Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

sobota, 6 sierpnia 2016

Od Astrid "Obca czy znajoma" cz. 17

- To rany zaczęły trochę boleć… Nie ma o co się martwić. – powiedział basior. Chciałam coś powiedzieć, że jest o co się zamartwiać, ale nie zrobiłam tego. Powinnam się była chyba odsunąć, ale nie chciałam, ta chwila była taka… Nie wiem jak to określić. Idealna? Nie, ale gdyby nie ta sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy, gdyby nie to że Dante jest cały pokiereszowany to wtedy może byłaby taka. Staliśmy tak już od paru minut i kiedy miałam zamiar puścić już Dantego, ten położył łapę na moim grzbiecie. Zadrżałam lekko, ale w dość przyjemny sposób. Co nas zaprowadziło do tej chwili? Te wszystkie wydarzenia, to wszystko… Nie, stop. To nie ważne. Liczy się tylko to co dzieje się teraz.
- As? – przerwał ciszę Dante.
- Hm? – mruknęłam wracając na Ziemię.
- Nie mieliśmy wracać?
- Nie... – odpowiedziałam i wtuliłam w pysk w miękkie futro samca. Przyjemna woń, którą zawsze rozsiewał wokół siebie kojarzyła mi się z późnym latem, jednak teraz czułam ją o wiele wyraźniej, pachniał lasem, w którym jeszcze przed chwilą padał deszcz i czymś jeszcze, czego nie potrafiłam zidentyfikować. Po chwili zapomniałam o całym świecie, co było bardzo przyjemne. Liczył się tylko ten moment i tylko on. Reszta nie była ważna…
Po chwili usłyszeliśmy szelest z krzaków. Puściliśmy się i obróciliśmy w tamtą stronę. Kto to i czego teraz chce? Spodziewałam się, że ktoś zaraz wyjdzie zza krzewów, jednak nikt się nie pojawił. Może tylko nam się wydawało. Nie, jednak nie, znowu usłyszałam ten dźwięk tylko, że o wiele wyraźniej. Ktoś się zbliżał. Poczułam woń wilka. Spojrzałam na towarzyszącego mi basiora. Nie wyglądał najlepiej, krew zabarwiła opatrunki na czerwono. Samiec cofnął się do tyłu, a ja przybrałam odpowiednią pozycję, by od razu zaatakować przybyłego. Zza roślin wyłonił się wilk. Wyglądał na skołowanego i niepewnego. Jego uszy opuszczone były do tyłu, a ogon skulony. Bał się nas. Albo udawał.
- Kim jesteś? – warknęłam, wolałam mu nie ufać.
- Ja… Ja… - spojrzał na mnie, później na Dante, jakby szukając pomocy, znowu na mnie i tak jeszcze parę razy. Ja w tym czasie mu się uważnie przyglądałam. Był raczej niski i chudy, nie mógł mieć więcej niż dwa lata. Jego sierść była beżowa i czymś posklejana, w niektórych miejscach nie było jej w ogóle. Na piersi miał coś co wyglądało jak obszar poparzonej skóry. Sprawiał wrażenie słabego i niepozornego. Intensywnie żółte oczy rozszerzone były ze strachu i zdziwienia.
- Mów.
- Ja… Jestem Kei. – powiedział cicho, przez co nie byłam pewna czy jego imię brzmiało Kai czy Kei. Powoli się wyprostowałam.
- Kei? – wolałam się upewnić. Basior skinął głową. – Co tutaj robisz?
- Em… Zgubiłem się. – mruknął zawstydzony. Moje spojrzenie złagodniało. Wydawał się taki niewinny. Jak szczeniak… W sumie wyglądał jakby dopiero wkraczał w dorosłość.
- Skąd jesteś? – zapytałam. Może mógłby wrócić do swoich?
- Nie wiem… Moje stado jest watahą koczowniczą… Poszli beze mnie… - powiedział cicho. Spojrzeliśmy na siebie z Dante. I co teraz? Ten cały Kei nie może zostać sam, w końcu może być potencjalnym nowym członkiem, a takich nie możemy zniechęcać do watahy. Chociaż z drugiej strony basior nie wyglądał za dobrze. Jakby potwierdzając moje rozmyślenia zakaszlał. Serce zamarło mi w piersi. Tylko nie to...
- Jesteś chory? - zapytałam modląc się, żeby otrzymać przeczącą odpowiedź. Kei pokiwał głową na tak. No nie... Teraz to muszę się nim zająć, ale w tej chwili... Błagam, niech to będzie żart!
~ Co się martwisz? Jeśli zdechnie to trudno, ale koniec końców każdy umrze. Powinnaś mu pomóc i go zabić już teraz... - usłyszałam w głowie niski głos jakieś wadery. Nie ma mowy. Nie mogłabym tego zrobić...
- Powiedz mi, co my mamy z tobą zrobić? - zapytałam. "Zabić?" usłyszałam znowu ten głos. "Nie!" pomyślałam. Kto u diabła siedzi w mojej głowie? Kei spojrzał na mnie ze strachem w oczach.
- Kei... Dziwne imię... Trochę jak nasz Kai. - odezwał się w końcu Dante za co byłam mu bezgranicznie wdzięczna. - Dawno się tu plączesz? - powiedział i mrugnął. Dan, jesteś geniuszem! Szybko się odwróciłam i odeszłam najszybciej jak potrafiłam. Kiedy znikłam z ich pola widzenia puściłam się biegiem. Przebiegałam przez tereny nie zwracając uwagi na nic i nikogo. Po chwili byłam już przy zwłokach. Tuż obok nich zaczęłam kopać rozsypując wokół ziemię. Przeturlałam to co zostało z wilka do dziury i zaczęłam zakopywać. Jak się okazało kopanie było dużo łatwiejsze niż zbieranie rozrzuconej ziemi. Kiedy skończyłam westchnęłam ciężko i odeszłam parę kroków w tył przyglądając się miejscu spoczynku nieznanego wilka i zawyłam cicho. Sumienie nie dawało mi spokoju. Postanowiłam, że pójdę do szpitala zobaczyć czy ktoś nie przyszedł i nie potrzebuje mojej pomocy. Całą drogę pokonałam szurając łapami i pyskiem spuszczonym ku ziemi. Biedny...
Jaskinia była pusta i wyglądała bardzo ponuro. Rozejrzałam się wokół patrząc czy nikt nie idzie. W zasięgu mojego wzroku nie było jednak widać żywej duszy. Wzruszyłam ramionami i postanowiłam z braku innego zajęcia posprzątać trochę i wszystko poukładać na swoje miejsce, żeby później nie musieć niczego szukać.
Porządki przerwało mi uczucie, że ktoś tu jest. Obróciłam głowę w stronę wejścia do szpitala, gdzie wraz z Dante stał ten dziwny samiec, Kei. No tak, kaszel. Zaczęłam przypominać sobie przepisy na różne syropy. Postanowiłam, że zrobię sosnowy, bo nie mogłam przypomnieć sobie jakiegokolwiek, który robi się w krótszym czasie niż, w tym przypadku, pięciu godzin. Wzięłam do pyska pędy sosny i wymyłam je w drewnianej misce z wodą. Następnie wrzuciłam je do garnka wiszącego nad paleniskiem. Za mną pojawił się Dante, nie słyszałam kiedy podchodził. Odwróciłam się nerwowo.
- I jak? - szepnęłam, żeby Kei nas nie usłyszał.
- Ciężko powiedzieć. Mało mówił. - odpowiedział także szeptem - A tobie jak poszło?
Westchnęłam. Jak mi poszło?
- A jak mogło pójść? Zrobiłam to. - wyszeptałam czując, że mam łzy w oczach. Uśmiechnęłam się lekko i obróciłam do drugiego samca. Czując na sobie mój wzrok podniósł łeb i spojrzał mi w oczy. - Umm... Syrop będzie gotowy za około cztery godziny. Wytrzymasz?
- Tak. - odpowiedział. Zdziwiona, że otrzymałam słowną odpowiedź uniosłam brwi. - Ile macie lat?
Spojrzałam zszokowana na Dante. Nie wiedziałam co mam powiedzieć.
- Pięć, starzy już jesteśmy. - zaśmiał się Dante. Zwróciłam wzrok na przyjaciela.
- Że co? Przecież mamy dopiero dwa... - wyszeptałam starając się nie otwierać za bardzo pyska.
- Cii... Będziemy trochę starsi. Może być szpiegiem, już i tak za dużo mu powiedziałem. - odpowiedział szeptem.
- Co do tego ma nasz wiek? - zapytałam. Dan mnie jednak zignorował i zwrócił się z powrotem do Kei'ego.
- Kei... A ty ile masz lat?
- Kei? Jaki Kei? Nie znam żadnego Kei'ego. Jestem Erp. Mam cztery lata. - uśmiechnął się wesoło. Otworzyłam psyk ze zdziwienia.
- C-c-co? - zapytałam.
- To co powiedziałem. - roześmiał się kaszląc na koniec. - Czemu tak na mnie patrzycie? Mam coś na pysku?
- Nie... - mruknął Dante. Na naszych oczach basior właśnie zmieniał wygląd. Jego szara sierść zaczęła robić się coraz bardziej czerwona, a pierś żółta. Uszy się wydłużyły i miały teraz jakieś piętnaście centymetrów. Z głowy basiorowi zaczęła wyrastać bujna czarna grzywka, która zaczęła opadać na - fioletowe teraz - oczy. Jego sylwetka była teraz bardziej masywna i wyglądał jak zwykły magiczny wilk.
- No to o co cho... - zdanie przerwał mu atak kaszlu. - Przepraszam na chwilkę. - powiedział i w tym momencie jego oczy zaczęły się świecić.
- Co jest?! - zawołał Dante. Kei, Erp czy jak mu tam się otrząsnął. Jego oczy były znowu normalne. Westchnęłam z ulgą.
- Ach, nie macie mocy uzdrawiania, prawda? Przepraszam, że was zaniepokoiłem. - uśmiechnął się, po czym przyjrzał się Dan'owi. - Noo... Kolego, co ty ze sobą zrobiłeś? Pomóc ci?
- Emm... Może lepiej nii... - chciał zaprotestować Dante, jednak basior wstał i zamknął oczy. Kiedy je otworzył znowu się świeciły. Przerażona nie byłam w stanie się poruszyć i patrzyłam na scenę rozgrywającą się przede mną. Spojrzałam na Dante. Opatrunki zniknęły, a rany zaczęły się goić. Niesamowite... Po dłuższej chwili wszystko się skończyło. Dante był znowu zdrowy, a Erp - bądź Kei - uśmiechał się szeroko.
- Wow. To było... Wow. - zachwycał się Danny.
- Prawda? Połóż się jednak lepiej kolego, bo po TAKIM uzdrawianiu lepiej nie chodzić przez przynajmniej piętnaście minut. - powiedział. Mój przyjaciel posłusznie wykonał polecenie. - A ty, koleżanko, także się połóż. Twój kolega będzie tego potrzebował.
Speszona położyłam się obok Dantego. To coś w głosie Erpa kazało mi to zrobić... Jakie to było dziwne...
- O tak, właśnie tak. A teraz śpijcie. Tak, śpijcie. Dobranoc kolego, dobranoc koleżanko... - powiedział cicho Erp. Wtedy poczułam, że jestem bardzo śpiąca.
- Teraz jeszcze trochę zmienić im wspomnienia i będzie dobrze... - usłyszałam jeszcze głos basiora, zanim zasnęłam. Był taki kojący...

Uwagi: Wciąż poćwicz stawianie przecinków. Liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie.

3 komentarze:

  1. Taak, przecinki... Uch, najgorsze co może być... Przez całe opowiadanie starałam się pisać wszystko słownie i gdzieś musiałam chyba wrzucić z pośpiechu liczby. Jestem zdziwiona, że nie wspomniałaś o żadnym błędzie logistycznym. Nie wiem czy nie spisywalas wszystkiego czy rzeczywiście nie narobiłam żadnych większych błędów. No cóż, autor nie zawsze widzi wszystkie błędy ;) Jestem zaskoczona xd
    ~ Aisak (As)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedz mi jeszcze... To ostatnia część czy nie? Bo nie mam dostępu do HW. D:

      Usuń
    2. Napiszę tak jak na HW :)
      Tak. To będzie już ostatnia część, bo seria ciągnie się już bardzo długo i chyba lepiej w razie czego zacząć nową niż robić ciągle skoki w czasie... ;D

      Usuń