Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

wtorek, 23 sierpnia 2016

Od Serill’a “Pora pożegnać wspomnienia” cz.1 (C.D. chętny)


Szedłem wzdłuż rozlewisk, mocząc łapy i skacząc w kałuże niczym szczeniak. Podszedłem do zarośli. Nagle jakaś wielka bestia skoczyła na mnie. Mignęła czerwono-pomarańczowa sierść i poczułem niepokojący ból w boku. Zamachnąłem się łapami w tamtym kierunku, lecz bez skutku. Rozwinąłem skrzydła, by odepchnąć napastnika. Kłapnąłem kilka razy zębami, za trzecim gryząc go w nogę. Zdałem sobie sprawę, że to nieprzyjacielsko nastawiony ognisty Kirin. Skoczyłem na niego i wbiłem kły w jego klatkę piersiową. Gdy z ulatywało z niego życie, poczułem, że cały płonę i to dosłownie. Krzyknąłem z bólu i pognałem ile sił w łapach do pobliskiej rzeki. Płomienie paliły moją sierść i skórę. Wskoczyłem do wody, gasząc ogień. W miejscach poparzeń nie czułem już bólu. Po pół godziny wyszedłem z wody i rozprostowałem skrzydła. Chciałem wzbić się w powietrze, lecz runąłem na ziemię. Wtedy do mnie dotarło, że moje pióra zostały zbyt uszkodzone, by latać.
Obudziłem się, cały się trzęsąc.
To tylko sen… - uspokajałem się. - Nic się nie stało. Masz skrzydła i możesz latać…
Usłyszałem burczenie w moim własnym brzuchu. Głód nie był moim ulubionym uczuciem. Niezadowolony z konieczności porzucenia myśli o głębokim i długim śnie bez koszmarów, postanowiłem udać się na polowanie. W tym celu pobiegłem do Zielonego Lasu. Trawa uginała się pod moimi łapami, gdy stawiałem kolejne kroki. Wiatr szeleścił liśćmi drzew i poruszał gałęziami. Całokształt wydawał się być tak spokojny, całkiem jak ja. Ominąłem jakiś kawałek drewna leżący na ziemi i rozmyślałem dalej. Tak cicho, przyjemnie… Mógłbym zostać tu na zawsze. Zbliżałem się do oświetlonej promieniami słońca polany. Bezszelestnie wskoczyłem na pobliskie drzewo, by przyjrzeć się bliżej. Wysunąłem przed siebie przednią łapę, by zapewnić sobie lepszą równowagę i zmrużyłem oczy. Dostrzegłem gromadkę szarych zajęcy, które na pewno uciekłyby mi oraz łanię, jedzącą trawę. Jej jasnobrązowa sierść połyskiwała w słońcu, a ona sama czasami strzygła uszami. Widać było, że to zdrowa i młoda sarna. Na pierwszy rzut oka niezbyt silna, dlatego zdecydowałem się na posiłek złożony z tej opcji. Jeszcze raz poprawiłem moją pozycję na gałęzi i odbiłem się tylnymi łapami. Przednie wyciągnąłem w kierunku ofiary. Spadłem na nią, drapiąc pazurami jej grzbiet. Zanim zdążyła mnie zrzucić, wgryzłem jej się w kark, a potem w tchawicę. Przynajmniej nie będzie umierała w cierpieniu, tylko szybko i prawie bezboleśnie. Zeskoczyłem z niej, a ona już leżała. Jej oddech zwalniał, a ona robiła się coraz spokojniejsza. Po kilku sekundach opuściły ją siły i zrobiła ostatni oddech. Potem jej ciało znieruchomiało na zawsze. Spojrzałem na nią z nieukrywanym współczuciem. Nigdy nie chciałem zabijać bezbronnych i niewinnych. Najchętniej zostałbym wilczym wegetarianinem, lecz moje ciało i duże zapotrzebowanie na białko mi na to nie pozwalało. Westchnąłem i zacząłem jeść moją zdobycz. Ciepła krew spoczęła na moich zębach, a smak mięsa uderzył w kubki smakowe. To był syty posiłek. Gdy zjadłem tyle, ile mogłem, zostawiłem resztki na ziemi. Może zje to ktoś inny, albo jakieś padlinożerne zwierzę. O ile takie tutaj żyją. Szedłem przed siebie, po prostu rozmyślając o tym wszystkim. Z tego błogiego stanu wyrwał mnie czyiś przyjazny głos.
- Cześć!

<Chętny?>

Uwagi: Nie "podeszłem", tylko "podszedłem". Nie "wegetarianem", a "wegetarianinem".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz