Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

czwartek, 20 kwietnia 2017

Od Suzanny "Wyłamanie ze schematu" cz. 2 (cd. Sierra)

Styczeń 2019 r.
Wyrzucili mnie z pracy. Tak jak myślałam. Dawno mnie w końcu nie było, musiałam się liczyć z tym, że się w końcu mnie pozbędą. Potarłam ręką zmęczoną twarz. Jakoś nie miałam głowy do dodatkowego biegania do pracy, podczas gdy miałam masę roboty w watasze. Samo pilnowanie byłych członków Watahy Czarnego Kruka było dość męczące, nie wspominając o rekrutacji czy kontrolowaniu wszystkich dyżurów. Nawet, jeśli pomagał mi Fermitate, było to niezwykle trudne. Przeszły mnie dreszcze na samą myśl, że wedle tego, co mówił, już za rok go ze mną nie będzie. Samodzielnie radzić sobie z nawałem roboty... Przecież się nie rozmnożę.
Otrząsnęłam się z tej myśli. Czas na rozważania, co zrobić, będzie później. W sumie stojąc tak pod dachem przy wejściu do huty szkła i czekając, aż przestanie tak lać, doszłam do wniosku, że praca robocza raczej nie była dla mnie. Lepsza by była jakaś mniej męcząca fizycznie, papierkowa... Trochę dorosłam, więcej zrozumiałam, więc wiem, co chcę w życiu robić. Udało mi się nawet nauczyć czytać. Byłam z tego powodu bardzo z siebie dumna. Bardzo przydatna umiejętność, jednak wymagała lat praktyki. Może powinnam uczyć tego w szkole? Nie, nie miałabym na to czasu. Westchnęłam w duchu. Tak wiele mogłabym osiągnąć, gdyby tylko dzień nie był tak krótki.
Nagle moje bystre oczy wypatrzyły dwójkę dość osobliwych ludzi. Szczupły mężczyzna, który przypominał mi nieco papugę, niósł równie barwy parasol, a tuż pod nim stała kobieta. Była średniego wzrostu, ubrana w żakiet i dopasowane spodnie o pastelowej barwie. Jej włosy były ciemnobrązowe, koloru gorzkiej czekolady, zebrane w luźny kok, a oczy jasne, przenikliwe. Pod lewym okiem miała dwa pieprzyki. Zastanowiło mnie to, czy nie jest im zimno, ale chwilę później uświadomiłam sobie, że musieli wysiąść przed chwilą z czarnego, wyraźnie drogiego auta.
- There's a perfect place for this scene. Take a photo and let's go to next road.
- That's right, Mrs. Vinyl - potaknął mężczyzna i zrobił zdjęcie chodnika. Ujęli na nim również i mnie. Posłałam im mordercze spojrzenie. Nie miałam pojęcia, o co chodzi, ale nie chciałam pojawić się na okładce żadnego z magazynów. Kiedy przechodzili tuż obok mnie, warknęłam:
- Hej, wy!
Obrócili się w moim kierunku. Ich oczekujące, choć nieco niewyrozumiałe miny wskazywały na to, że mam mówić.
- Usuńcie to zdjęcie.
Patrzyli na mnie jak na głupią.
- Can you speak in English, please? And we haven't got too much time, so you must be a fast.
Nic nie rozumiejąc, poczułam jeszcze większą złość. Zdecydowanie nie był to dobry dzień do denerwowania mnie. Szczególnie, że się nie wyspałam.
- Nie będziecie mnie tutaj zaklinać żadnymi czarami! Mówcie po polsku, inaczej sama wam zabiorę to... - zwróciłam wzrok na urządzenie, które mężczyzna wciąż ściskał w dłoniach - ten... aparat!
Dalej patrzyli na mnie tak, jakbym spadła z księżyca. W końcu kobieta włożyła ręce do kieszeni i na odchodnym rzuciła:
- I said: we haven't got time for a strangers.
Papuga oczywiście pognał za nią, a barwny szalik się za nim ciągnął, powiewając na wietrze. Pilnował, aby nie zalał jej deszcz. Rozzłoszczona kopnęłam pobliską puszkę wypełnioną deszczówką. Trafiłam w okolice nóg przybyszów, przez co ich nogawki były teraz zalane. Z ust kobiety wydobył się okrzyk zaskoczenia. Nie dowierzała w to, co właśnie zrobiłam. Włożyłam ręce do kieszeni, nie odrywając od nich wzroku. Było mi już zimno w dłonie.
- What... you... - wydusiła kobieta, na co ja tylko wzruszyłam ramionami. Wyglądała na naprawdę wściekłą, jednak uznawszy, że nie warto się dalej wykłócać, odeszła. Teraz przynajmniej patrząc na to zdjęcie przypomną sobie brudne spodnie i zmarznięte nogi. Westchnęłam cicho i oparłam się o ścianę.
Powoli zaczynało się wypogadzać. Ulewa zmieniła się w mżawkę, jednak pomimo bluzy z kapturem, nie miałam chęci się jeszcze stamtąd ruszać. Nagle wypatrzyłam dziwnie znajomą sylwetkę. Wyszła z posterunku policji, jednak po jej zachowaniu poznałam, że wcale nie była na żadnym przesłuchaniu, tylko zwyczajnie tam pracowała. Zmarszczyłam brwi. Wyrzucili ją? Nie, wyglądała na zbyt spokojną. Ukucnęła przy przystanku autobusowym i wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów. Kiedy sięgała po zapalniczkę, zwróciłam uwagę na jej oczy. Nie przypominały tych zwyczajnych, ludzkich. Była w nich dzika głębia.
Najciszej jak tylko umiałam, postanowiłam się zbliżyć. Zapach wskazywał na to, że miałam do czynienia z wilkiem. W dodatku z mojej watahy. Poczułam się głupio, że nie umiem jej rozpoznać, jednak postanowiłam tego nie ujawniać. Oparłam się o kant ściany, tak, by znaleźć się jednak pod dachem.
- A zdaje się, że wilki nie mogą palić - skomentowałam.
- Widzisz wyłamuję się ze schematów.
Prychnęłam.
- Żeby co? Nie umrzeć ze starości, jak pozostali, tylko na raka płuc? To żadna imponująca indywidualność.
- To moja sprawa, rozumiesz? Nie możesz się wtrącać w moje życie... - wtedy odwróciła twarz w moją stronę. Uśmiechnęłam się krzywo, wyraźnie ironicznie. Dopiero kiedy zrzuciłam kaptur, jej oczy się rozszerzyły. Poznała mnie.
- Suzanna?
Skinęłam głową. Po chwili jednak uznawszy, że nie ma sensu dziwić się mojej obecności dalej, nieco się rozluźniła się i zaciągnęła ponownie. Kiedy gryzące opary dotarły do mojego nosa, zakasłałam i pomachałam przed twarzą ręką.
- Wiesz, że palacze bierni są bardziej narażeni, niż czynni? - zapytałam.
- W takim razie odejdź.
- Chcę ci tylko to uświadomić - Nagle przypomniało mi się, skąd kojarzyłam jej krwistoczerwone oczy. Była tą koleżanką starej wyroczni. - Kai nie byłby zadowolony.
Znieruchomiała na ułamek sekundy, po czym prychnęła z pogardą. Zaciągnęła się ponownie. Wyglądało na to, że nic sobie z tego nie robi i robić nie zamierza.
- No nic, widzę, że cię to nie ruszy. W porządku. Nie mogę ci zabraniać takich rzeczy. To rzeczywiście twoje życie i szkodzisz samej sobie. Tylko proszę, nie rób tego w pobliżu pozostałych wilków, dobrze?
Mruknęła coś niezrozumiale. Nagle zobaczyłam, że kobieta wraz z jej papuzim towarzyszem wracali. Uśmiechnęłam się z do nich chytrze. Ona mnie jednak całkowicie zignorowała, robiąc długie kroki, a fotograf dalej kicał ponad kałużami z parasolką. Później z rękami skrzyżowanymi na piersi obserwowałam, jak wsiadają do czarnego samochodu. Początkowo sądziłam, że w środku jest jakiś szofer lub to Papuga będzie kierować, jednak kobieta widocznie zdecydowała się sama tym zająć. Grzecznie usiadł wraz z aparatem na tylnym siedzeniu. Odjechali.
- Kto to był? - zapytała cicho palaczka.
- Nie mam pojęcia, ale zrobili mi zdjęcie - mruknęłam z niezadowoleniem, przypominając sobie tamtą sytuację - Kompletnie nie da się z nimi dogadać. Mówią coś w jakimś innym języku z dziwnym akcentem. Przyjechali do Polski, a po polsku mówić nie umieją...
- Może po angielsku? To język między narodowy.
Zrobiło mi się gorąco. Międzynarodowy? To oznaczało, że każdy musiał go znać. Niestety ja miałam okazję porozumiewać się tylko po polsku i podjąć próbę kilku, nieco starszych rodzajów magicznej mowy, jednak szło mi to fatalnie. Kompletnie nie miałam do tego głowy.
- Tak? - wydusiłam z siebie. Zaśmiała się ironicznie, najwyraźniej rozumiejąc, co tutaj zaszło. Nie skomentowała tego jednak w żaden sposób. Oj no, każdemu zdarzają się błędy...
- Zróbmy wymianę - zaproponowałam po chwili, akurat wtedy, kiedy zduszała niedopałka butem.
- Jaką?
- Ty nikomu nie powiesz o mojej wtopie, a ja nie powiem Kai'emu o tym, że palisz.
- A miałaś zamiar to zrobić?
- Cóż, to już zostawię dla siebie - powiedziałam nieco nieprzyjemnym tonem. Zamyśliła się, po czym z zrezygnowaniem oznajmiła:
- Niech ci będzie - zrobiła pauzę - Ale obiecujesz?
Zaśmiałam się.
- Akurat słowa to ja zawsze dotrzymuję.
Trochę jej ulżyło. Wstała na równe nogi.
- Pracujesz tu? - Kiedy skinęła głową, zapytałam: - Masz przerwę?
- Coś w tym rodzaju... Jestem zwolniona z reszty godzin z dzisiaj.
Pokiwałam w zamyśleniu głową. Dobrze, że przynajmniej ktoś martwił się o utrzymanie domu w Mieście. Swoją drogą ciekawe, czy ktokolwiek go odwiedzał.
- Przestało padać. Wracasz do watahy? Możemy iść razem - zaproponowałam, choć raczej wolałam przebywać sama. Odrobina towarzystwa od czasu do czasu chyba jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

<Sierra? Ciesz się i raduj, że w końcu ktoś odpisał. Nic specjalnego co prawda... ale przynajmniej masz co pisać.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz