drogi kamień każdego rodzaju. Gdybym tylko potrafiła otwierać oczy pod wodą, szło by sto razy łatwiej. Chwilowo nie dostrzegłam tam żadnych wilków. Być może niektórzy już postanowili zapolować na drugie śniadanie.
Poruszaliśmy się teraz wzdłuż strumienia, wypływającego z tutejszego niedużego zbiornika wodnego. Tą drogą, dotarliśmy szybko do Szczenięcej Polanki. Akurat odbywały się tam zajęcia logiki, więc Dan poradził, żebyśmy obeszli uczniów i udzielającą im lekcji Suzannę szerokim łukiem. Na tego typu przedmiocie, rozpraszanie szczeniąt nie jest wskazane. Kątem oka dostrzegłam, że młode wilki z obu watah siedzą w grupach po kilka osób, a Suzanna krążyła między nimi, nadzorując ich pracę. W pewnym momencie powiedziała:
- Przypominam, że macie tylko tylko kilka minut, żeby się wydostać. Nie można też oszukiwać; na przykład zaprzyjaźnić się ze smokiem.
Brzmiało to jak fragment ciekawej zagadki logicznej, jednak my nie przyszliśmy tutaj, żeby brać udział w zajęciach. Wkrótce oddaliliśmy się od wilków na Polance i zatrzymaliśmy dopiero nad brzegiem Jeziora.
- Okej, to... z której liany mam skoczyć? - zapytałam animatora, szukając wzrokiem jakiś dłuższych.
- Obojętnie. Upewnij się tylko, że jest dość mocna, żeby cię utrzymać.
- Hm, słusznie - podleciałam do jednego z tych pnączy, przyzywając skrzydła z wiatru.
Złapałam je zębami i pociągnęłam. Raczej nie zerwie się pod moim ciężarem.
- Pamiętaj, nie powinnaś używać mocy przy samym bujaniu się i skoku - krzyknął Dan z dołu.
Nawet gdybym chciała nagiąć tą regułę, Danny na pewno by poczuł ruch powietrza. Nie potrafiłabym tym razem niepostrzeżenie oszukiwać.
Oplotłam łapami lianę i rozgoniłam wiatr. Musiałam trzymać się bardzo mocno, żeby się od razu nie zsunąć. Ech, pewnie byłoby dużo łatwiej, gdybym umiała zmieniać się w człowieka i mogła użyć tych chwytnych pięciu palców.
- Teraz musisz się tylko rozbujać i puścić w odpowiednim momencie. Śmiało, to proste.
Zaraz zobaczymy, czy to takie "proste". Zaczęłam się miarowo przechylać raz do przodu, raz do tyłu. Zanim jednak zdołałam porządnie rozhuśtać lianę, zauważyłam, że już bolą mnie zesztywniałe łapy, utrzymujące moje ciało przy tym pnączu. Jeśli nie przyspieszę procesu, niewątpliwie opadną mi ze zmęczenia, a ja polecę w dół zaraz za nimi.
Trochę to jeszcze trwało, lecz kiedy rozbujałam się prawie wystarczająco, żeby doskoczyć do jeziora, liana wyślizgnęła się z mojego uścisku, a ja wylądowałam w gęstych krzewach kilka metrów od celu. Jęknęłam cicho, wygrzebując się ze stosu liści i połamanych gałęzi. Stojący nieco dalej Danny, starał zachować powagę. Wciągnęłam głośno powietrze i zdołałam jakkolwiek opanować swoje nerwy. Podeszłam do liany jeszcze raz. Wymyśliłam jednak tym razem nową, lepszą taktykę.
Złapałam koniec pnącza w zęby i podleciałam z nim do jednej z położonych wyżej, odsłoniętych gałęzi. Wylądowałam na niej i upewniwniłam się, że nie spotkam się znów z twardą ziemią z różnych powodów. Złapałam się mocno liany przednimi łapami, nie wypuszczając jej z pyska. Rozgoniłam wiatr i odepchnąwszy się mocno tylnymi kończynami od konara drzewa, poszybowałam na zielonej linie w stronę jeziora z imponującą prędkością. Zdołałam dobrze wyczuć moment, kiedy należy skoczyć. Nie mając już łap przytwierdzonych do pnącza, natychmiast zacisnęłam oczy i podkurczyłam łapy. Usłyszałam głośny plusk, po czym poczułam przeszywające zimno wody, w której się znalazłam. Wypłynęłam szybko na powierzchnię, podnosząc w górę pyszczek. Gościł teraz na nim szeroki uśmiech.
Sam lot i skok były świetne! Tę konkurencję z pewnością powtórzę jeszcze nie raz.
Dopłynęłam do brzegu i wyszłam z wody obok Dana. Dostrzegłam, że animator też był mokry; stanął zbyt blisko, żeby uniknąć solidnego rozbryzgu.
- Jakie karty zdobyłam? - zapytałam, odruchowo otrzepując się. Tym razem basior zdołał uskoczyć przed zimnymi kroplami.
- Dwie srebrne i dwie brązowe - powiedział. Wręczył mi nagrodę.
- Super - wzięłam od niego kolejne elementy mojej powiększającej się kolekcji. - Spodziewaj się, że jeszcze do ciebie wrócę, w tej sprawie, Dan. Wyjątkowo dobrze się bawiłam - odgarnęłam ociekającą wodą grzywkę sprzed oczu.
- No i dobrze, tak powinno być - Basior uśmiechnął się szeroko. - Tylko nie wiem, czy jeszcze ja będę nadzorować twoje następne próby. W przypadku tej konkurencji, wkrótce zmieni mnie Navri.
- Animatorzy się zmieniają? - zdziwiłam się.
- Cóż, zarządcy festynu, czyli Para Alf, postanowili, że będziemy się kilka wymieniać. Jak dla mnie, to dobry pomysł; festyn ma trwać bardzo długo, a gdyby ktoś miał tyle czasu patrzeć na wilki robiące wiecznie jedno i to samo, pewnie by wreszcie zanudził się na śmierć.
- Coś w tym jest... - mruknęłam. Przeszedł mnie dreszcz, od wody było mi strasznie zimno.
- Możemy chyba już wracać, co?
- Tia, wyszuszę się i rozpoczynam następne zadanie - wycisnęłam wodę z włosów. - Przypomnisz proszę, co to było?
- Bieg od mojego stanowiska, do kuchni - powiedział basior.

<CDN>

Uwagi: brak.

Wygrane karty: brązowe: Ryby, Nauczyciel; srebrne: Gamma, Dolina Cudów i Marzeń

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz