Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

czwartek, 21 czerwca 2018

Od Lind "Spełni się" cz. 3


Wrzesień 2020
Jak to się stało? Skąd się tu wziął? Gdzie się podziewał? Jak tu trafił? Czy była na to jakaś szansa...?
W mojej głowie pojawiło się zbyt wiele pytań. Nadal wisiałam w powietrzu, ledwie poruszając skrzydłami wiatru. 
Dalej wpatrywałam się w ciszy w Odmieńca, który pół roku temu przedstawił mi się imieniem Ting. Strażnik Wichury Płomieni siedział teraz na gałęzi naprzeciwko mnie, przemoczony jeszcze bardziej niż ja. Ciężkie od wilgoci ubranie przylegało mu do ramion, a lotki z jego pióropusza były oklapłe i posklejane. Jedną łapę trzymał na odsłoniętej Wichurze, drugą opierał na kolanach zgiętych nóg. Złote oczy Odmieńca, spoglądające z ciemnych oczodołów czaszki, zatrzymały się na mojej osobie.
- Gdzie ty byłeś, Ting? - szepnęłam w końcu ze ściśniętym gardłem.
- Ja powinienem cię o to pytać, Pierzasta - odparł, podnosząc nieznacznie głowę. - Dwa tygodnie czekałem pod Skalnym Łukiem - oznajmił z pretensją w głosie.
- Zaskoczyły mnie gnolle... - mruknęłam po chwili. - Uciekając, nieco zboczyłam ze szlaku i... trafiłam tutaj - nie chciałam już sobie przypominać upadku.
Wtem gdzieś w oddali trzasnął piorun. Syknęłam i mimowolnie wylądowałam z powrotem na wilgotnej trawie. Podniosłam głowę, żeby dostrzec strażnika, wiszącego teraz nieco niżej, na jednej z lian. Oczywiście nadal trzymał Wichurę blisko siebie.
- Boisz się burzy, Pierzasta? - zapytał łagodniej.
- Nie... To tylko wrażliwy słuch. Każdy grzmot... uch... - potarłam swoje ucho. 
- Spędziłaś tutaj cały ten czas? - zaczął kontynuować poprzedni wątek, nieznacznie się kołysząc.
- Mniej więcej - skinęłam głową. - Dołączyłam do tutejszej watahy, ale niedługo potem, wróciłam w góry. Chciałam cię odnaleźć. 
- Ile to "niedługo" w twoim rozumieniu? 
- Em... - zawahałam się. - Tak czy inaczej, szukałam nawet w leżu gnolli...
- A ja cię miałem za mądrą wilczycę - wtrącił Odmieniec.
- Chciałam odzyskać Wichurę, Ting! - oburzyłam się. - Znalazłam pod Łukiem jedno z twoich piór. 
- I wzięłaś to za absolutne potwierdzenie, że dałem się złapać? - przekrzywił głowę.
- Nie wiem, może - prychnęłam. 
Po tych słowach, odwróciłam wzrok. Chciałam dobrze, chciałam odzyskać to, co nie powinno znaleźć się w łapach paskudnych gnolli. Coś, co należało do mnie. O ile nie szukałam tam także jego...
Zapadła między nami cisza. Deszcz padał coraz gęściej, szum kropel uderzających o liście, narastał z każdą chwilą. Odniosłam wrażenie, że zrobiło się jeszcze ciemniej. Ting wdrapał się na najniższą gałąź drzewa, pod którym stałam.
- Więc gdzie... byłeś ty? - przypomniałam sobie o kolejnym pytaniu. Powinnam się na niego obrazić za to, co powiedział, ale jakoś nie mogłam jeszcze tego zrobić. 
- Kiedy w drugim tygodniu pojawił się samotny wojownik gnolli, stwierdziłem, że powinienem iść dalej. Obszedłem okoliczne tereny z kilku stron - spojrzał gdzieś w bok. - Natrafiłem nawet na osadę ludzi. 
- Ludzi? Widziałeś ludzi? - machnęłam lekko ogonem.
- Powiedzmy. Było pośród nich sporo wilkołaków.
-  Jak tam jest? Jak jest w Mieście? - zaciekawiłam się. - Wilki stąd cały czas odwiedzają to miejsce. 
- Nie wiem, co powinienem myśleć. Niby wszystko kolorowe i ciekawe, a jednocześnie sztywne i surowe...
- A ci... ludzie? 
- Ludzie są aroganccy i jakby nieobecni. Myślałem, że więcej ich zwróci na mnie uwagę. Za to robią przydatne narzędzia. Szkoda tylko, że tak nietrwałe.
Dopiero wtedy zobaczyłam, że z jego plecaka wystaje coś jeszcze, poza gryfem banjo i dwoma kijami. Był to średniej grubości metalowy pręt, zakrzywiony na końcu. Kiedy Odmieniec złapał go i wyciągnął, dostrzegłam po drugiej stronie składany stelarz i wiszący, cienki materiał. Jak dla mnie, wyglądało to całkiem interesująco, jednak Ting odrzucił to niedbale na bok, niczym śmieć.
- Dobra, to czemu przybyłeś tu, do Lasu? - dociekałam dalej, moje pierwsze pytania stały się dla mnie ważniejsze. 
- Kiedy wydostałem się z kamiennej osady, trafiłem w końcu na teren jakiejś watahy. Nabrałem podejrzeń, że mogli cię tu widzieć. Później, koło jednej z jaskiń, znalazłem to - podniósł bok płaszcza.  
Otworzyłam szeroko oczy. Na jego pasie siedział białobrązowy gołąb pocztowy ze zwiniętym listem przy skrzydle. Ten doręczyciel miał też na nodze obrączkę z brązu przyozdobioną charakterystycznym symbolem. Widziałam już takiego! Podobno tak oznakowany ptak zawsze dociera do adresata. Instynktownie znajdzie go, dopóki ten żyje.
Odmieniec wziął ostrożnie w łapę to opierzone stworzenie. Wtedy zobaczyłam, że jedna noga ptaka była przywiązana średniej długości sznurkiem do pasa strażnika. Najwyraźniej chciał mieć pewność, że doręczyciel mu nie ucieknie. 
- Wiedziałem, że tu będziesz, bo ten list jest zaadresowany do ciebie. 
Zabrakło mi tchu, kiedy usłyszałam te słowa. Ting w międzyczasie pozwolił gołębiowi usiąść na swoim palcu. W końcu wyciągnęłam łapę po wiadomość. Delikatnie rozwinęłam papier i przejechałam wzrokiem po tekście. Wyraz zaskoczenia na moim pysku wkrótce zastąpił szeroki uśmiech. List był od Babci. Usiadłam i wzięłam się natychmiast za lekturę. 
Moja opiekunka zaczęła wiadomość od wyrażenia swojej pewnośoć, że zdobyłam Wichurę Płomieni. Opowiedziała pokrótce, jak wyobraża sobie miejsce, w którym teraz jestem, przytaczając fragment "Jesieni Tysiąclecia". Powiedziała, że zastanawia się, czy jestem nadal w drodze, czy może już gdzieś osiadłam. Może poznałam przyjaciół, może nawet basiora, z którym spędzę resztę życia.
O tak, to by było coś...
W liście Babcia napisała też, że świat ma teraz nareszcie szansę pokazać mi coś więcej. Od zawsze wiedziała, iż kocham rodzinny dom, jednak ktoś taki jak ja, nie może spędzić całego życia w martwym miejscu. 
"Czas odetchnąć pełną piersią. Powodzenia, moja mała Lind." - tak zakończyła swoją wiadomość.
Westchnęłam. Chociaż nie mam już na sobie naszyjnika, wciąż nie jestem sama. Nigdy nie będę!
Strażnik Wichury zaskoczył z gałęzi i stanął obok mnie. Słyszałam, jak odstawia swój ukochany słoik na ziemię. Nawet nie drgnęłam, chyba zaczął się zastanawiać, czy wszystko ze mną w porządku. 
- Nie wiem, co w tym liście tak cię zachwyciło - oznajmił Ting, kiedy miał już pewność, że skończyłam. - Zwykły, tradycyjnie napisany list i życzenia na nowy rok - mruknął.
- Nowy... zaraz, chwila - spojrzałam na niego. - Czytałeś to?! 
- Tak, a co? 
- Jakim prawem? Tak się nie robi! - wybuchłam. 
- Chciałem tylko rzucić okiem, co to - wzruszył ramionami rozmówca. 
- Ale mam chyba jakieś prawo do prywatności - rzuciłam zdenerwowana.
- W czym fakt, że to zrobiłem przeszkadza? - zapytał spokojnym głosem strażnik. 
- Cudzych listów się po prostu nie czyta - odparłam oschle. 
- Czyli nie masz sensownej odpowiedzi - podsumował. 
Szkoda mi nerwów na tego pajaca. Dopiero co się tu zjawił, a już kombinuje i udaje, że nic się nie stało. Zwinęłam wiadomość i schowałam do torby. 
- Nie wypuszczaj jeszcze tego gołębia. Zamierzam odpowiedzieć Babci na ten list - powiedziałam do Odmieńca, który gładził w międzyczasie to pierzaste stworzenie po grzbiecie zewnętrzną stroną łapy.
Moja warta się pewnie już kończy, pomyślałam. Oddaliłam się znacznie od swojej pozycji, powinnam wrócić i sprawdzić teren. Chociaż... Nie, najpierw obowiązki służbowe. 
- Słuchaj, Ting... Skoro jestem strażnikiem terenów, powinnam już wracać na granicę watahy i obejrzeć dokładnie okolicę. 
- Wracasz na ten deszcz? To ja tutaj zaczekam, mnie się nie spieszy - posadził gołębia z powrotem na pasie,  podniósł "swój" artefakt i wrócił na nisko zawieszoną gałąź.
- Nie możesz zostać tutaj sam - odparłam. - Ktoś cię jeszcze weźmie za intruza.
- Nie wystarczy, że ty mnie za niego wzięłaś? 
Spojrzałam na niego z rezygnacją. 
- Do której masz tę wartę? 
- Do rana - odpowiedziałam.
Odmieniec podniósł wzrok ku koronom drzew.
- Pewnie to już niedługo - spojrzał znów na mnie. - Wiesz... nie lubię nocy bez gwiazd. Ostatnio było ich za dużo.
- Chmury zasłaniające gwiazdy odpowiadają też za te ulewy i powódź - westchnęłam. 
- Ulewy, deszcz... Nie znoszę deszczu - mruknął Ting. 

<CDN>


Uwagi: Nie "tą wartę", a "tę wartę".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz