Basior przez chwilę siedział w bezruchu, aż w końcu nie wyprostował się i odwrócił głowy w moją stronę. Przez mój pysk przez ułamek przebiegł cień przerażenia, ale starałam się to zamaskować. Miałam kompletny mętlik w głowie.
- Desari Valentine, członkini Watahy Magicznych Wilków, jak dobrze mniemam?
Valentine? O co chodzi? Czy takie nazwisko ma moja była nauczycielka? Jeśli tak, to skąd miał taką wiedzę? Przecież znając życie nie wiedział o nim nikt, albo tylko najbliższe jej osoby. Niepewnie skinęłam głową. Czułam bardzo wyraźny niepokój. Jego ciemnobrązowe oczy lustrowały moją sylwetkę od góry do dołu. Nie mrugał. Coś było z nim bardzo nie w porządku. Bardzo.
- Wyczuwam tu aurę zmiany sylwetki. Wróć, proszę do swojego prawdziwego ciała - zarządził bez emocji. Wstał. Był wysoki i dobrze zbudowany. Nie byłam w stanie dokładnie oszacować jego wieku. Raz zdawał się być młody, raz stary. Szarawe wzory na jego ciele mogły być kiedyś czarne... Oho, mrugnął.
- Rozkazuję ci wrócić do swego ciała, inaczej ja zrobię to za ciebie! - podniósł głos. Aż zadrżałam i lekko skuliłam - Jesteś na terenie mojej watahy.
Przeszłam w swoją prawdziwą postać. Czułam się przy nim dziwnie... goła. Szczególnie ten znajomy pysk... Wiedziałam, że nie da mi on spokoju aż do dnia, kiedy nie dowiem się, kim jest lub będzie mnie prześladował aż do śmierci. Nawet jeśli teraz nie widziałam nic, przez cały czas przed oczyma stała mi wizja jego sylwetki.
- Kogo my tu mamy... Czyż to nie czarna owca w rodzinie? Strachliwa i w dodatku ślepa Valka?
Spuściłam uszy. Zaczęłam drżeć. Skąd ten basior miał tyle informacji na nasz temat? Śledził Watahę Magicznych Wilków? Od jak dawna? Co planuje? Zaczęłam się wycofywać.
- Nie bój się... Dobrze wiesz, że ma sensu uciekać przed własną rodziną.
Miałam wrażenie, że moje serce stanęło w miejscu. Rodziną? Jakim cudem on...?
- Kim jesteś? - zapytałam, powstrzymując drżenie głosu.
- Twoim sprzymierzeńcem. Chcę tylko was przestrzec przed pewnym zdarzeniem... - oznajmił smutnym głosem. "Nie wolno mu ufać, nawet go nie znasz" - powtarzałam sobie w myślach. - Nasza rodzina jest przeklęta. Zgotowany jest dla niej zły los.
- Łżesz! - wykrztusiłam, cofając się jeszcze o kilka kroków.
- Nawet nie myśl o uciecze - jego głos przybrał znudzony ton - Nie zapominaj, że ty jesteś jedna, a nas wiele. Złapiemy cię w przeciągu kilku minut.
Dalej, durny demonie! Pomóż mi!
"Teraz ci się o mnie przypomniało? Nie będę się pojawiać na każdą twoją zachciankę i zdaj sobie z tego sprawę. To ty jesteś moją kukiełką, nie na odwrót" - warknął.
- Kontynuując... - poczułam, że nieznany basior się do mnie zbliżył - Szczeniak, który urodzi się już niebawem, umrze tuż po porodzenie, a para, która je spłodziła już nigdy nie będzie mogła mieć potomstwa.
Zrobiło mi się niedobrze. O kim on do diaska mówił? Z całą pewnością nie chodziło o mnie. Sohara znalazła chłopaka? Jakoś nie bardzo chciało mi się w to wierzyć. A Dan...? Boże, Dan.
- N-nie wierzę ci - wymamrotałam, nie bardzo już pewna swoich słów. Brzmiał jednocześnie złowrogo, ale i również tak, jakby z głębi serca rzeczywiście chciał pomóc.
- Wujkowi nie uwierzysz? - westchnął smutno. Zamarłam. Co on właśnie powiedział?
- C-co?
- Jestem kuzynem twojego ojca, Alexandra - zrobił krótką pauzę - Od wielu lat obserwowaliśmy waszą watahę i pilnowaliśmy, by nie stało się jej członkom nic złego. Gdyby nie my, Wataha Magicznych Wilków z całą pewnością już dawno by upadła.
Opuściłam uszy. Miałam mętlik w głowie. To wszystko zdawało się być nieprawdopodobne, ale i jednak teoretycznie możliwe. Z nadmiaru napierających emocji poczułam mrowienie w okolicach oczu. Już chwilę później po moim pysku spłynęła słona łza.
- Przemyśl to wszystko dobrze... Jeśli mi zaufasz, mogę podarować ci antidotum.
Przez chwilę milczałam, próbując sobie to wszystko ułożyć w głowie. Szaleństwo. To istne szaleństwo. Pomyśleć, że jeszcze jakiś czas temu siedziałam sobie spokojnie w swoim zaciszu w środku Zielonego Lasu i nie przejmowałam się niczym, prócz tym, że muszę pozbierać odpowiednią ilość ziół i po kryjomu, tak, aby nikt mnie nie dostrzegł, donieść do szpitala.
- J-ja... muszę pomóc Danowi - wykrztusiłam, ale zaraz po tym wykręciło mi łeb do tyłu tak gwałtownie, że aż zadzwoniło mi w uszach. Tak, jakby szarpnęła nią niewidzialna siła. - ...i chcę wiedzieć, co jest źródłem waszej mocy!
Mój głos stał się przerażający. Dziki, nienormalny, psychiczny, ledwo zrozumiały, syczący... sama nie panowałam nad tym, co właśnie powiedziałam. Byłam teraz całkowicie niezdolna do dobrowolnego ruchu.
- Akimitsu. Biegnij po Kei'a. Może być potrzebne jego pole siłowe - powiedział mój rzekomy wujek. Usłyszałam szuranie. Wilk, którego wysłał musiał się oddalać w naprawdę szybkim tempie.
- Odpowiedz, kmiotku! Powiedz mi! - Poczułam, że się do niego zbliżam. Co się dzieje?
- Co jeśli tego nie zrobię? Zniszczysz mnie?
- Bystry jesteś - z mojego gardła wydobył się cichy, szyderczy śmiech.
- Nie byłbym tego taki pewien - oznajmił, a jego głos zdradzał wyłącznie spokój i całkowite opanowanie. Nie bał się? Prawdę mówiąc nawet jeśli mu nie ufałam, zaczęłam go w duchu dopingować. Nie chciałam, aby stała się mu krzywda... Poza tym darzyłam go podziwem. To musi być mimo wszystkiego bardzo stresująca chwila...
- Awriealu, czy to ty? Pokaż się! - podniósł głos.
- Ani mi się śni! - po raz kolejny mimowolnie wybuchłam śmiechem, tym razem nieco dłużej, ale i bardziej szaleńczo. Już miałam się na niego rzucić z kłami i pazurami, kiedy usłyszałam dziwaczny dźwięk, przypominające zwarcie elektryczne. To jednak nie sprawiło, abym zaniechała swoich czynów. Rzuciłam się na przód... i od razu zostałam odrzucona. Poczułam ból w każdej części swojego ciała. Zupełnie jakby... popieścił mnie prąd.
- Zdą...żyłem... - wysapał wilk o głosie dużo delikatniejszym niż mój wujek. Gdyby nie zdradził swojej płci tym jednym słowem i równie dobrze mogłam pomyśleć, że jest młodą waderą.
- Jak zawsze w porę - oznajmił. Teraz uświadomiłam sobie, że to mógł być jeden z podwładnych mojego wujka, a mianowicie ów Kei.
- Rozkazuję wam mnie wypuścić! - ryknęłam i poczułam dreszcze przechodzące moje ciało. Oho, czyżby przemiana? Nie myliłam się, bo odzyskałam wzrok. Natychmiast zmieniłam sylwetkę i demon nazwany Awriealem zaczął miotać we wszystkie możliwe strony różnego rodzaju zaklęciami, jednak jaśniejąca kula, która mnie otaczała ani drgnęła.
- Hej, to trochę boli - mruknął z niezadowoleniem Kei. Słysząc to, demon zaczął wytwarzać jeszcze więcej barwnych iskier, jednak to wszystko na nic. Zaczęłam się miotać i próbować rzucać na barierę, ale to również nie poskutkowało.
- Czyżby opętanie? - zapytał podwładny.
- Na to wygląda.
Przez chwilę stali tak i na mnie patrzyli. Kiedy zaczęłam czuć zmęczenie spowodowane rzucaniem się we wszystkie strony, po prostu padłam na ziemię. Wtedy właśnie mogłam się uważniej przyjrzeć dwóm wilkom, które cały czas uważnie mnie obserwowały. Kei wyglądał na dziwnie drobnego u boku mojego wujka. Był znacznie smuklejszy, jednak nie tak chudy, jak ja. Miał odrobinę masy mięśniowej. Ponadto jego śnieżnobiałe futro przecinały błękitne wzory, które teraz świeciły jasnym blaskiem, identycznym jak ten, który wytwarzała kula. On również miał na ciele dziwne zniekształcenie wyglądające trochę jak szary strup... Jedynym wilkiem, który go nie posiadał był nie kto inny, jak przywódca tej watahy. Zwróciłam na niego wzrok, marszcząc brwi. Naprawdę chciałam otrzymać to lekarstwo, ale i za razem widziałam w nim coś dziwnie niepokojącego. Raz zgrywał mojego przyjaciela, a raz wroga... Był dla mnie prawdziwą zagadką.
- Antidotum... - szepnęłam już swoim głosem. Mój wujek patrzył na mnie w zamyśleniu jeszcze przez dobrą chwilę, aż nie skinął głową na Kei'a. Pole siłowe zniknęło, a ja dalej leżałam z bijącym sercem od wielokrotnego kontaktu z szalejącym prądem. Nie miałam siły się podnieść. Nie wiedziałam już nawet, w czyjej skórze się znajdowałam. Aby nie marnować więcej energii i uniknąć utraty przytomności, wróciłam do swojej prawdziwej formy. Kei wydał z siebie cichy okrzyk zaskoczenia.
- Posłuchaj mnie bardzo uważnie - zaczął mój wujek z całkowitą powagą - Awrieal nie jest takim łatwym przeciwnikiem. Kilka lat temu zaatakował jednego z członków mojej watahy. Niestety skończyło się to dla niego śmiercią. Awrieal jednak nie przejął jego duszy, przez co najwidoczniej do niedawna pałętał się po świecie i poszukiwał równie zrozpaczonych i słabych psychicznie wilków, które będą łatwe do zmanipulowania. Jeżeli nie będziesz się regularnie mu stawiać i pokazywać, kto tu rządzi, może się to skończyć tragicznie. Wtedy on całkowicie pochłonie twoje dobro, co pozwoli mu przetrwać przez kolejne lata. Ty za to będziesz istotą niecielesną, która będzie podróżować po świecie, identycznie jak Awrieal w poszukiwaniu dusz do zniszczenia...
- On też był kiedyś wilkiem?
- Prawdopodobnie tak... jednak było to wieki temu, gdyż widocznie stracił resztki swojego człowieczeństwa.
- Człowieczeństwa? - powtórzyłam zachrypniętym głosem. Przez chwilę milczał.
- Większą szansą jest to, że był niegdyś człowiekiem... Będąc demonem tego rodzaju rasa nie gra żadnej roli.
- Ten opętany wilk z twojej watahy... on walczył i umarł, prawda?
- Zgadza się - powiedział ledwo słyszalnie.
- I ja też umrę, ale nie stanę się demonem... tak?
Przez chwilę milczał, po czym wydał z siebie cichy pomruk, mający znaczyć to, że tym razem też mam rację.
- Ale... mam Naszyjnik Nieśmiertelności.
Zapanowała cisza.
- Sądzę, że w takim przypadku twoja przemiana w demona będzie dla Awrieala łatwiejsza, bo nie popełnisz po drodze samobójstwa.
Zdałam sobie z tego sprawę, że to miało sporo sensu. W końcu on sam kazał mi go ukraść... Wiedziałam, że nawet próba zdjęcia go może się skończyć tym, że on i tak ponownie pochwyci moje ciało i rozkaże mu na nowo założyć medalion.
- To co... z lekarstwem? - zapytałam, czując, że wracają do mnie siły.
- Nie mogę ci go wręczyć. Jest zbyt cenne, by narazić się na to, że Awrieal po drodze je zniszczy. Pamiętaj: on żywi się cudzą rozpaczą, a to byłaby doskonała okazja do tego.
<Mizuki?>
Uwagi: brak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz