Opowiadanie wchodzi w skład sztafety.
Luty 2020 r.
Prowadząc eskadrę szczeniąt czułam się pewnie. Byłam jedną z młodszych
osobników, lecz udało mi się zmanipulować nawet najstarszego Winterena,
czy fałszywą Torance. Wspinaczka była męcząca, ale cel był ważniejszy
niż jutrzejsze zakwasy. Po niedługim czasie Wii i Shen zostali z tyłu.
Nawet najmłodsza Navri była od nich wytrzymalsza. Zarządziłam postój, by
mogli trochę odpocząć.
- Jestem głodny – zaczął marudzić Shen.
- Też – powiedziała Moone. Spojrzałam na nich zabójczym wzrokiem.
- Chyba nie będziesz ich zmuszać do podróży z pustym żołądkiem – rzekł Winteren. Westchnęłam.
- Nie mogliście zjeść przed wyruszeniem w drogę?
- A mieliśmy jakiś czas wolny? – Do kłótni dołączyła się kochana Torance.
- Mogliście poprosić. – Mój puchaty ogonek znajdował się w górze, a uszy
były postawione na sztorc. – Ale teraz już jest za późno.
- I co zrobisz? – Zapytał Shen.
- Kto jest na siłach by polować? – Rozejrzałam się po szczeniętach.
- Ja – powiedziała Navri. Reszta cichła.
- Ktoś jeszcze? – Zapytałam zniecierpliwiona. – Dobra, Moone i Torance
będziecie polowały – wybrałam. Bez żadnych słów wyruszyliśmy na „małe”
polowanie. Oczywiście, prowadziłam je, a jakże inaczej. Po paru minutach
Navri wytropiła zająca. Posłałam ją by go upolowała. Nie minęło za
wiele czasu a wszystkie się rozdzieliliśmy. Znalazłam jakieś małe oczko,
pełne ryb. Stojąc nad brzegiem zwinnie łapałam wszystkie napotkane
żyjątka. Ostatecznie zebrałam ich ponad dwadzieścia. Przez mijający czas trochę
zgłodniałam. Złapałam za ogony ofiary i zaniosłam do miejsca w którym
czekał Shen i Winteren. Oprócz nich była już tam Navri, z dwoma dosyć
tłustymi zającami. Położyłam swoją zdobycz na boku, gdyż wiedziałam że
wolą coś sytego, niż nędzne ryby. Po chwili przyszła Tor i Moone,
ciągnąc wspólnie małą sarnę. Zaczęłam jeść to co sama upolowałam.
Zjadłam cztery piąte tego co upolowałam. Byłam bardzo głodna. Brzuch
bolał mnie z przejedzenia. Rozejrzałam się po szczeniakach. Tylko
jeszcze Moone dojadała resztki. Z dwudziestu ryb, dwóch tłustych zajęcy i
małej sarny zostało tylko cztery ryby, trzy czwarte zająca, połowa
sarny i parę kości.
- Jesteście najedzeni? – Zapytałam.
- Taaak… - powiedzieli chórem, oprócz Navri i Moone.
- Jak chcesz możesz zjeść więcej – rzekłam w stronę najmłodszej.
- Nie jestem głodna – orzekła.
- Powinniśmy się ruszyć i iść dalej – zaproponowałam.
- Nie jestem w stanie się podnieść – zaczął marudzić Shen.
- A kto jest w stanie?
- Ja. – Wstała Tor.
- Ja też – oświadczył Wii.
- Oraz ja. – Rzekła i tak już stojąca Navri.
- Ciągniecie Ashe i Moone. – Gdyby ich spojrzenie mogło zabić, już dawno byłabym martwa.
- Nie chcę być ciągnięta! – Mo się oburzyła.
- Więc rusz cztery litery – zawarczałam. - Jeżeli mamy jeden bagaż mniej, to ktoś z was niech zabierze sarnę i zająca. – Cisza.
- Ty tak na serio chcesz iść dalej? – Zapytał Wii.
- Nie? – Zaprzeczyłam.
- Więc po co to całe ciągniecie i zabieranie rzeczy? – Skrzywił się.
- Musimy znaleźć jakąś kryjówkę, w której moglibyśmy wypocząć. –
Oświadczyłam. – Po odpoczynku zatrzemy wonie i ruszymy w dalszą podróż.
- Dlaczego będziemy musieli ciągnąc zdobycze? – Do rozmowy dołączyła Torance.
- Przecież nie może się zmarnować. – Wyjaśniłam. Shenvedo Ashe wstał. Wszystkie oczy zwróciły się w jego stronę.
- Jednak nie będziecie musieli mnie ciągnąć… - Ledwo co wymamrotał.
- Jeżeli możesz iść do zabierz te cztery ryby i kości. – Wydałam rozkaz.
– Wii, zabierz zająca. – Spojrzałam się na Torance i Navri. – Wy
będziecie ciągnąć sarnę.
- A co z Moone i tobą?
- Ja jestem wodzem, a Moon zastępcą. – Uniosłam wysoko głowę oraz podniosłam ogon. – My nie możemy wykonywać czarnej roboty.
- Mogę im pomóc – zaczęła bronić się przyjaciółka.
- Zabierz dwie ryby od Shena.
- Aoki, to nie fair. – Zaczął bronić innych Winteren. – Powinnaś też coś zrobić.
- Ale przecież nie ma już nic do roboty. – Zaśmiałam się. Prychnęli.
- No to brać się do pracy. Ja kieruję. – Oświadczyłam.
*Później*
Zobaczyłam małą szramę, po cienkim strumyku.
- Ha! – Popędziłam w jej stronę. – Znaleźliśmy. – Wypięłam dumnie pierś.
– Moone, spenetruj ją czy jest tam wystarczająco dużo miejsca by
umieścić tutaj d*psko Torance i Shena. – Wspomniane szczeniaki spojrzały
na mnie zabójczym wzrokiem.
- A sama nie możesz? – Bronił jej Wii.
- Moone ma chyba własnego Kena. – Zaśmiałam się chamsko. – Ja tu rządzę, więc się nie udzielaj.
- Nie zgodziliśmy się byś nami rządziła. – Zaprzeczyła Tor.
- Ale ja tak mówię. – Zadarłam brodę. – To ja tu jestem najmądrzejsza z
was. – Navri prychnęła. Wszyscy patrzeli na mnie z odrazą. – No dalej
Moon, idź badać jaskinię. – Z opuszczoną głową, wadera niechętnie weszła
do środka. Po paru minutach wybiegła z piskiem.
- Co tak piszczysz? – Skrzywiłam się.
- P-pająk… - Cała się trzęsła.
- O boże… To tylko mały pa… - Z jaskini wypełzł wielki, włochaty, kilkunastu centymetrowy pająk.
- Wii, sprawdź czy jadowity. – Basiorek nie ruszył się z miejsca.
Prychnęłam. Niechętnie podeszłam do stworzonka i łapą zmiażdżyłam
głowotułów insekta. Moją łapę pokryła klejąca maź. Odwróciłam się i
poszłam w stronę Wii. Gdy stałam już naprzeciwko niego powiedziałam:
- Tak trudno było się go pozbyć? – Wytarłam łapę o jego sierść.
- Oszalałaś?! – Zakrzyczał.
- Nie wykonałeś rozkazu. – Uśmiechnęłam się chytrze. Skrzywił się.
- Nie jesteśmy twoimi podwładnymi.
- Owszem, jesteście. A teraz zanieście zdobycze do środka jaskini, a w
razie pająków je tylko zgniećcie. – Jak ja kochałam wydawać rozkazy.
< Moone? Wykonaj rozkaz! :’3 >
Uwagi: Brak daty! "Niedługim" piszemy razem. Liczby i cyfry w op. piszemy słownie! Powtórzenia, literówki... Nie "zkrzywiłam", tylko "skrzywiłam".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz