Wrzesień 2021
Od godziny nie mogłem normalnie ustać na łapach. Krążyłem w jedną i drugą, na zmianę przebierając kończynami. Zazwyczaj byłem bardzo cierpliwy. Dzisiaj też dawało mi się to we znaki, no powiedzmy. Nie mogłem doczekać się mojego pierwszego polowania na tej watasze. Cały ten czas do dzisiejszego dnia piekielnie mi się dłużył. Na zmianę na mój pysk wchodził szczęśliwy wyraz twarzy wraz z przestraszonym. Taki niezmiernie cierpliwy byłem przez naprawdę długi czas.
Wczoraj dowiedziałem się, że nareszcie będę mógł polować. Oczy mi się zaświeciły ze szczęścia i pysk stał się dumnie uśmiechnięty. Oczywiście wykonuję funkcję zabijającego. Dam głowę, że do innej kompletnie bym się nie nadał. Trzeba być szybkim i bardzo zwinnym, czego mi z pewnością brakuje. Jednak siły potrzebnej akurat do tego stanowiska mam wystarczająco. Jednak czy ja wiem, czy inteligencji wystarczająco.
Byłem już w trakcie drogi do Zielonego Lasu, to właśnie tam odbywały się wszystkie polowania. Rozpierało mnie przeogromne szczęście, że trafiłem właśnie do grupy polowań wieczornych. Okropnie nie mogę zasnąć w nocy, więc jakiś wysiłek przed snem powinien wyjść mi na dobre. Przynajmniej chociaż trochę się zmęczę.
Przez większość czasu, jakiego tu spędziłem, nie robiłem za dużo. Rano i wieczorem trenowałem, po południu zazwyczaj błąkałem się po terenach watahy. Nie miałem za dużo do zrobienia, każdy dzień był tak samo dłużący i monotonny. Czasem zdarzyło mi się pójść na festyn i oczywiście codzienne występy w amfiteatrze. Jednak to wszystko zaczęło robić się nudną codziennością, od której czasem trzeba się wyrwać.
Dotarłem już do miejsca, w którym miały odbywać się polowania. Położyłem się na ziemi i wyczekiwałem pozostałych wilków. Przyszedłem na pewno za szybko. Nie musiałem znać się nawet na godzinach. Zerknąłem okiem na okolicę. Było tu całkiem przyjaźnie, jednak wcześniej nie przykułem zbyt dużej uwagi do tego miejsca. Teraz wszystkie tereny były okropnie przesuszone. Dziwiłem się, jak to jeszcze tutaj rośnie. Dobrze, że nadchodzi jesień. Wszystko, mimo że zacznie brązowieć, to jednak nie będzie sprawiało takiego wrażenia jak teraz.
Na miejsce zdążyła już przyjść czarna wadera. Nie wiedziałem jeszcze kim była, ale kilkukrotnie ją widziałem. Była jak cień. Gdyby nie żółte znaki na sierści, z pewnością nigdy bym nie zwrócił na nią uwagi. Mogłem się założyć, że jej szczupła sylwetka pozwalała jej na szybkie przemieszczanie się. Nie było widać u niej muskułów, jednak na pewno nie były jej potrzebne. Zawsze zadziwiała mnie szybkość, ponieważ nigdy jakoś tak szybko nie biegałem. Jednak jest to bardzo potrzebna umiejętność. Nie ucieknę przed roślejszym przeciwnikiem.
Chciałem położyć się na łapach, kiedy zauważyłem, jak wadera podchodzi do mnie. Spojrzałem na nią ponownie. Wydawała się naprawdę dziwaczna. Po prostu usiadła bliżej, nic nie mówiąc. Nie wiedziałem, czy mam coś zrobić. Czy ja powinienem coś zrobić? Zapytałem samego siebie. Miałem dwie możliwości. Mogłem ją zostawić w spokoju. Skoro i tak będzie na mnie skazana podczas polowania, niech lepiej sobie odpocznie. Również miałem do wyboru odezwać się i udawać bardzo, ale to aż za bardzo miłego i otwartego wilka. Nie, tak nie mogę. Jednak z drugiej strony, strasznie mi się nudziło.
- Cześć – powiedziałem, wgapiając się w ziemię. Nawet nie wiedziałem, czy usłyszała, jak się do niej odezwałem. Z mojego punktu widzenia nie dało się nic zauważyć – Valk jestem. Dobrze się poznać, razem polujemy, no nie?
- Hej – odparła pewnie wadera. A ja podniosłem wzrok z ziemi na nią. Spoglądała wprost na mnie tak, jak na porządnego rozmówce przystało. Jestem ostatnim matołem. - Karou.
- Masz bardzo... - Przez moment nie wiedziałem nawet jak to nazwać, więc urwałem. - Ciekawe imię – Dziwnie mi się kojarzy.
- Karuch? - Wadera prawie się zaśmiała, a jednak na usta wdarł się tylko niewinny uśmiech, który nie pasował do jej wyglądu.
- No nie wiem, chyba to nie to – powiedziałem prawie roześmiany, co starałem się ukryć – to raczej karaluch.
Wadera chyba nie chciała gadać i odwróciła łeb w drugą stronę. Spojrzała wzrokiem, na nadciągającą zza krzaków wilczycę. Miała bardzo jasne futro z brązowymi plamami i pasami. Kolejna sztywna na polowaniu, świetnie. Aż nie mogłem się doczekać.
Nie minęło dużo czasu, od którego zaczęliśmy polować. Ten fakt jakoś mnie cieszył. Bardzo mi tego brakowało. Nasza ekipa była podzielona na trzy fazy. Kiedy dostrzegliśmy ofiarę, którą była sarna, Sohara szybkim sprintem rzuciła się za nią biegiem. To dopiero był prawdziwy cień! Pokonała kilkanaście metrów z taką szybkością, mogłem przyrzec, że na pewno nie widziałem kilku momentów. Chyba nawet się nie dało. Ona nie biegła, szybowała w powietrzu. Ledwo zauważałem momenty, w których musiała odbijać się od ziemi. Na pewno musiała. Była naprawdę niesamowita. Nikt jeszcze nie zdołał zrobić na mnie takiego wrażenia. Przyrzekam, że to musi być najszybszy wilk, to wszystko było tak niemożliwe.
Po momencie sarna znajdywała się w miejscu, obok którego schowana była wilczyca, której imienia nie mogłem sobie przypomnieć. W moich myślach była po prostu karaluchem. Oczy łani krzyczały o pomoc, jednak ona sama nadal nie wydawała za dużo dźwięków. Zaczynała już łapać, że nie będzie miała żadnego ratunku, jednak uciekała dalej. Nie do końca wiedziała, co się dzieje. Coraz bardziej się do mnie zbliżały. Kiedy wadera zaczęła kaleczyć nasz cel, wybiegłem z kryjówki. Miałem nadzieję, że to dobra pora. Karaluchowata dziewczyna wbiła się w nogę sarny z taką szybkością, że ta upadła na ziemie. Była rządna krwi.
Teraz był mój moment. Leżała z zakrwawioną nogą na ziemi. Jej oczy krzyczały do mnie, żebym jak najszybciej to skończył. Nie było nawet czego tutaj przedłużać. Biegłem coraz to szybciej z każdym momentem. Ze wszystkich rzeczy, na które miałem ochotę, właśnie to wygrywało. Został mi do niej krok, kiedy odbiłem się od jedynego miejsca, w którym znajdywało się błoto. Nawet nie wiedziałem jakim cudem, ale raczej mało mnie to obchodziło. Były rzeczy, którymi interesowałem się o wiele bardziej. Może nawet nie rzeczy, a jedno istnienie, któremu właśnie wgryzłem się w szyję, kończąc jej cierpienia. Prawie dokładnie wycelowałem w tętnice, jednak to wystarczyło.
Przedzieliliśmy łupy, żeby jakoś zabrać się w stronę naszego centrum. Wiedziałem, że zrobiliśmy naprawdę dobrą robotę. Wszyscy złożyliśmy sobie długie gratulacje i podziękowania. Byłem naprawdę zadowolony. Nawet rozmawialiśmy. Co do nich mi zupełnie nie pasowało. Zadziwiało mnie to, że one potrafią tyle rozmawiać. Nie zdawały się teraz takie dzikie jak wcześniej. Były nawet towarzyskie. Przynajmniej jak na nie bardzo towarzyskie. Odbyliśmy co prawda tylko luźną, niezobowiązującą rozmowę, naprawdę nic wielkiego. Jednak zdawały się miłe. Co ja mówię, przecież to krwiobójcze jednostki, które wgryzą ci się w kark. Nie, to ja jestem od wgryzania się w kark. One są takie szybkie, że nawet jakbym chciał, to nie mógłbym uciec. Co prawda mógłbym walczyć, ale z nimi to nic nie wiadomo. Tutaj ze wszystkimi nic nie wiadomo. Myślisz, że masz z kimś szanse, a tu kicha. Dodatkowo jeszcze ma silną moc. Jak tu walczyć?
Uwagi: Literówki, problemy ze składnią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz