- Musimy jak najszybciej dostać się do naszej jaskini. - powiedziałem. - Chodź!
Ruszyliśmy. Biegłem ile sił w łapach. Nie mogę dopuścić, aby ten
oślizgły gad, który aktualnie siedzi w moim ciele zrobił Kii krzywdę.
Nie zniósłbym tego. Starałem się odpędzić od siebie wszystkie złe myśli
związane z moją partnerką. Pędziłem przed siebie, ocierając się o ostre
gałęzie i krzewy nie zwalniając tępa, ani na chwilę.
- Muszę tam być! Teraz, zaraz, natychmiast!
***
Gdy dotarłem na miejsce zorientowałem się, że Suzi zniknęła.
- Ch*lera, przecież biegła tuż za mną. - myślałem. - Pewnie zaraz mnie dogoni.
Wszedłem do jaskini i...zabolało.
Tak bardzo nie chciałem tego widzieć. Jasper obejmował Kiiyuko. Całowali
się. Na jej policzkach błyszczały już suche ślady po łzach. Płakała. Co
on jej naopowiadał?! Poczułem ogarniającą mnie złość.
- Nosz k*rwa mać zabije gnoja!
Cały zesztywniałem. Sierść na grzbiecie mi się zjeżyła. Zawarczałem
ukazując rząd ostrych kłów. W tym samym momencie "para" oderwała się od
siebie i spojrzała w moim kierunku.
- Ty... - wyszeptała Kii. - TY!!!
Rzuciła się na mnie.
- CO?!
W jej oczach widziałem tyle nienawiści. Wadera chciała zadać pierwszy
cios, lecz w porę udało mi się zrobić unik. Nie chciałem z nią walczyć.
- PRZEZ CIEBIE MOJA CÓRKA NIE ŻYJE! - wrzasnęła odwracając się w moją stronę.
Wyglądała jak opętana.
- Nie! Kiiyuko to ja...RAFAEL! - starałem się wybronić, ale ona zaczęła się śmiać.
- Niby mam ci uwierzyć?! -była jak w transie.
Po raz kolejny zaatakowała. Starannie unikałem płonących kul, którymi we mnie rzucała.
- Kii przestań! Nie chcę cię skrzywdzić!
- JUŻ TO ZROBIŁEŚ! ZABIŁEŚ MOJE DZIECKO, A TERAZ JA ZABIJĘ CIEBIE!!!
Nagle wilczyca zniknęła mi z pola widzenia. Rozglądałem się gorączkowo
jej wypatrując, ale nigdzie jej nie było. Chwilę później poczułem ostry
ból w kręgosłupie, z którego zaczęła lecieć krew. Wadera rozcięła mi
plecy. Upadłem na ziemię. Poczułem metaliczny posmak czerwonej cieczy w
pysku.
Nie miałem z nią najmniejszych szans.
- Kiiyuko proszę wysłuchaj mnie. - powiedziałem cicho. Czułem jak
uchodzi ze mnie życie. No tak...w ciele Jaspera nie jestem już
nieśmiertelny, czyli...to KONIEC.
- Nie ma o czym mówić. - odparła lodowatym tonem, powoli zmierzając w moją stronę.
Spojrzałem jeszcze w stronę wejścia do jaskini, gdzie stał Jasper. Patrzył. Śmiał się.
- Nienawidzę cię. - mówiąc to, obcięła mi ucho.
Jej oczy były czarne jak noc.
- Jesteś nic nie wartym śmieciem. - straciłem łapę.
- Zasługujesz na śmierć. - wypaliła mi oko.
- Proszę... - wykrztusiłem to jedno słowo razem z krwią.
Nagle zza drzew wyłoniła się Suzi.
- Nie mamo, nie!
- GIŃ!!!
<Suzi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz