Już od samego początku moje życie było pełne smutku. Byłam w watasze
wilków... już nawet nie pamiętam jej nazwy. Byłam szczęśliwą wilczycą.
Żyłam beztrosko, myślałam, że już tak będzie zawsze, ale nie wiedziałam
co jeszcze mi zgotuje los...
Pewnego późnego wieczora, kiedy moi rodzice myśleli, że już śpię,
wyszłam z jaskini. Pobiegłam nad jezioro. Kochałam to miejsce. Woda była
tak przejrzysta i czysta, wokół rosły wysokie drzewa, z korony drzew,
było słychać śpiew ptaków. Zawsze przychodziłam to we dnie, jednak nie
wiedziałam, że wieczory mogą być tak piękne. Zimny, nocny wiatr
podmuchiwał lekko kołysząc od czasu do czasu moją gęstą sierść. Była
cisza, słychać było jedynie szum wody i głuche huczenie starej sowy.
Niebo miało kolor granatowy, tysiące gwiazd mrugało niczym stado
świetlików. Nie wyobrażałam sobie piękniejszego miejsca.
Nagle usłyszałam wycie wilka. Nie przypominało to jednak głosu
żadnego z mojej watahy, co najgorsze, zbliżał się. Po chwili zobaczyłam
czarną sylwetkę wilka o czerwonej grzywie i lśniących kłach. Zaczął
warczeć. Pojawiło się jeszcze wiele innych, podobnych wilków, które mnie
otoczyły i krążyły wokół mnie. Domyśliłam się, że wilk którego
zobaczyłam na początku jest Alfą. Nie wiedziałam co robić.
- A kto tu nas odwiedził? - zapytał drwiąco
- Nie ważne kto, wygląda apetycznie... - powiedział inny wilk.
Prześlizgnęłam się pod jakimś wilkiem i zaczęłam uciekać.
- Jaka ja jestem cholernie głupia! - wykrzyknęłam. Właśnie zdałam sobie
sprawę, że to nie jest teren mojej watahy. To jest pułapka!
Mimo tego, że całkiem szybko biegłam, stado wrogich wilków z
łatwością mnie dogoniło. Uciekałam w kierunku watahy co było wielkim
błędem, ale jeszcze w tedy nie zdawałam sobie z tego sprawy. Zdążyłam
jeszcze krzyknąć najgłośniej jak potrafiłam "Ratuuunku! Wroga
wataha!!!".
Moi rodzice poznali ten głos. Oboje wyruszyli mi na ratunek. Nastał
wielki chaos. Cała wataha drżała. Samice uciekały z dziećmi do kryjówek,
samce przystąpili do ataku.
Samiec Alfa popatrzył na mnie surowo. Wrogi wilk chwycił mnie w zęby.
Moja matka chciała mnie uratować, udało jej się, ale sama zginęła...
Tego dnia wszystko się zmieniło. Wataha na pewno nie chciała już
widzieć głupiego szczeniaka, który sprowadził na nią wielkie kłopoty,
prawdopodobnie nawet ją zniszczył. Postanowiłam uciec i zostać
samotnikiem. Tak dorastałam. Nauczyłam się walczyć, nie miałam sobie
równych. Czasem przydawało mi się to, gdy myśliwi chcieli mnie upolować,
bo nigdy nie widzieli takiego stworzenia, lub podczas pojedynków gdzie
mogłam wygrać jakieś przedmioty. Zwykle przyjmowałam lekarstwa, ponieważ
miałam słabą odporność i skłonność do alergii, dlatego często
chorowałam. Nauczyłam się także szybko biegać oraz pływać.
Podczas zajęć nigdy nie pomyślałam tak szczerze o swoim życiu. Gdzieś
tam, w głębi duszy czułam się samotna. Bardzo samotna. Pragnęłam się do
kogoś przytulić, znaleźć bratnią duszę, wystarczyłaby mi nawet zwykła
rozmowa o pogodzie. Cokolwiek. Ale nic z tego, byłam nieufna.
Pewnej nocy byłam już bardzo zmęczona. Położyłam się w swojej norze i
prawie natychmiast zasnęłam. We śnie ukazała mi się matka. Powiedziała:
"Dość już tej żałoby. Nie możesz żyć przeszłością. Idź, dołącz do
Watahy Magicznych Wilków, tam odmieni się twoje życie...". Obudziłam
się. Był wczesny poranek. Słońce dopiero wschodziło. "Wataha Magicznych
Wilków?" - od razu zadałam sobie to pytanie "muszę ją odnaleźć".
Przewidziałam, że to będzie długa podróż i prawdopodobnie już nigdy
tu nie wrócę, więc wzięłam z nory torbę, którą wygrałam na jednym z
pojedynków i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Zioła, jedzenie, puste, małe
miseczki i bransoleta mojej matki... Podarowała mi ją gdy umierała.
Założyłam ją na łapę. Poczułam jej obecność. Dodała mi siły.
Zorientowałam się, że jedzenie nie wystarczy mi na długo, więc poszłam
jeszcze do lasu pozbierać owoce leśne. Umyłam się w jeziorze,
wytrzepałam z resztę kropelek z mojej sierści i napiłam się wody ze
strumyka. Stwierdziłam, że nie wiadomo jakie warunki na mnie czekają,
więc wlałam sobie wody do słoika, tak na wszelki wypadek.
Ruszyłam w drogę. Maszerowałam przez trzy dni, każdy dzień był taki
sam, ale byłam wytrwała. Wiedziałam, że nie mogę protestować na wolę
mojej matki. Ukazywała mi się każdej nocy, powtarzała ciągle te same
słowa. Ale jak jeszcze daleko mam iść? Tego nie wiedziałam.
Następnego dnia zobaczyłam niezwykłą wilczycę. Miała grzywę, tak
dawno nie widziałam wilka z grzywą! To musiał być magiczny wilk.
- A więc Alfie, jesteś na miejscu!
CDN
Uwagi: "Wprawdzie" piszemy razem. Wrzosowa Łąka, tak więc powinnaś ją pisać z wielkich liter. "W wataszy"... skąd to się w ogóle wzięło? "W watasze" jak już. Można stawiać do max. 3 wykrzykników, a nie 5. "Następnego dnia zobaczyłam dwa niezwykłą wilczycę." - cooo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz