Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

środa, 22 sierpnia 2018

Od Valkoinen "Zaczynamy problemy" cz. 4 (CD. Asgrim)

maj 2021
- Jeżeli mówimy już tak na poważnie – rozpoczął samiec z lekką nutką zawiedzenia w głosie. Widać, że nie był zadowolony lub coś go trapiło. Nie pasowało to do jego osobowości. Przynajmniej na tyle, ile go poznałem, ale chyba każdy musi się czasem czymś zamartwić, no nie? Zdawało mi się, że westchnął i kontynuował – nie mam żadnej.
Powietrze było nawet jakieś inne. Może nawet cięższe? Utrzymywało jego niewypowiedziane słowa. Jednak słowa nie mogły do mnie dotrzeć, ponieważ była to tylko jego sfera pomiędzy nami. Dla mnie była ona zamknięta.
Coś mnie ukłuło w pierś i nie mogłem zostawić tak tego zmartwionego samca z własnymi myślami. Musiałem ponownie powrócić go do wcześniejszego humoru.
- Nie uwierzę ci, musisz chyba sobie ze mnie żartować – powiedziałem, ale nie wyczułem różnicy w jego zachowaniu. Powietrze nadal było ciężkie, no cóż, trzeba wytoczyć cięższe działa. Mogłem sobie darować gadki w stylu "to nie twój czas". Totalnie mnie wkurzały. Byłem taki stary, a nadal nikogo nawet sobie nie wypatrzyłem. Latka dalej leciały, nie zatrzymywały się, a wręcz miałem wrażenie, że nabierały tempa. - Tak mało macie tu wader?
- Naprawdę, nie żartuję – powiedział już odrobinę się rozchmurzając. - A, no tak, mamy ich całkiem sporo. W końcu mamy tutaj połączone dwie całkiem spore watahy. - Na jego słowa prawie zaświeciły mi się oczy. Może nawet tak się stało? Od razu jakoś stałem się żywszy.
- Nawet jakaś dla mnie mogłaby się znaleźć? - Wiedziałem, że nie byłem jakimś niedołężnym staruszkiem, ale stary to ja byłem i w tym się nawet nie oszukiwałem, moi rodzice w moim wieku już posiadali dwójkę dzieci! To chyba coś znaczy.
- Och, no powiem ci, że jakaś się znajdzie. - Cieszyłem się, że basior nie widział mojej reakcji, moja buzia była tak rozszerzona, że zmieściłyby się tam nawet dwa zające! Mało w życiu znałem wader spoza rodziny. Może dlatego tak zareagowałem. Coś dziwnego stało się nawet z moim ogonem. Nie siedział grzecznie tak jak zawsze. - Przeszukaj dokładnie cmentarz i może jakąś odpowiednią dla siebie znajdziesz.
Na jego pysk wstąpił niewinny uśmiech jeszcze mniej winnego młodzieniaszka. Może to tylko ja widziałem siebie takiego starego. On przecież o wiele młodszy ode mnie nie był, a pałał życiem. Na moim futrze wcale nie widniała siwizna, a kości też miałem w niesamowitej formie. Nic mnie nie łupało ani nawet nie bolało. Przynajmniej tak sprawa miała się z kośćmi. Mięśnie stanowiły zupełnie inną sprawę.
Zaświeciłem ostrzegawczo kłami w stronę Asa. Zagryzłem je mocniej i zadałem pytanie.
- Daleko jeszcze? - Samiec chyba już powoli ze mną nie wytrzymywał. Wziął głośno powietrze, zamknął powieki i powoli wypuszczał to, co wcześniej wziął haustem. Chyba się uspokajał w myślach, ale nie byłem co do tego taki pewny. Na końcu tylko przewrócił oczami.
- Stary, nie denerwuj się. - Przypomnijmy sobie, kto tu był zdenerwowany. Dobra, byłem bardziej, ale to wcale nic nie znaczy. - Widzisz tamtą wysoką skałę?
No faktycznie, coś tam takiego byłego. Jakaś ogromna skała, którą zaczęły narastać rośliny. Co prawda nie znałem się aż tak bardzo na roślinach, jak to było w mojej rodzinie. Jednak umiałem ocenić, które mi się podobają, te co były na skałach od szczeniaka bardzo mi się podobały. Zawsze dodawały miejscu jakiegoś uroku, który swoją drogą był naprawdę niesamowity. Niektórzy twierdzili, że to obrzydza miejsce, jednak ja nigdy tak nie sądziłem. Czasami nadawał mrok, jednak zazwyczaj wspomagała miejscu tak jak tutaj.
- Właśnie tam jest Jaskinia Alf – powiedział co najmniej tonem wykładowcy na jakimś ogromnym zebraniu. Mógłbym przyrzec, że nikt by go wtedy i tak nie słuchał. W szczególności ja.
Za bardzo skupiłem się na wpatrywaniu w roślinę. Przysiadłem na ziemi i w spokoju mogłem się jej wpatrywać, ale wybrałem lepszą z opcji. Samiec jeszcze przez moment biegł, ale kiedy zauważył, że usiadłem zwolnił i zirytowany zawrócił.
- Chyba sobie ze mnie żartujesz – prawie wykrzyczał. Chciałem odpowiedzieć, że tak, ale zepsułoby to całą magię wszystkich moich podłych pomysłów. Westchnął i głośno wypuścił powietrze. - Gościu, jesteśmy już prawie na miejscu, a ty sobie robisz przerwę? Ruszajmy się lepiej stąd, zanim zrobi się naprawdę ciemno.
- Masz może dla mnie wodę? Jestem naprawdę spragniony. - W tym, akurat trochę prawdy było. Całkiem sporo prawdy, nic nie piłem od momentu, w którym słońce zaczęło wędrować w dół. Było to naprawdę sporo czasu, patrząc na to, że już zaczynało się ściemniać.
Samiec wymruczał coś do siebie. Pewnie jakieś modły, żeby ktoś mnie zabił. Nie ma tak łatwo, pomyślałem. Jeszcze trochę będzie musiał się ze mną poużerać.
- Uważasz, że niby skąd miałbym mieć wodę? - Powiedział trochę piskliwie. W połączeniu z jego naturalnie piskliwym głosem o mało co nie ogłuchnąłem. Czy on mnie chce w taki właśnie sposób ukarać? - spytałem samego siebie.
- Nie wiem, coś tam czarujesz, no nie? - Widać było zawód w jego oczach. Nie wiedziałem, czemu akurat jego lubiłem tak wkurzać.
- Stary, moim żywiołem jest umysł, nie żadna woda, pogoda czy co tam sobie jeszcze życzysz. - Położyłem pysk na ziemi licząc, że magicznie wypłynie stamtąd woda. Jednak tej ani widać, ani słychać. Wypuściłem nosem powietrze. Właśnie tak, chciałem oglądać pyłek, ponieważ aż tak mi się nie chciało iść.
- To wiesz co? Ja mam genialny pomysł – powiedziałem, po czym Młody spojrzał się na mnie jakbym nie mógł wymyślać genialnych pomysłów. - Ja sobie tutaj zostanę, a ty możesz przenieść mój umysł do Alf, co ty na to? - Uśmiechnąłem się jeszcze kwaśno na koniec. Co najmniej tak jakbym zjadł cytrynę, obrzydlistwo.
- Słuchaj ty mnie, gdybym tak mógł już dawno spałbym sobie wygodnie w mojej jaskini. - Przewróciłem oczami. Chciałem mu powiedzieć, że się z niego nabijałem przez cały ten czas, ale jakoś stwierdziłem, że to nie jest dobra chwila. - Myślisz, że tak świetnie mi się ciebie słuchało przez całą drogę? Nie. Także jazda, ruszaj się.
- Czy ty uważasz, że to było tak dużo? – spytałem prześmiewczym tonem. - Nigdzie nie byłeś mało widziałeś, tyle ci powiem.
Znowu coś tam wymruczał do siebie, dokładnie tak jak niedawno. Zgromiłem go wzrokiem i uśmiechnąłem się w duchu. Jak mnie rozpierała duma!
- Słuchaj Valk, nie będę bawił się w to już drugi raz – zaczął groźnym tonem. - Mam już dość twojego jęczenia i stękania. Zamiast tracić cenną ślinę, mógłbyś się może ruszyć, co? Kto wie, może dostaniesz wodę?
To już był naprawdę przekonujący argument. Chyba nawet zaświeciły mi się oczy. Woda, już tak blisko mnie. Była, prawie że na wyciągnięcie moich łap. Byłem zmobilizowany i wiedziałem, że dla dobra wyższego trzeba ruszać. Nie chciałem przecież umrzeć z pragnienia.
- Chyba nie jesteś aż taki – zacząłem, jednak nie brzmiało to dobrze więc szybko urwałem. - Jesteś całkiem mądrym samcem.
- Dzięki niech będą Eydis. - No, a ten znowu o tym samym. Już nawet nie chciałem się go pytać, co to tak właściwie jest. Ciekawość to okropna cecha.
- Co ty tam gadasz?
- Nic – odparł nie chcąc zaczynać ze mną kolejnej rozmowy. Nawet mnie to nie zdziwiło. Czy ruszyło? Nie, mnie takie coś nigdy nie rusza. Przynajmniej tak sobie powiedziałem. Jak było naprawdę? No cóż...
- Chodź szybciej – powiedziałem wzdychając na jego ignorancję. Już chciałem to wszystko mieć za sobą. As uśmiechnął się szeroko i bardzo chętnie przystanął na moją propozycję.
Jednak mój niewiele młodszy koleżka narzucił takie tempo, że po niedługiej chwili już zaczynałem sapać. Jak to jest, że on ma aż taką dobrą kondycję? Może nie siedział większość czasu w domu? - podpowiedział szyderczo jakiś zakamarek mojego umysłu.
- No, ale Młody – wysapałem w jego stronę ledwie słyszalnie. - Po co ten pośpiech? Nie musisz od razu biegać aż tak szybko.
- Rany, wytłumacz mi, jak to jest. Kiedy masz gdzieś iść, zachowujesz się jak umierający wilk. Jednak nie wyglądasz na dużo starszego.
- Twoje towarzystwo nie za bardzo mnie zachęca – odpowiedziałem świniowatym tonem. - Wiesz, jestem zmęczony po podróży, którą dzisiaj przeszedłem.
- Co nie skłoniło, dziadziusiu? - Puściłem jego słowa między uszami. - Obstawiam, że z własnej woli nosa z jaskini nie wyściubiasz.
- Nieprzyjemne towarzystwo mało przyjemnych wilków. - Westchnąłem na jakąkolwiek wzmiankę o tym, jak to było. - Czasem zdarza mi się ruszać.
- Po wodę, papu i z powrotem? - powiedział z nutką wścibskości, co za wspaniała zemsta.
- Po wodę było całkiem daleko. - Nikt mi już nie mógł zarzucić, że siedziałem ciągle w jaskini! - Także proszę o gromkie oklaski.
- Jakże mógłbym zapomnieć. - Basior klaskał przez krótką chwilę i zaczął się kłaniać. - Jakiż to z ciebie niesamowity podróżnik jest. Już jesteśmy na miejscu.
Faktycznie, miał rację, znajdywaliśmy się tuż przed jaskiniami. W środku było całkiem jasno, szczególnie jeżeli porównać to z porą dnia, a tak właściwie nocy. Nareszcie spokój.

<Asgrim?>

Uwagi: Brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz