Luty 2020 r.
To już chyba będzie mój zwyczaj, dopóki nie trafię do jakiejś grupy.
Łowy z grupą popołudniową sprawiają mi ogromną przyjemność. Dzisiaj
tropiliśmy trochę większą zwierzynę – jelenie. Sama o upolowaniu czegoś
tak dużego mogę jak na razie sobie pomarzyć.
- Mam coś! Na południe stąd, małe stadko! – krzyknęłam do reszty.
- Ile? – spytał Dante.
- Chyba siedem sztuk. – odparłam. Ruszyliśmy w odpowiednim kierunku.
Shiryu odbiegł trochę w prawo. Nagle rozległ się jego krótki, zduszony
krzyk, odgłosy szamotaniny, a na koniec cisza. Pobiegliśmy sprawdzić co
się stało. Okazało się że basior wpadł do rowu, a fart chciał że akurat
popasało tam stado saren. Wilk zabił dwie.
- No to żeś trafił, Shiryu! – zaśmiał się Dante.
Ukryliśmy zwierzęta w krzakach i ruszyliśmy dalej na południe. Naraz zwolniliśmy. Jelenie były blisko.
Gdy doszliśmy na miejsce podeszłam do zwierząt nich z lewej strony i
skoczyłam. Niestety źle wycelowałam i zamiast trafić w środek stada i
przegonić je do wspólników, to wskoczyłam… na grzbiet byka. Jeleń stanął
na tylnych nogach i zaczął skakać, próbując mnie zrzucić. Zachowując
resztki rozumu, chwyciłam zębami kark stworzenia. Niestety nie byłam
jeszcze na tyle silna, by go zmiażdżyć, więc spróbowałam ugryźć go w
szyję. Ale zanim udało mi się dobrze chwycić, coś uderzyło w byka i go
powaliło. W ostatniej chwili odskoczyłam. To Dante i Shiryu dokończyli
dzieła. Martwe zwierzę leżało u naszych łap.
- Może ktoś z was ruszyłby tu swój zapchlony tyłek i mi pomógł? – jakieś
dwadzieścia metrów za nami rozległ się sarkastyczny głos Yuki.
Podeszliśmy tam… i ujrzeliśmy martwego byka i dwie łanie.
- Sama je zabiłaś? – spojrzałam zdumiona na Yuko. Zupełnie mnie zignorowała.
Gdy taszczyliśmy zdobycze, z podziwem przyglądałam się Yuki.
Niesamowite… Reny zawsze były i będą ponadprzeciętnie głupie, więc
polowały na nie nawet szczeniaki. Jelenie to co innego...
Mieliśmy jeszcze trochę czasu i poszliśmy na ryby. Kilka rad od Shiryu,
raz jego pomoc i złapałam dwie. Było to żałosne osiągnięcie, ale i tak
byłam z siebie dumna. Reszta od niechcenia złapała po trzy, więc razem
mieliśmy jedenaście.
Wieczorem udaliśmy się na spoczynek. Chciałabym nazwać któregoś ze
wspólników przyjacielem. Uważam się za odważną osobę, ale zawsze czekam w
takich sprawach, aż strona przeciwna zrobi pierwszy krok. Biorę to
wtedy za dowód szczerej przyjaźni.
Udałam się na kolację. Po skończonym posiłku poszłam do swojej jaskini. Przydałoby się tu trochę umeblować…
*** Następnego dnia w południe***
Dziwnie jest przemieszczać się przez las jako człowiek. Chciałam
pokręcić się po Mieście. Gdy dotarłam na miejsce, widok trochę mnie
oszołomił. Takiego ruchu jak dzisiaj jeszcze nie widziałam. Podobno w
godzinie szczytu może być jeszcze większy. Potrząsnęłam głową i
ruszyłam. Barwne wystawy w sklepach ciągle odwracały moją uwagę i stało
się to co w końcu stać się musiało. Potrąciłam człowieka.
- Przepraszam… - powiedziałam szybko. Nie chciałam zwracać na siebie zbyt dużej uwagi.
- Nic się nie stało. Jesteś tu nowa? – No i super. Zaczęło się przesłuchanie
- Tak, jestem tu od niedawna. – Odparłam, próbując się wymknąć. Natrętny nieznajomy zupełnie bezwiednie zagrodził mi drogę.
- Miło poznać. Jestem Artur Forester.
- Leah Fillan. – mam nadzieję, że wymyślone na poczekaniu nazwisko brzmi w miarę normalnie.
- Jest pani z Finlandii? – spytał.
- Tak. – powiedziałam to, by uniknąć pytań typu ,,to skąd?’’. – Przepraszam, ale muszę już iść.
- To do zobaczenia!
- Do zobaczenia. – powiedziałam i szybko się ulotniłam. To była moja pierwsza rozmowa z człowiekiem…
Podeszłam do wystawy z pięknymi ozdobami naściennymi. Bardzo chciałam
coś kupić, ale nie miałam pieniędzy. Wypadałoby poszukać jakiejś pracy.
Może pan Forester wiedziałby gdzie szukać? Na polowanie się nie
wybieram, więc mam czas by go odnaleźć.
Znalazłam go. Przechodził przez ulicę. Już chciałam się za nim udać, gdy
nagle zauważyłam auto. Jechało wprost na przechodzących przez ulicę
ludzi, w tym na Artura…
- Panie Forester! Panie Forester! – Ludzie na ulicy usłyszeli krzyki i w
porę przebiegli na chodnik. Ale Artur się potknął. Moja reakcja była
szybka i na szczęście obyło się bez przemiany. Podbiegłam do pana
Forestera, pomogłam mu wstać i wejść na chodnik. W ostatniej chwili.
- Pani Fillan… Dziękuję. – spojrzał na mnie z wdzięcznością
- Każdy by to zro…
- Ale tylko pani nas ostrzegła. Uratowała mi pani życie.
- Bez przesady, panie Forester…
- Proszę, mów mi po imieniu.
- Dobrze…
*** Wieczorem***
Zmieniłam się w wilka i udałam w stronę watahy. Artur bardzo chciał mi
się odwdzięczyć. Powiedział, że pracuje w szpitalu i obiecał załatwić mi
tam robotę. Na razie nie mam co liczyć na nic więcej niż sprzątaczka,
ale zawsze coś. I tak zrobił da mnie bardzo dużo.
Wróciłam do domu. Byłam padnięta i od razu zasnęłam. Na dziś dość wrażeń.
Uwagi: Brak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz