Lipiec 2021
Szłam przed siebie dosyć szybkim krokiem. Zmierzałam po raz kolejny na polanę, gdzie animatorzy czekają na chętnych podjęcia się festynowych konkurencji. Tingowi kazałam zostać w jaskini, ponieważ nie miałam ochoty słuchać jego uwag na każdym kroku. Udeptaną już przez wilki ścieżką dotarłam bez przeszkód na miejsce. Po namyśle, nawet nie wiem dlaczego nie skorzystałam ze skrzydeł wiatru, jak to zwykle robię.
Podeszłam tym razem do stanowiska najmłodszego animatora - Navri. Dan i Joel znów gdzieś przepadli, więc nie miałam zbytnio wyboru, jeśli chciałam zdobyć kilka kart teraz. Powiedziałam drobnej waderze, że interesuje mnie dostępna u niej konkurencja jednoosobowa.
- Chwilowo odpowiadam za tę z poszukiwaniem ukrytego przedmiotu - oznajmiła uczennica.
- Super - na moim pyszczku zagościł jeszcze szerszy uśmiech. Zgarnę także złotą kartę! - Podejmuję się wyzwania.
- Żeby otrzymać przewidzianą nagrodę, musi Pani odnaleźć tym razem kość do gry - wyjaśniła animatorka.
Okazało się, że Navri zupełnie inaczej podeszła do tematu tej konkurencji, niż Joel. Nie zawiązała mi oczu i nie kazała czekać, aż schowa kostkę. Zamiast tego, od razu powiedziała, że mogę zacząć poszukiwania. Przedmiot został ukryty wcześniej.
Utrudniło mi to zadanie, skoro planowałam użyć tej samej strategii, co ostatnio. Polegała ona w końcu na prześledzeniu ruchu animatora. Tymczasem zapach wadery w polu poszukiwań nie był już tak wyraźny. Podążanie zatartym śladem nie było wcale proste. Wielokrotnie gubiłam trop, a czasem też krążyłam w kółko. Moje błądzenie w polu poszukiwań znacznie się przedłużało.
Wreszcie zrezygnowałam z kolejnych prób znalezienia ścieżki wytyczonej przez zapach Navri. Zamiast tego, zaczęłam zaglądać pod każdy krzew, pod każdą gałązkę, każdy wystający korzeń, każdą roślinę na wyznaczonym terenie. Tylko takie rozwiązanie przyszło mi do głowy. Szkoda tylko, że ono pochłonęło JESZCZE WIĘCEJ czasu, a ja dalej pozostawałam z niczym. Moja cierpliwość zaczynała zawodzić. Gdzie jeszcze można było ukryć takie małe coś?! Co pominęłam? Gdzie nie zajrzałam? Starałam się nie dać po sobie poznać, że poddenerwowało mnie byle proste zadanie opłacane kartami, ale raczej średnio mi to wyszło.
Wtem dostrzegłam jeszcze jeden element otoczenia, na który nie zwróciłam wcześniej uwagi. Koło powalonego pnia leżał samotny głaz wielkości wilczej łapy. Chyba znajdował się jeszcze w wyznaczonym polu poszukiwań... Podeszłam bliżej i podniosłam go, używając swojej mocy wiatru. "W końcu" - powiedziałam w myślach. Kostka cały czas leżała pod nim. Przyniosłam ją animatorce. Chociaż trochę się tego obawiałam, nie skomentowała czasu moich poszukiwań. Jedynie pogratulowała zwycięstwa i wręczyła mi nagrodę. Podziękowałam krótko uczennicy, po czym odwróciłam się na pięcie i opuściłam polanę. Po drodze spojrzałam na swoją wygraną, a przede wszystkim przyjrzałam się złotej karcie. Za pełną kolekcję tego typu podobno można było zdobyć najciekawsze przedmioty. Miałam tylko nadzieję, że to nie powtórka. Postanowiłam, że rozwieję swoje wątpliwości, jak już wrócę do jaskini. Z tego co pamiętam, przekazałam wszystkie zdobyte wcześniej karty Tingowi. Uch... oby nie zgubił żadnej z nich.
- No proszę, kogo ja widzę - usłyszałam nagle.
Już dobrze znałam ten głos. Podniosłam wzrok i ujrzałam kawałek dalej Crane'a.
- Cześć - uśmiechnęłam się. - Coraz częściej na siebie wpadamy.
- A niby te tereny są takie rozległe - zaśmiał się basior, otrzepując swoje futro z opadłych igieł świerku. - Co słychać? - Podszedł do mnie bliżej.
- Właśnie zdobyłam więcej kart - oznajmiłam, chowając je do torby. - I pewnie później wrócę po kolejne.
- Może chciałabyś żebym ci pomógł w zbieraniu? - zapytał brązowy wilk.
- Ej, przecież już ostatnio sprzedałeś mi swoje karty po wyjątkowo zaniżonej cenie - zaznaczyłam, nieznacznie marszcząc czoło. - Nie chcę cię wykorzystywać.
- Wiesz, ostatnio nie mam zbyt wielu rzeczy do roboty... - mruknął. - Przyznam szczerze; nudzę się. Konkurencje festynowe okazały się być świetnym oderwaniem od monotonnej rzeczywistości. Jednak wiem, że nie zdążę już zebrać dość kart, żeby wymienić je na nagrody. Za późno się obudziłem. Mógłbym więc oddawać wszystkie tobie.
- Hm... - zabrzmiało to wiarygodnie. Może jednak nie powinnam rezygnować z takiej okazji. Głupio by było, gdyby zabrakło powiedzmy jednego elementu kolekcji do zdobycia najlepszej nagrody. - Skoro nalegasz... To może jakaś konkurencja dwuosobowa? - uśmiechnęłam się. W końcu one są lepiej nagradzane.
- Mówisz, masz - odparł pogodnie Crane. - Co powiesz na tę z torem przeszkód i związanymi łapami?
- Już raz brałam w tym udział, ale nie widzę przeszkód, żeby to powtórzyć.
Dostrzegłam, że ten brązowy basior ma nieco krótsze kończyny, niż As. To powinno ułatwić pokonanie przygotowanej trasy.
- Świetnie - ucieszył się samiec. - Chodźmy do Dantego zapisać się.
- Trzeba będzie najpierw go znaleźć - westchnęłam. - Na polanie spotkałam tylko Navri.
- Widziałem Dana w okolicach sceny. - oznajmił Crane. - Pewnie będzie jeszcze gdzieś w pobliżu.
Skinęłam głową i ruszyłam w odpowiednim kierunku. Crane zrobił to samo. Szliśmy teraz jedno obok drugiego. "Lubię tego basiora. Zawsze jest taki pogodny i uśmiechnięty. Miło spędza mi się czas w jego towarzystwie... ", pomyślałam.
Nagle straciłam grunt pod łapami. Nie zdążyłam użyć mocy i poleciałam z okrzykiem zaskoczenia w dół. Wykonałam w powietrzu niekontrolowany pełen obrót i upadłam na grzbiet. Jęknęłam cicho, nieco oszołomiona. Na szczęście ból był zbyt słaby, żebym podejrzewała u siebie jakieś złamania. Do tego sam lot nie był długi.
- Lind? - usłyszałam z góry. Otworzyłam oczy i popatrzyłam w stronę dziury, przez którą tutaj wpadłam. Dostrzegłam tam głowę zaniepokojonego Crane'a.
- Nic mi nie jest - odkrzyknęłam.
Powoli wstałam i rozejrzałam się dookoła. Trafiłam do jakiejś podziemnej jaskini. Nie docierało do niej wiele światła. Przy jednej ze ścian zauważyłam zbiornik wodny. Kiedy moje oczy lepiej zaadaptowały się do ciemności, zobaczyłam w pobliżu także kryształy i piękne kwiaty, przypominające trochę lilie ze srebra. Na ten widok zrozumiałam, gdzie trafiłam. To Tajemnicze Podziemia. Jeszcze nigdy tutaj nie byłam...
- Dasz radę stamtąd wylecieć? - odezwał się znów Crane. Spojrzałam w jego stronę.
- Jasne - zaczęłam przywoływać wiatr, żeby uformować z niego skrzydła. Jednakże zanim uniosłam się w powietrze, wypatrzyłam pośród kwiatów pewien naszyjnik. Nie myśląc nad tym długo, podniosłam go i zabrałam ze sobą na powierzchnię. Zmrużyłam lekko oczy, kiedy znów dotarły do mnie jasne promienie słoneczne. Wylądowałam miękko, w odpowiedniej odległości od dziury w ziemi i wciągnęłam w płuca świeże powietrze.
- Bardzo cię wystraszyłam, Crane? - zapytałam basiora.
- Bardzo - skinął głową. - Zwłaszcza, że ja nie potrafię latać.
- Spokojnie - poklepałam go po barku. - Z większych wysokości spadałam i jakoś żyję.
- No tak... Słyszałem tę historię - uśmiech wrócił na jego jasnobrązowy pysk.
Wtedy zauważył, że coś ze sobą przyniosłam. Popatrzył na zakurzony naszyjnik i zapytał:
- Znalazłaś to tam na dole?
- Tak - skinęłam głową.
- Mogę obejrzeć?
- Jasne - podałam mu swoje znalezisko.
Crane wziął to w łapy i parę razy obrócił. Zamrugał oczami.
- Hm... wydawało mi się, że wiem co to... Ale jednak nie.
Wtedy ja doznałam olśnienia.
- A ja już wiem - wzięłam od wilka swój nowy nabytek. - To Naszyjnik Prawdy, widziałam już taki u Leah.
- To ciekawe... - mruknął Crane. Dostrzegłam, że nagle jakby spoważniał.
- Jeszcze później się upewnię co do tego - schowałam znaleziony w Podziemiach przedmiot do torby. - To jak, idziemy?
- Idziemy - przytaknął basior.
<CDN>
Zdobyte kary: brązowe Bransoletka Życzeń, Pierścień Niezgody; srebrne: Kirin; złote: Fermitate.
Uwagi: Brak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz