STYCZEŃ 2019
Sierra nie wyglądała, jakby ją cieszył powrót do pracy, ale uwierzcie – tak było, i mówię wam to ja.Może i praca jako sierżant na ludzkim komisariacie nie jest ani niezwykła, ani zupełnie zwyczajna, ale ma pewien urok, którego nie mogę jej odmówić. Nawet papierkowa robota pozwalała mi po prostu na chwilę zapomnieć o stuprocentowo magicznych problemach "mojej" watahy. Trudno mi było też powiedzieć, że czułam się dobrze – wciąż nie powróciłam do pełni sił po mojej morderczej wyprawie. Rzekłabym wręcz, że wciąż wyglądałam jak zmaltretowana anorektyczka. To z kolei zmartwiło mojego szefa (a to ci niespodzianka! On jednak ma ludzkie uczucia!). Nie jest do końca przekonany moim tłumaczeniem, że to tylko chwilowy kryzys zdrowotny.
No, cud, że po tej nieobecności nie wywalił mnie z pracy na zbity pysk, jestem ciekawa, czy Kai coś podziałał. Skarciłam siebie szybko w myślach, przypominając sobie, że to zbyt dojrzały wilk jak na mnie. Serce wie swoje, niestety!
– Norah? Jesteś pewna, że wszystko jest okej? – w zasadzie głos inspektora nie był zbyt przyjazny, ale wysilił się na nieco współczucia.
Wydęłam z irytacją policzki i odpowiedziałam patetycznym tonem:
– Nie potrzebuję współczucia, na serio, nie jestem małym dzieckiem. Dzięki za troskę.
Mężczyzna spojrzał na mnie z niepewnością wymalowaną na twarzy. Rzucił jeszcze:
– Wyjdź dziś dwie godziny wcześniej. Bez dyskusji. – z tymi słowami oddalił się w kierunku swojego gabinetu. Cudowne.
Mimo wszystko ucieszyło mnie jego zainteresowanie – pomimo wrodzonej niechęci do innych ludzi, potrafiłam docenić ich dobroć dla mnie. Pożyteczna umiejętność, szczególnie kiedy większość osobników uważa cię za szaloną i niewdzięczną.
Może i z tym szaleństwem mieli sporo racji – w głowie dźwięczał mi pełen troski głos Kai'ego, który opiekował się mną w trakcie "rekonwalescencji", który w pewnym sensie stał się moim aniołem stróżem na ten czas... Imponował mi. Pomimo tego, że zdecydowanie nie był ideałem mężczyzny, dostrzegałam w nim pewne oparcie, promieniował on bowiem spokojem i po prostu dobrocią... albo to że mną coś jest nie tak.
– Dobra, wychodzę. – powiedziałam szybko, wyrywając się z rozmyślań i wymaszerowując z komisariatu. Torba w dłoni nieznośnie mi ciążyła, może to zanik mięśni? Pomimo wszystkiego kucnęłam przy przystanku autobusowym i zapaliłam papierosa. Kojący smak nikotyny w ustach, drażniący zapach dymu... Do jakich środków człowiek nie sięga, by zagłuszyć swoje natrętne myśli?
– A zdaje się, że wilki nie mogą palić. – parsknął głos koło mnie.
– Widzisz, wyłamuję się że schematów. – odpowiedziałam bezwiednie.
<Ktoś, coś?>
Uwagi: Powinnaś inaczej zapisywać tytuły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz