Sierpień 2020
-
Co to jest? To się świeci! - wskazałam łapką jeden ze słoików. Babcia
przerwała na chwilę rozcierać jakieś dziwne liście w moździerzu i
popatrzyła na półkę.
- Tam na górze? To Szałwia Wschodu - odparła, wracając do poprzedniej czynności. - Naturalny blask magicznej aury - wyjaśniła.
- Skąd ją masz? - zaciekawiłam się. - Koło naszego domu świecą tylko świetliki.
Szuranie moździerza znów ustało.
- Nie mogę ci odpowiadać na wszystkie pytania - usłyszałam.
- Dlaczego? - opuściłam uszy, podchodząc do Babci.
- Nie przygotowałam się.
Nie rozumiałam tej odpowiedzi. Jak to ma działać? Babcia nie wie skąd to jest? Nie wie jak to ubrać w słowa? J a k to działa?
- A co robisz tutaj? - oparłam pyszczek na blacie.
- Rozcieram miętę i rumianek.
- Aa... - popatrzyłam kątem oka na półkę.
Czemu Babcia dotąd trzymała to śmierdzące zielskiem pomieszczenie zamknięte przede mną? Co w tym takiego szczególnego?
- Posegregowałaś już liście?
-
Tak... - odpowiedziałam od niechcenia i odeszłam od stołu, przy którym
pracowała Babcia. Wróciłam przed wielki regał z mnóstwem słoików. Wydał
mi się najciekawszym elementem pomieszczenia.
Jedne
naczynia były większe od drugich. Moją uwagę zwrócił tym razem
najmniejszy. W środku były czerwone, bardzo cienkie listki. Naczynie
owinięto etykietką, jednak było to podpisane zbyt niewyraźnym pismem.
- Babciu... A co to, to małe?
- Hm? - odwróciła się. - To Smocze Ziele.
- Fajnie brzmi - ucieszyłam się.
-
A jeszcze fajniej działa - zamyśliła się Babcia. - Słyszałam, że osoba,
od której to mam, po spożyciu tych ziół, była w stanie wspiąć się bez
niczyjej pomocy na niemalże szczyt wielkiej góry.
- Łał.... Gdzie to można zdobyć?
***
Siedziałam
właśnie z Leah i Manahane nad Wodopojem, kiedy usłyszałam już z daleka
dwa głosy - dorosłego basiora i młodej wilczycy. Na chwilę wyłączyłam
się z rozmowy o niczym i skupiłam na słowach odległych wilków.
Postawiłam uszy, niepożądane dźwięki przestały do mnie chwilowo
docierać.
- Co u Aoki? - zapytała młodsza.
- Dobrze, robi postępy - odparł basior.- Pozwoliłem jej przenocować dziś w jaskini Moone.
Słyszałam, jak się zbliżają. Ugh... I tak niezbyt wiem kim są wspomniane wilki, mruknęłam
do siebie w głowie. Rozluźniłam się i spróbowałam wrócić do normalnej
rozmowy. Podejrzewam, że któraś z koleżanek mogła zauważyć moje chwilowe
odpłynięcie, jednak żadna nie odniosła się do tego. Może to i lepiej...
Z
zarośli wynurzyły się dwa wilki. Czyli jednak zmierzali prosto nad
Wodopój. Jak na komendę, wszystkie trzy zamilkłyśmy i skierowałyśmy
wzrok w stronę szarego basiora z czerwonymi akcentami na czuprynie,
mającego na oko więcej niż osiem lat. Dreptała za nim nieduża,
chuderlawa, biała wadera o oklapniętych uszach. Wilka na sto procent
widziałam już, jednak nie byłam pewna tego, w kwestii młodszej ode mnie
wilczycy.
Tak czy inaczej, szary zatrzymał się i popatrzył
dziwnym wzrokiem w naszą stronę. Trwało to dwie, może trzy sekundy,
później jak gdyby nigdy nic zwrócił się do towarzyszki. Mówił jej coś o
roślinach, wyjaśnił to i owo, na co wilczyca pokiwała głową i odeszła
kawałek. Tymczasem basior podszedł do brzegu zbiornika wodnego i zaczął
rozgarniać łapami kamienie.
Zauważyłam wtedy jeszcze jedną
osobę, to była Yuki. Stała nad wodą i piła. Czyli jednak... Miałam
dziwne przeczucie, że słyszałam z daleka trzecią osobę, jednak mogłoby
się wydawać że czarna wadera nie przyszła z tamtą dwójką. Zanim zdołałam
się nad tym wszystkim zastanowić, odezwała się Mana. Moja uwaga
powróciła na pozostałe wilki.
- Zabrakło zapasów, co? - zapytała Hane z przekąsem.
- Kiedyś to musiało się stać - odparł spokojnie tamten.
- Może panu pomożemy? - zapytałam, połączywszy fakty, że chodzi o zbieranie składników do eliksirów i tym podobnych.
Wyprostował się i popatrzył w moją stronę.
- Lind, tak?
- Tak - odparłam. Jak to jest, że on pamięta moje imię, a ja jego wcale? Nie, że będę się przyznawać...
-
Nie sądzę, by to było konieczne - powiedział. - Navri musi się nauczyć
rozróżniać odpowiednie rośliny. Jest to część jej szkolenia.
Zapadła chwilowa cisza.
-
Nie uczono w moich stronach wiele o ziołach, a sam pan przed chwilą
przyznał, że zapasów jest mało - mruknęła Leah. - Może dołączyłybyśmy do
pomocy w dalszym gromadzeniu?
Basior wyglądał przez moment, jakby się zastanawiał.
-
Wszelka pomoc jest wskazana - stwierdził, przywołując uśmiech na pysk. -
Lecz nie gwarantuję, że zdobycie wszystkich ziół będzie łatwe lub nawet
możliwe. Żeby nie było, że wracacie z pustymi łapami, możemy się na
końcu równo podzielić - dodał.
Spodobała mi się ta perspektywa. Plus, zawsze to jakieś nowe doświadczenie.
- Co wy na to, kompania? - zapytałam Leah i Manahane.
Fioletowa wadera zdobyła się na jako-taki uśmiech.
- Czemu nie - powiedziała srebrzysta wilczyca.
- Wyśmienicie.
Basior
wyjaśnił nam gdzie się spotkamy i jak to będzie zorganizowane. Kiedy
wszystko było już ustalone, rozeszliśmy się. Każdy w swoją stronę.
***
W
swojej jaskini, długo wymiatałam piach, używając ogona jak miotły.
Wcześniej układałam papiery, zbierałam w jedno miejsce wszystkie
"znajdźki" z watahy (były porozkładane dosłownie wszędzie) i
przygotowałam kolejne zapasy mięsa do upieczenia przy najbliższej
okazji.
Na ogół nie znoszę sprzątania, ale to, co było w
mojej jaskini, po prostu źle świadczyło o mnie. Skończywszy położyłam
się na posłaniu i zaczęłam kolejny wieczorny powrót pamięcią do domu
Babci. Ostatnimi czasy robiłam to coraz częściej.
Babcia też
zbierała zioła, robiła z nich różne leki i tym podobne, jednak nigdy nie
nauczyła mnie tego wszystkiego. Nawet pomimo faktu, że sama ją o to
prosiłam, miałyśmy zacząć od lata bodajże. Plany zmieniły mi się
drastycznie, kiedy zainteresowałam się Kanionem Magmy i dyrdymałami
związanymi z tym. Podporządkowałam wszystko wykuwaniu map, zasad
zachowania w różnych sytuacjach i doskonalenia moich umiejętności pod
ten kierunek. Rety... ja poświęciłam w s z y s t k o, co mogłam mieć
zamiast tego. Skierowałam wzrok na pierwszy rysunek ze sterty.
Przedstawiał Tinga, była to scena odzwierciedlająca fragment naszej
walki.
Przegrałam ją, dużo straciłam, ale miał mi zostać chociaż ten głupi słoik.
MIAŁ.
W
ten oto sposób, tego wieczoru wróciła mi złość na tamten błąd.
Chociaż... Ile czasu już minęło? Cztery miesiące? Westchnęłam i
położyłam głowę na łapach. Spróbowałam zasnąć.
Najszybszy z nich wszystkich, nie może widzieć ciosu, jeśli chcesz mu go zadać.
***
Zdołałam
się nie spóźnić na umówione wczoraj spotkanie. Na miejscu czekał już
Kai, a z nim także Yuki, Navri i Leah. Kiedy dołączyła do nas także
Manahane, wyruszyliśmy w stronę Zielonego Lasu. Po drodze przewodniczący
dzisiejszej wyprawy wymieniał różne nazwy roślin. Było widać, że Navri
była bardzo skupiona na zapamiętaniu jak największej ilości nazw. Ja w
sumie nie przykuwałam do tego aż takiej uwagi. I tak nie wiem jak
wyglądają, po co mi nazwy?
Chociaż większość określeń wypadała mi drugim uchem, jedno zwróciła moją uwagę. Wydawało mi się, że już to słyszałam...
- Chciałabym zobaczyć ten cały Dzwoneczek Słońca - mruknęłam.
- Czemu by nie spróbować go odnaleźć? - zaśmiał się Kai.
- Więc gdzie może być? - kontynuowałam temat.
- Gdzieś bardziej w środku lasu. Na razie rozejrzyjmy się za tymi, które są w pobliżu.
- Takimi jak ten? - wtrąciła niepewnie Navri.
Zatrzymaliśmy się. Najmłodsza uczestniczka wyprawy wskazywała kwiat o pomarańczowych płatkach i małych listkach.
- Tak! Przegapilibyśmy go. Świetnie, Navri - basior pochwalił drobną waderę.
- Jak się nazywa ten okaz? - zapytała Hane.
- Aurantiaco spica, właściwe spolszczenie nie jest w użyciu - wyjaśnił Kai.
- Czerwony... Cierń? - próbowałam użyć mojej dość ograniczonej znajomości łaciny.
- No... niezupełnie - odparł, ostrożnie wykopując roślinę.
Leah
wyglądała jakby też próbowała w głowie przetłumaczyć nazwę. Tymczasem
Yuki stała z boku, jakby tylko czekała niecierpliwie, aż pójdziemy
dalej. Tymczasem ja spróbowałam przypomnieć sobie skąd kojarzę nazwę
tamtego wspomnianego wcześniej Dzwoneczka. Coś... Jakiś dziwny epizod.
Nie da mi to spokoju.
Chodźmy dalej...
<Kai?>
Uwagi: Rozwijaj skróty (np., itp., itd., WMW).
Uwagi: Rozwijaj skróty (np., itp., itd., WMW).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz