Czerwiec 2021 r.
Crane ruszył w naszym kierunku. Futro na karku Valka nagle stanęło dęba. Całe jego ciało spięło się, jakby było gotowe do ataku. W pierwszej chwili nie rozumiałam takiej reakcji. Dopiero po upływie kilku sekund przypomniałam sobie, że wilki z Watahy Czarnego Kruka w tym także Crane, mają zupełnie inny zapach. Być może właśnie to zaniepokoiło towarzyszącego mi basiora. Mógł po prostu uznać brązowego samca za wroga. Nie zwlekając ani chwili dłużej, postanowiłam uspokoić nowego znajomego:
- Nazywa się Crane. Pochodzi z tej drugiej watahy - wytłumaczyłam. Valk skinął głową na znak, że rozumie, jednak nie rozluźnił się prawie wcale.
Brązowy basior dotarł do nas i przyozdobił swój pysk przyjaznym uśmiechem. Albo nie zauważył bojowej postawy albinosa, albo postanowił ją zignorować.
- Cześć, Crane - przywitałam kolegę.
- Cześć Lind, dobrze cię znów widzieć - przytulił mnie na przywitanie. Nie protestowałam, ponieważ robił tak już wcześniej. Bardzo lubiłam taki gest powitalny.
Kątem oka dostrzegłam, że Valk nieznacznie odwrócił od nas wzrok i podniósł głowę jeszcze wyżej. Przez głowę przemknęło mi, że może być zazdrosny. Kiedy wreszcie brązowy basior wypuścił mnie z objęć, zwrócił się do towarzyszącego mi wilka:
- To ty jesteś Valkoinen, prawda?
Podniosłam uszy. Chwila... jak on go nazwał?
- Skąd znasz moje imię? - rzucił wojownik lodowatym tonem.
- As mi mówił o tobie - wytłumaczył Crane i wykonał pół kroku w tył. Chyba myślał, iż albinos zaraz się na niego rzuci.
- Ty znasz Asa? - zapytał niebieskooki basior.
- Oczywiście. Rozmawialiśmy nawet dzisiaj - padła odpowiedź.
- Nie powiedziałeś mi, że nazywasz się "Valkoinen" - wtrąciłam, spoglądając białemu samcowi prosto w oczy.
- To co ja ci powiedziałem? - zdziwił się wojownik. Wyraz jego pyska momentalnie złagodniał.
- Że jesteś "Valk".
"Pewnie kolejny używający skrótu na co dzień... W sumie ładne to jego pełne imię" - pomyślałam.
- Uch, wybacz mi Lind... - mruknął albinos. - Jakoś częściej używam tego i... i to już odruch... - Zaczął nerwowo wyjaśniać sytuację i przepraszać, zapewne w obawie, że uraził mnie przedstawiając się byle skrótem. Na jego pysku pojawił się wyraz wstydu, a w oczach prośba o przebaczenie. Wypuściłam powietrze i posłałam koledze uśmiech.
- Hej, nie ma sprawy. Nie jeden wilk w watasze tak robi. Nie jestem zła na ciebie - uspokoiłam go.
- Tak? To dobrze - stwierdził z ulgą Valkoinen.
Odgarnęłam grzywkę, która wdarła mi się znów w pole widzenia. Chyba kiedyś ją sobie utnę przy samym czole. Spojrzałam na Crane'a, który wyłączył się na chwilę z rozmowy. Spoglądał w ziemię. Kontemplował nad czymś z dziwnym skupieniem. Chrząknęłam i zaczęłam nowy temat, uwzględniający także jego:
- Będziesz na dzisiejszym koncercie, Crane?
- A wiesz, że jeszcze się nad tym nie zastanawiałem? - samiec w sekundę wrócił na ziemię. - Wy się wybieracie? - przekrzywił głowę.
- Ja raczej nie. Pewnie będę już powoli wracać do siebie. A ty, Valk?
- Nie, też nie idę - mruknął albinos.
- A szkoda - stwierdził Crane. - Podobno... - urwał i spojrzał na mnie.
- Podobno..? - czekałam, aż dokończy.
- Albo nie, jednak nic - mruknął brązowy samiec. - Masz coś przeciwko, żebym cię odprowadził do jaskini?
- Znam drogę, ale towarzystwo też jest mile widziane - odparłam z uśmiechem. - A właśnie... - spojrzałam na Valkoinena. - Trafisz do swojej nory, Valk?
- Yhym. I tak będziemy iść w tę samą stronę - wydukał, jakby coś więcej pchało mu się na język.
Teraz na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że wolałby sam ze mną wracać. Zupełnie, jakby to dzisiejsze spotkanie było randką. Chociaż... czy kolacja we dwoje to już randka?
- No to chodźcie - ruszyłam przed siebie, jak gdyby nigdy nic.
Minęliśmy obecnie pustą "Polanę Animatorów". Udeptana przez dziesiątki kolekcjonerów kart trawa prawie nie szeleściła pod naszymi łapami.
- Jak ci się podoba nasza wataha, Valkoinen? - zapytał Crane. Widać nie miał ochoty maszerować w ciszy i postanowił wykorzystać okazję, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o nowym znajomym.
- Jest w porządku - odparł krótko biały basior, zerkając nieznacznie na rozmówcę.
- Okazałe tereny, co nie? Prawdziwa utopia, jeśli chodzi o zasoby potrzebne wilkom i nie tylko - zachwalał brązowy samiec.
Rozumiałam jego nadal trwający zachwyt. Z tego co mi opowiadał, większość życia spędził pośród umierających drzew na terenach Watahy Asai, żywiąc się śmierdzącą padliną, co dzień wdychając dym i swąd siarki. Połączenie terenów i watah było wielką zmianą dla członków Watahy Czarnego Kruka, bez wątpienia na lepsze.
- Tia, powiedzmy - mruknął w odpowiedzi Valk, bez przekonania. Mało energii wkładał w słowa. Wyglądał jakby wolał się skupić na omijanych pniach, niż na moim prywatnym źródle informacji o drugim stadzie.
- Szkoda tylko, że sporo tutaj niebezpiecznych kreatur - westchnęłam.
- "Sporo"? - zdziwił się Crane. - W porównaniu z tym, co widziałem na terenach Watahy Asai to nic. Możesz normalnie iść napić się z górskiego źródła i wrócić do jaskini bez głębszych ran.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie miałam porównania z tym, jak się mieszkało na wyniszczonych terenach drugiej watahy. Prawdę mówiąc, nigdy tam nawet nie byłam. Ja terytorium Watahy Magicznych Wilków mogłam zestawiać tylko z moim rodzinnym domem, gdzie nie było nawet odmieńców, a co dopiero smoków, wyvernów, czy innych hydr.
Dotarliśmy na Wrzosową Łąkę. Po scenie amfiteatru krążył Kai. Zabawiał stamtąd widzów, opowiadając swego rodzaju anegdoty. Większość znajdujących się w pobliżu wilków co jakiś czas pomrukiwało z rozbawieniem. Przez moment rozważałam pozostanie tutaj jeszcze chwilę, jednak koniec końców odrzuciłam ten pomysł. Powiedziałam kolegom, że już wracam do siebie, dziwnie by było tak nagle zmienić zdanie. Do tego w jaskini czeka na mnie książka o żywiołach, którą powinnam wreszcie zacząć czytać.
- Co tym masz tak właściwie z okiem, Crane? - zapytał Valk, po niezbyt długiej przerwie w rozmowie.
- Nazywa się to heterochromią - odpowiedział brązowy basior.
Interesujące... Tylko co to znaczy? Sama byłam ciekawa, jednak ja nigdy nie zebrałam się na odwagę, żeby zapytać Crane'a o tę cechę charakterystyczną. Założyłam, że może nie lubić o tym rozmawiać.
- Różne kolory barwnika w tęczówce. Nic aż tak nadzwyczajnego - dodał samiec z drugiej watahy.
- Hmph... - po tym dziwnym mruknięciu Valk spojrzał znów przed siebie.
Po jakimś czasie trawę pod naszymi łapami zastąpiły skały. Zbliżaliśmy się do Jaskiń. Przewidywałam, że lokum Valkoinena będzie bliżej Wilczego Szpitala, niż moje, jednak biały basior nadal nigdzie nie skręcał. Podejrzewałam, że może nie chciał zostawiać mnie sam na sam z Crane'm i wolał odprowadzić aż pod wejście do nory. Wreszcie stanęliśmy przed moim lokum. Brązowy wilk jeszcze raz mnie uściskał, tym razem na pożegnanie. Dodał, że za dwa dni będzie mógł oprowadzić mnie po okolicy opuszczonej twierdzy Asai. Z moimi mocami, powinniśmy poradzić sobie z tamtejszymi trującymi oparami. Po tych słowach, posłał mi ostatni uśmiech tego dnia i poszedł w swoją stronę: do wyżej położonych jaskiń wilków z drugiego stada. Skierowałam wzrok na Valkoinena. Patrzył na mnie z trudnym do określenia wyrazem pyska.
- Zobaczymy się jutro? - zapytał.
- Jeśli będziesz chciał - przytaknęłam. - Chętnie spędzę z tobą więcej czasu.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Wyglądasz na w porządku gościa. - Przynajmniej tyle mogłam wnioskować z tych kilku godzin spędzonych z nim. Żeby kogoś lepiej poznać, potrzeba więcej czasu. A jak się kogoś pozna, będzie można ocenić, czy warto ciągnąć tę znajomość.
- Dzięki. Ty też. Znaczy... e... - chrząknął. - Mówiłem ci już to z resztą, wyglądasz na sympatyczną waderę - dokończył szybko wypowiedź.
- No tak, pamiętam - zaśmiałam się. - Możemy już jutro wziąć udział w jakiejś konkurencji festynowej.
- Dobrze. Do zobaczenia, Lind.
Biały samiec zawrócił i już po chwili zniknął mi z oczu. Zostałam sama przy wejściu do jaskini.
Zaczynałam naprawdę utwierdzać się w przekonaniu, że Valkoinen'owi nie chodzi tylko o jakąś tam znajomość w watasze na start. Kogo ja próbuję oszukać, to spotkanie pewnie było pierwszą próbą zdobycia moich względów. Tak myślę, tak by mi się zdawało...
Jeśli to prawda to... nie wiem jak się czuć i jak zachowywać. Udawać, że się nie domyślam, czy może powiedzieć wprost, że wiem co jest grane? Pozostaje też jeszcze jedna kwestia; czy będę chciała odrzucić jego zaloty, czy nie. Całe szczęście, że na tę decyzję mam nieco więcej czasu.
Hm... Sama siebie zaskakuję. Prędzej spodziewałabym się po sobie wielkiej radości z posiadania adoratora, niż zafrasowania nad całą sytuacją i tym, jak powinnam postąpić. Chyba wreszcie zaczęłam dorastać. Dziwne uczucie.
Odwróciłam się na pięcie i weszłam do jaskini. Wspomniana wcześniej książka, leżała w kącie. Zapewne Ting przejrzał ją pierwszy.
<Valkoinen?>
Uwagi: Brak daty!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz